Prezentowane tytuły weszły oficjalnie na ekrany olsztyńskich kin 31 stycznia. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków "Co Jest Grane 24".
REKLAMA
Kadr ze zwiastuna/YouTube
1 z 8
Chłopiec i wilk
Francja 2019
Komediodramat. Dziewięcioletni Hugo i jego kuzyni spędzają wakacje nad morzem, w domu babci Sary. Pewnego dnia babcia zdradza im, że w jej 80. urodziny ma po nią przyjść zły wilk. Dzieci postanawiają ją uratować.
pmoss
Helios, Multikino
Kadr ze zwiastuna/YouTube
2 z 8
Głębia strachu
USA 2020
Horror science fiction inspirowany "Obcym".
Ekipa eksploratorów dna oceanu zostaje zdziesiątkowana w wyniku wstrząsu tektonicznego. Ci, którzy przeżyli, próbują się wydostać z podwodnej pułapki. Są nieświadomi, że śledzi ich bardzo nieprzyjazny mieszkaniec głębin.
Helios
3 z 8
Kwas ****
Rosja 2018 (Kisłota). Reż. Aleksandr Gorczilin. Grają: Filipp Awdiejew, Aleksander Kuzniecow, Aleksandra Riebienok
Dramat psychologiczny. O "młodych skwaszonych", dręczonych splinem i kompletnie zagubionych dwudziestoparolatkach z Moskwy.
Tytułowy "kwas" nie oznacza tu LSD (choć samobójstwo, które na początku filmu popełnia przyjaciel dwóch głównych bohaterów, jest zapewne efektem "złego odjazdu"), ale dosłownie kwas nadchlorowy. Za jego pomocą pojawiający się tu biseksualny, choć może całkiem homoseksualny, a pozorujący "normalność", artysta Wasiliks rozpuszcza socrealistyczne rzeźby swojego ojca, a mocno już zniekształcone sprzedaje jako nowoczesne dzieła sztuki. Trudno o bardziej czytelną metaforę skorodowania wartości odziedziczonych po rodzicach.
Rodzice w filmie - reżyserskim debiucie aktora ze studia Kiryłła Sieriebriennikowa, grającym m.in. w "Uczniu" i "Lecie" - charakteryzują się tym, że albo ich nie ma, albo nie można na nich w żaden sposób liczyć. Sasza, aspirujący muzyk, mieszka z babcią, ojciec zniknął lata temu, a matka próbuje odzyskać równowagę duchową, medytując w Kambodży. Jego przyjaciel Pietia, nierobiący w zasadzie nic oprócz snucia się z zachmurzoną miną, jest skłócony z matką, a z ojcem oligarchą nie ma żadnego kontaktu. Zamykająca film dedykacja "Matkom i ojcom" brzmi cokolwiek sarkastycznie.
Jak się nie ma naprzeciwko siebie ojca, to trudno się nawet porządnie zbuntować. Nasi "osieroceni" bohaterowie żyją więc w pustce, w poczuciu bezcelowości: nawet muzykowanie Saszy to trochę fikcja. Ot, wpadną po pogrzebie kumpla do klubu techno, łykną ekstazy, poimprezują itd., ale ich życie wypełnia głównie nuda. A z nudy często się biorą głupie pomysły, czasem autodestrukcyjne, czasem mające wybadać granice tego, co dopuszczalne, czasem jedno i drugie. Sasza niedawno się poddał obrzezaniu, choć trudno znaleźć dla tego zabiegu jakiekolwiek uzasadnienie (szukanie pretekstu, aby nie sypiać ze swoją dziewczyną, to trochę mało) i wygląda na akt czystego samookaleczenia. Pietia po orgii u Wasiliksa pociąga łyk żrącego kwasu. Chce się ukarać za słowa, jakie rzucił do stojącego za balustradą balkonu przyjaciela ("Jak chcesz, to skacz")? A może tylko z ciekawości, jak smakuje? Lepiej już czuć ból, niż nie czuć niczego. Zaś w życiu Saszy i Pieti nie ma żadnych uczuć. Nawet ich przyjaźń - która w tego typu filmach jest często ostatnią deską ratunku - jest jakaś niemrawa i dziwnie chłodna. Zapewne znajdą się krytycy, którzy będą tłumaczyć ich postępowanie nieuświadomionym bądź kryptohomoseksualizmem, ale to trochę dowolna interpretacja.
"Kwas" - obwołany w Rosji "manifestem pokolenia", choć to raczej jego portret - ma cokolwiek teatralny charakter - jakby był pierwotnie planowany jako spektakl. Czasem zbyt głośno krzyczy, co robi się zwykle, gdy nie można znaleźć odpowiednich słów. To bardziej impresja niż opowieść z porządnie pociągniętą intrygą. Ale film jako całość jest ciekawy, niesztampowy i nawet najbardziej stereotypowe elementy traktuje niestereotypowo. I co najważniejsze - ma klimat. Nie muszę chyba dodawać, że bardzo niewesoły.
Paweł Mossakowski
Awangarda 2
Kadr ze zwiastuna/YouTube
4 z 8
Małgosia i Jaś
Irlandia/Kanada/USA 2020
Horror oparty na baśni braci Grimm. Małgosia i jej mały braciszek Jaś, idąc przez ciemny las, trafiają do chatki złej czarownicy.
Helios, Multikino
Fot. Gutek Film
5 z 8
Poznajmy się jeszcze raz ****
Francja 2019 (La Belle Époque). Reż. Nicolas Bedos. Aktorzy: Daniel Auteuil, Guillaume Canet, Doria Tillier, Fanny Ardant
Czy z odgrzewania wspomnień może wyniknąć coś dobrego? Odpowiedź przynosi francuski komediodramat z Danielem Auteuilem.
Bohaterem "Poznajmy się jeszcze raz" jest zgorzkniały i nieporadny rysownik Victor. W przeciwieństwie do żony-psychoterapeutki nie nadąża za pędzącym światem. Marianne ma w końcu dość i wyrzuca go z domu. A gdyby tak przenieść się do "prehistorii", kiedy jeszcze sypiali ze sobą, a życie wydawało się prostsze? Zaraz, zaraz. Przecież Victor dostał w prezencie voucher na. podróż w czasie. Trafia do wielkiej hali przypominającej plan filmowy, gdzie mija pruskich żołnierzy i damy dworu na papierosie. Zamiast spędzić wieczór z Hemingwayem czy pobyć Marią Antoniną, o czym marzą inni klienci, woli odtworzyć przy pomocy statystów pewne spotkanie z 1974 roku. Goli brodę, wskakuje w ciuchy z epoki i jako młodsza wersja siebie siada przy stoliku w scenografii imitującej wnętrze lyońskiego baru. Z ulgą paląc gauloises, czeka, aż w drzwiach pojawi się Marianne, jego przyszła żona. Czy raczej wcielająca się w nią aktorka imieniem Margot. Ale czy ma to aż takie znaczenie?
Przyjemnie ogląda się Daniela Auteuila oraz Fanny Ardant nie bez ironii grających wypalenie w małżeństwie. W zderzeniu tych dwóch postaci i ich odmiennych potrzeb reżyser Nicolas Bedos próbuje uchwycić specyfikę naszych czasów. Jak wtedy, gdy kładą się do łóżka: ona mrugnięciami oka przerzuca pejzaże nasenne w okularach VR, on woli papierowe kartki książki. Nie idzie za tym jednak szczególnie oryginalna refleksja.
Twórca "Poznajmy się jeszcze raz" bawi się nawiązaniami do lat 70. Humorem rozbraja idealizujące podejście "kiedyś było lepiej", jak również obyczajowe pogmatwanie sytuacji między Victorem, Marianne a jej kochankiem. Nie stosuje przy tym prostych farsowych rozwiązań. Jego taktyka przywodzi na myśl styl Charliego Kaufmana, inscenizacja wspomnień staje się materiałem na słodko-gorzką mieszankę rozliczeń, romantycznych uniesień oraz wzruszeń.
Dobrze napisane dialogi pozwalają na prowadzenie gry pomiędzy prawdą a fikcją na kilku płaszczyznach, także autotematycznej. W pewnym momencie Margot (Doria Tillier) odchodzi od scenariusza sceny w barze. Mówiąc z wyrzutem do Victora, zwraca się tak naprawdę do narcystycznego reżysera tego widowiska, a zarazem swojego eks (Guillaume Canet), obserwującego wszystko zza weneckiego lustra. Bedos chciał w ten sposób przeprosić Tillier za to, że musiała się zmagać z jego wahaniami nastrojów na planie "Pan i pani Adelman".
Choć bohater Auteuila doskonale zdaje sobie sprawę, w czym uczestniczy, z czasem nieśmiało poddaje się iluzji i urokowi pięknej aktorki. A może pomylił miłość z nostalgią? Nawet jeśli w trakcie tego, wydawałoby się, kontrolowanego powrotu do przeszłości, zapląta się w napisanej przez kogoś intrydze, czyż nie przeżywa czegoś autentycznego? To forma terapii, która pozwoli mu się przebudzić.
Bedos nie pozostawia złudzeń: nie da się w nieskończoność żyć przeszłością, przyjdzie wreszcie moment konfrontacji z teraźniejszością.
Piotr Guszkowski
Awangarda 2, Multikino
fot. Forum Film Poland
6 z 8
Superpies i Turbokot
Wielka Brytania 2019
Animowany. Pies Buddy zostaje w 1969 r. wystrzelony w kosmos i 50 lat później ląduje w amerykańskim miasteczku, gdzie zwierzęta są nienawidzone i tępione. Tu odkrywa, że ma niezwykłe supermoce, i jednoczy siły z kotem Felixem, który chciałby zostać kocim Batmanem.
Helios, Multikino
YouTube
7 z 8
Małe kobietki *****
USA 2019 (Little Women). Reż. Greta Gerwig Aktorzy: Saoirse Ronan, Florence Pugh, Timothée Chalamet, Laura Dern, Emma Watson, Eliza Scanlen, Louis Garrel, Bob Odenkirk, Meryl Streep
Kostiumowy. Kolejna - i bardzo udana - ekranizacja klasycznej powieści Louisy May Alcott.
Ekranizacja dokonana przez Gretę Gerwig ("Lady Bird") jest ósmą z kolei, z tym że poprzednia (z Winoną Ryder) ma już ponad ćwierć wieku. O ile jednak w 1994 r. przełożono książkę na film "po bożemu", zachowując zgodny z powieścią chronologiczny układ wydarzeń, to tutaj akcja rozgrywa się w dwóch planach czasowych, swobodnie przeskakując od teraźniejszości do przeszłości i z powrotem. Przeskoki te bywają niekiedy raptowne, dlatego film wymaga większej niż zwykle koncentracji i domyślności, co uważam zresztą za jego zaletę - lubię, jak reżyser ma zaufanie do widza.
"Małe kobietki" opowiadają o losach czterech sióstr: Meg, Jo, Beth i Amy, które podczas wojny secesyjnej mieszkały z matką, panią March (Dern), w niewielkiej posiadłości w Massachusetts. Ojca nie było, służył w armii jako kapelan wojskowy, a pozostawiona w domu rodzina z trudem wiązała koniec z końcem. Zaś w bliskim sąsiedztwie mieszkał bogaty wdowiec, którego przystojny wnuk Laurie (Chalamet) odegrał potem w życiu naszych bohaterek znaczącą rolę.
Ale to wszystko odsłaniane jest w retrospekcjach, a film Gerwig zaczyna się siedem lat później, gdy siostry są już po dwudziestce. Najstarsza Meg (Watson) wychodzi za mąż za nauczyciela Lauriego i wydaje się szczęśliwa, choć klepią biedę. Jo (Ronan) jest w Nowym Yorku, mieszka w pensjonacie, gdzie jednym z lokatorów jest niemiecki filozof (Garrel), i próbuje utrzymać się z pisania. Amy (Pugh) przebywa w Paryżu, gdzie zamierza studiować malarstwo, choć bogata ciotka (Streep), w towarzystwie której podróżuje, przekonuje ją, że dla kobiety znacznie lepszym rozwiązaniem jest bogato wyjść za mąż. Chorowita Beth (Scanlen) została w domu, gdzie doskonali swoje umiejętności muzyczne.
Główną bohaterką filmu jest Jo, stawiająca pierwsze kroki w literaturze i desperacko próbująca pogodzić swoje ambicje artystyczne z wymaganiami rynku (zabawnie definiowanymi przez jej wydawcę: "Kobieta na końcu musi wyjść za mąż. Albo umrzeć"). Jo chciałaby się utrzymać z pisania, a jednocześnie wyrazić siebie w pełni. Czy jest to możliwe? My, widzowie, możemy jej dylematy śledzić na bieżąco, gdyż film - i to jest drugi, bardzo radykalny pomysł Gerwig - jest tożsamy z pisaną przez Jo powieścią, ma swoją warstwę meta.
"Małe kobietki" są więc opowieścią o narodzinach pisarki, ale oczywiście nie tylko. Ich mozaikowa, wielowątkowa struktura mieści jeszcze wiele tematów i wątków. Film, który - uwzględniający współczesną feministyczną wrażliwość - zrobiony jest z biglem, energią, precyzją (ach, ten radosny, pięknie zorganizowany chaos panujący w domu państwa March) i doskonałym poczuciem rytmu. Jest świetnie - inteligentnie, a nie efekciarsko - zmontowany, bardzo dobrze, równo zagrany, ma też urzekająco piękne zdjęcia. Otrzymał zasłużoną nominację do Oskara w kategorii "najlepszy film", ale sama reżyserka już nie, co uważam za niesprawiedliwość. Można to traktować jako gorzką pointę opowieści: XIX-wiecznym pisarkom było ciężko, ale współczesnym reżyserkom też lekko nie jest.
Paweł Mossakowski
Multikino
Fot. Nowe Horyzonty
8 z 8
Szybcy i śnieżni ****
Kanada 2018 (Racetime). Reż. Benoit Godbout, Jean-François Pouliot, François Brisson. Dubbing: Brygida Turowska, Igor Walaszek, Karol Jankiewicz
Animacja o paczce przyjaciół kochających ściganie się na sankach.
Na finiszu wyścigu saneczkowego dochodzi do wypadku. Sophie, która pewnie zmierzała po zwycięstwo, traci kontrolę nad pojazdem, po czym ląduje w zaspie. Zamiast sprawdzić, czy nic jej się nie stało, Frankie ma pretensje, że rozbiła sanki jego konstrukcji. Po oględzinach odkrywa jednak, że to nie wina przyjaciółki: ktoś majstrował przy sworzniu zwrotnicy. Ślad wiedzie do tajemniczego i zarozumiałego Zacka, który przełamał hegemonię Frankiego na torze. Tylko jak udowodnić mu sabotaż? Zaczyna się zabawa w małych detektywów. Ostatecznie udaje się doprowadzić do rewanżu, w którym wszystkie chwyty są dozwolone.
Czuć, że bohaterowie przeżyli wcześniej przygodę, której nie dane nam było obejrzeć ("Bitwę na śnieżki" z 2015 roku pokazywano na festiwalach). Ale jeśli już, to raczej zarzut wobec dystrybutora, a nie twórców. Choć "Szybcy i śnieżni" podążają dość utartą ścieżką, podoba mi się próba przełamania pewnych schematów, także wizualnych (Kanadyjczycy poruszają się w świecie animacji komputerowej 3D bez kompleksów, mimo że technologicznie ustępują amerykańskim studiom). Po pierwsze, chłopcy są tu konstruktorami, szybkością i talentem w bezpośredniej rywalizacji na śniegu wykazać się mogą dziewczyny. Po drugie, scenarzyści wyraźnie próbują odejść od jednoznacznego podziału bohaterów na dobrych i złych.
Zack nosi okulary przeciwsłoneczne, Frankie w typie kujona: okrągłą oprawkę sklejono plastrem z kwadratową, w obu zwykle lekko oszronione szkła. Lecz to powierzchowne różnice. Kiedy chłopcy omawiają wizję rozbudowy toru przed rewanżem, rozumiemy, ile naprawdę ich łączy. Nie muszą być wcale wrogami. Nad wspólną pasją górę bierze jednak rywalizacja, coraz bardziej zaciekła. Jasne, Zack gotów jest uciec się do oszustwa i szpiegowania, ale to żaden geniusz zła - raczej samotny, wykluczony dzieciak, który nie miał skąd czerpać pozytywnych wzorców. Użyczający mu głosu Igor Walaszek nagrał piosenkę promującą film. Jednocześnie widzimy, co żądza rewanżu robi z Frankiem: chęć potwierdzenia własnego geniuszu stanie się dla niego ważniejsza niż lojalność wobec paczki przyjaciół. Ale nawet jeśli ktoś cię rozczaruje, nie przestaje być od razu twoim kumplem.
"Szybcy i śnieżni" ogrywają zresztą wszystkie prawdy na temat przyjaźni. Uczą, że przegrywać też trzeba umieć oraz jaką wartość ma fair play.
Wszystkie komentarze