Fot. Tomasz Waszczuk / Agencja Wyborcza.pl
1 z 7
Olsztyn miastem sygnalizatorów
Najdłużej z wymienionej trójki pracował w ratuszu. To się zresztą nie zmieni. Teraz będzie bowiem specjalistą w jednostce zajmującej się m.in. zagospodarowaniem brzegów Jeziora Krzywego.
Szefem ówczesnego Miejskiego Zarządu Dróg, Mostów i Zieleni zo-stał w lutym 2001 roku. Przez dziesięć lat urzędowania krytyka na jego działania płynęła z każdej strony. Kierowcy narzekali na powolny i nie pozbawiony wad sposób wprowadzania tzw. zielonej fali. Nie mogli zrozumieć, czemu na ich drodze pojawiają się kolejne sygnalizatory, przez które dłużej stoją czekając na zielone światło, niż jadą. Na forum Gazety Wyborczej proponowali nawet, aby umieścić sygnalizator w logo miasta, bo to najlepiej zilustruje sytuację na olsztyńskich drogach.
Fot. Tomasz Waszczuk / Agencja Wyborcza.pl
2 z 7
Ścieżki rowerowe budowane bez ładu
Niezadowoleni byli też rowerzyści. Nie pojmowali logiki, według której budowane są dla nich ścieżki. Zazwyczaj trasa niespodziewanie kończyła się po kilkudziesięciu metrach. Cykliści próbowali przekonać pracowników zarządu dróg, że takie działania nie mają sensu, ale po dziesięciu latach w Olsztynie niewiele się w tej kwestii zmieniło. Nadal nie ma możliwości, żeby płynnie przejechać większy kawałek miasta.
Fot. Tomasz Waszczuk / Agencja Wyborcza.pl
3 z 7
Zamykane kolejne przejścia dla pieszych
Do grona narzekających na drogowców dołączyli w końcu i piesi, którym zaczęto zamykać kolejne przejścia tłumacząc, że wyjdzie im to na zdrowie. Drogowcy zafundowali też na każdym już chyba możliwym skrzyżowaniu guziki, które zamiast ułatwić przejście na drugą stronę, często je uniemożliwiają.
Fot. Tomasz Waszczuk / Agencja Wyborcza.pl
4 z 7
Brzydkie żółte barierki w abstrakcyjnych miejscach
Za czasów Pawła Jaszczuka do rangi symbolu urosły żółte barierki typu olsztyńskiego, które zaczęły pojawiać się w najbardziej abstrakcyjnych miejscach. Za każdym razem, gdy drogowcy je stawiali zasłaniali się słowem kluczem: bezpieczeństwo. I to miało ucinać wszelkie zarzuty i dyskusje.
Fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Wyborcza.pl
5 z 7
Brak dialogu z innymi środowiskami
Niestety dyrektor kiepsko przyjmował nie tylko krytykę, ale również pomysły społeczników oraz mieszkańców. Uwagi traktował nie jako podpowiedź, którą warto rozpatrzyć, ale atak. Jeśli ktoś się nie zgadzał się z jego wyjaśnieniami, miał się nie znać bądź nie rozumieć drogowców. Paweł Jaszczuk nie chciał rozmawiać z mediami, ani odpowiadać na pytania. Ale nie tylko. Brak dialogu prowadził do konfliktów z różnymi środowiskami. Jednym z najgłośniejszych ostatnio była kłótnia o budowę ścieżki rowerowej wokół Jeziora Długiego (na zdj.).
Fot. Tomasz Waszczuk / Agencja Wyborcza.pl
6 z 7
Drogowcy mieli za dużo na głowie
Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem prezydenta, że kierowanie tym wydziałem przypomina siedzenie na rozżarzonym węglu. Prawdą jest też, że nie można winić Pawła Jaszczuka za całe zło, które działo się w mieście. Chociażby ze względu na to, że jednostka, którą kierował zajmowała się bardzo szerokim zakresem spraw. Od drobnych, jak naprawa chodników, ustawianie śmietników, łatanie dziur, sadzenie drzewek, po znacznie poważniejsze np. odśnieżanie, czy nadzorowanie kluczowych inwestycji.
Fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Wyborcza.pl
7 z 7
Czara goryczy przelała się
Dopiero niedawno władze miasta zauważyły, że może to zbyt wiele, jak na jeden wydział. Pod koniec 2009 roku prezydent ogłosił, że powoła Zarząd Zieleni Miejskiej, który zdjął drogowcom z głowy sporo spraw. W lipcu zaś wiceprezydent Bogusław Szwedowicz zdecydował, że drogowcy wrócą na ulice i nie będą dłużej odpowiadać za inwestycje. Zmiany najwidoczniej przyszły za późno. Choć Piotr Grzymowicz długo stawał po stronie dyrektora Jaszczuka, tłumaczył jego posunięcia, a czasem negocjował w konfliktach, czara goryczy przelała się. Prezydent uznał, że Jaszczuk musi odjeść, aby nieco ostudzić emocje mieszkańców.
Wszystkie komentarze