Możesz wszystko. Bez względu na to, w jakiej sytuacji się znalazłeś. Takie jest motto Kasi.
Dwudziestoczteroletnią Olę Kamudę z Elbląga poznałam kilka miesięcy wcześniej. Wyróżniała się z grupy studentów dziennikarstwa, z którymi mam zajęcia na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Aktywna, przygotowana, rozsądnie odpowiadająca, zawsze obecna na każdych - bez wyjątku - zajęciach. Nie zdawałam sobie wówczas jeszcze sprawy, jak wiele musi ją to kosztować. Oprócz dziennikarstwa i komunikacji społecznej studiuje także filologię rosyjską, na którą poszła, by wspierać młodszą o niemal dwa lata siostrę Kasię. Obie siostry mówią, że od zawsze były ze sobą bardzo blisko i to, co przeżyły, sprawiło po prostu, że zżyły się jeszcze bardziej. - Często myślę, że gdyby to spotkało mnie, Kasia też by postąpiła w ten sam sposób. To taka siostrzana miłość - mówi Ola.
9 maja 2009 roku to dzień, który obie chciałyby wymazać z pamięci. - Zawsze mamy problem z tą datą, bo ilekroć staramy sobie przypomnieć, ile to lat już minęło, a zazwyczaj musimy to robić przy okazji kolejnego reportażu czy wywiadu, patrzymy na siebie i same siebie pytamy, czy to cztery, pięć, czy może już sześć lat temu. To chyba dlatego, że nie chcemy o tym pamiętać. To nie są miłe wspomnienia. Staramy się je podświadomie wyprzeć - mówi Ola.
Tego dnia wszystko się zmieniło. Ola pamięta go, ale chyba tylko dlatego, że skutki tego, co się wtedy wydarzyło, widzi na co dzień. Kasia pamięta jedynie chwile przed wypadkiem. - Wiem, co było wcześniej. Samego zdarzenia i tego, co się wydarzyło potem, już nie. Mam jakieś przebłyski, jak leżę. Ale nie wiem, czy to pamiętam, czy sobie wyobrażam - mówi.
Kasia spotkała się ze znajomymi. Poszli na polanę oddaloną o 2 kilometry od jej domu, na której często spotykała się młodzież. Miała wtedy 15 lat. - Ktoś rzucił pomysł, że będziemy wchodzić na słup energetyczny. Tak dla zabawy - wspomina Kasia. Tam poraził ją prąd.
Zawieźli ją do szpitala w Elblągu. Od razu amputowali jej nogę, bo była cała zwęglona. Z Elbląga została przetransportowana do Krakowa, gdzie amputowano jej obie ręce. - Lekarze wciąż nie ukrywali przed nami, że tu nie chodzi o jej ręce czy nogi, tylko o życie. Kasia miała bardzo rozległą ranę na brzuchu, poparzenia wewnętrzne, przeszła rekonstrukcję jelit, dlatego do tej pory jest na diecie i musi przestrzegać odpowiedniego trybu życia - opowiada Ola.
Porażona siostra miesiąc leżała na intensywnej terapii. - Od razu zdecydowałam, że opieka nad nią to mój priorytet. Nie chciałam, żeby wszystko spadło na głowę mamy - wspomina starsza siostra. Pamięta, jak bardzo bały się z mamą chwili, gdy trzeba będzie powiedzieć Kasi o tym, co się stało. Informację przekazała szpitalna psycholog. Kasia, gdy jej wysłuchała, odpowiedziała po prostu: "Aha". Na tyle pozwoliły jej zażywane środki przeciwbólowe. Mimo to Kasia przyznaje, że z pobytem w szpitalu wiążą się dobre emocje, bo spotkała tam wiele życzliwych osób. - Choć było naprawdę ciężko. Po wybudzeniu ze śpiączki musiałam uczyć się od nowa oddychania, siadania, wstawania, leżenia, zasypiania w odpowiedniej pozycji. To wszystko zajęło mi naprawdę dużo czasu. Było z tym mnóstwo pracy - wspomina.
Z artykułu dowiedzieliśmy się, jak sobie teraz radzi w dorosłym już życiu.
Wszystkie komentarze