Prezentowane tytuły weszły na ekrany olsztyńskich kin 24 stycznia. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków "Co Jest Grane 24".
REKLAMA
Fot. Materiały prasowe
1 z 8
1917 ****
Wielka Brytania, USA (1917). Reż. Sam Mendes. Aktorzy: George MacKay, Dean-Charles Chapman, Mark Strong, Andrew Scott, Colin Firth, Benedict Cumberbatch
Sam Mendes przenosi widzów na front w tytułowym roku 1917. Oscarowy faworyt to kino wojenne, które zachwyca od strony realizacyjnej, ale z minuty na minutę coraz bardziej rozczarowuje fabułą.
Kopniak budzi nas ze snu na trawie i wciąga w codzienność I wojny światowej. - Weź kogoś i ekwipunek - słyszy starszy szeregowy Blake. Po chwili razem ze Schofieldem stoją przed generałem: mają przedostać się za linię wroga i dostarczyć rozkaz odwołania jutrzejszego ataku. Inaczej na pewną śmierć, wprost w niemiecką zasadzkę, pójdzie 1,6 tys. brytyjskich żołnierzy - wśród nich brat Blake'a. We dwóch wyruszają na samobójczą misję.
Droga wiedzie najpierw wśród spojrzeń rannych i wycieńczonych, niedowierzających w powodzenie posłańców. Potem wraz z bohaterami brniemy przez morze błota, ogromne leje, gdzie spływa deszcz, a na gnijących zwłokach ludzi i koni żerują szczury. Przedzieramy się wyrwą w drutach kolczastych przez pas ziemi niczyjej aż do niemieckich okopów, które wedle informacji sztabu mają być opuszczone. Trafiamy do upiornego labiryntu tuneli i bunkrów.
Rytm wędrówki przerywają nagłe momenty grozy. Są jak zegar, który wybija równe godziny, przypominając o upływającym czasie.
Docenić należy szczególnie wysiłki operatora Rogera Deakinsa. To właśnie pracy kamery, która prowadzi nas za bohaterami lub obok nich niczym oczy niewidocznego współtowarzysza, zawdzięczamy wyjątkowe doświadczenie filmowe. Wyprawa do północnej Francji została znakomicie zrealizowana: nakręcona w długich ujęciach i zmontowana tak, że właściwie nie widać szwów pomiędzy cięciami.
Początek trzyma za gardło, udziela nam się przerażenie Blake'a i Schofielda w chaosie wojennych okropieństw zdanych wyłącznie na siebie. Wrażenie psuje z czasem nagromadzenie patosu i schematów w ramach tej prostej fabuły przypominającej liniowe rozgrywki z gier komputerowych w podobnej scenerii. Inspirowana opowieściami dziadka reżysera historia w pewnym sensie zatacza koło. Nieznośnie robi się po przekroczeniu rzeki. Czekają nas wtedy najgorsze klisze wojennych narracji. Chociaż apokaliptyczna wizja w płonącym mieście czy survivalowe ujęcia w nurcie rzeki mają moc oddziaływania. Natomiast kluczowa sekwencja z końcówki została zbytnio wyeksploatowana w zwiastunach.
Gdybym nie zobaczył sugestywnego dokumentu Petera Jacksona "I młodzi pozostaną", "1917" zrobiłoby nam mnie pewnie większe wrażenie. A tak doceniam kunszt i warsztat techniczny. Film niesie antywojenne przesłanie, przypomina "Szeregowca Ryana": u Mendesa idzie o uratowanie całego batalionu, choć determinacji bohaterom niewątpliwie dodaje świadomość, że służy w nim brat jednego z nich. Główne role reżyser powierzył nieco mniej znanym aktorom (George MacKay i Dean-Charles Chapman). Gwiazdy obsadził w epizodach (m.in. Colin Firth w roli generała, Andrew Scott gra dowódcę najdalej wysuniętego przyczółku linii okopów, a Benedict Cumberbatch pułkownika, do którego wiadomość ma dotrzeć).
"1917" na koncie ma już dwa Złote Globy i pozostaje faworytem do Oscarów w głównych kategoriach. Według mnie na statuetkę zasłużył zdecydowanie Deakins (za zdjęcia). Oby tylko członkom Akademii nie przyszło do głowy nagradzać scenariusz!
Piotr Guszkowski
Helios, Multikino
Fot. Ben Rothstein/United International Pictures Sp z o.o. / Ben Rothstein
2 z 8
Bad Boys for Life
USA/Meksyk 2020
Komediowe kino akcji.
Trzecie - i podobno najlepsze - spotkanie z parą policjantów z Miami, Mike'm (Will Smith) i Marcusem (Martin Lawrence).
Helios, Multikino
Fot. Peter Hartwig/Kino Nowe Horyzonty
3 z 8
Błąd systemu *****
Niemcy 2019 (Systemsprenger). Reż. Nora Fingscheidt Aktorzy: Helena Zengel, Albrecht Schuch
Dramat psychologiczny choć może społeczny? O dziewięcioletniej, pełnej wściekłości na świat i czasami niebezpiecznej dziewczynce, wobec której system edukacji/prawa/opieki jest bezsilny.
Dziewięcioletnia Benni nie jest typową dziecięcą, słodką i wzruszającą bohaterką. Ma wprawdzie anielskie blond włoski, nosi różową kurteczkę, ale już w jej błękitnych oczach jest coś niepokojącego, jakby ich małoletnia posiadaczka przybyła z innego świata. I rzeczywiście, Benni jest "inna", ale jej inność ma radykalnie aspołeczny charakter. Nie chce chodzić do szkoły, dostaje dzikich ataków furii, podczas których wrzeszczy (a głos ma donośny) i atakuje inne dzieci.
Skąd się w niej bierze tyle agresji i wściekłości na świat? W pewnym momencie wspomina się o bolesnej traumie z dzieciństwa, ale chyba nie mówi całej prawdy o tym zdarzeniu i podejrzewam, że dziewczynkę spotkało wówczas coś znacznie gorszego. Przede wszystkim jednak Benni czuje się odrzucona i niechciana przez matkę, którą autentycznie kocha. I w pierwszej chwili wydaje się, że gdyby ta bardziej aktywnie, że tak się wyrażę, odwzajemniła uczucie córki, wszystko byłoby w porządku. Ale niestety: matka jest osobą niedojrzałą i nieprzewidywalną, ma faceta brutala, z którym nie potrafi się rozstać, no i boi się (nie bez podstaw) o dwójkę swoich młodszych dzieci - że Benni zrobi im krzywdę albo że pójdą w jej ślady. Nie chce jej więc w swoim domu, co wytwarza mechanizm błędnego koła: odrzucona Benni robi się coraz gorsza, a im staje się gorsza, tym bardziej stanowczo się ją odrzuca.
Gdy na matkę nie można liczyć, do akcji musi wkroczyć państwo. I co uderza w filmie: że wszyscy zaangażowani w sprawę pracownicy odpowiednich służb bardzo się starają. To nie są ludzie wypaleni i zniechęceni - im naprawdę zależy. Ale ich zadanie jest arcytrudne.
Może więc Misza pomoże? Misza, sam chyba mający za sobą trudną przeszłość, to opiekun szkolny, szorstki w obyciu 30-latek, za którego twardzielstwem kryje się dusza wrażliwa i empatyczna. Dawał sobie radę z 16-letnimi przestępcami, może uda mu się z Benni? Misza proponuje rozwiązanie niekonwencjonalne, które w naszych paranoicznych czasach na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo podejrzane. Ale może właśnie ono okaże się skuteczne?
Film nie ma klasycznej scenariuszowej konstrukcji, to raczej obraz szarpaniny, w przód i w tył, z to zapalającym się, to gasnącym światełkiem w tunelu. W miarę jak kolejne możliwości "rozwiązania problemu" się wyczerpywały, oglądałem go z coraz silniejszym poczuciem bezwyjściowości i beznadziei, a mimo to nie mogłem oderwać wzroku od ekranu. Zrobiony jest ze znajomością tematu (debiutująca w fabule Nora Fingscheidt przyszła z dokumentu, więc docenia wagę researchu), nieoceniający, realistyczny, szczery i odważny. Trzeba odwagi, aby ukazywać sytuację tak patową i wykreować dziecięcą bohaterkę, która nie wzbudza sympatii, a w najlepszym razie budzi współczucie. Ale młodziutka Helena Zengel gra ją rewelacyjnie, co przynajmniej częściowo wyjaśnia tajemnicę sukcesu tego bardzo niełatwego - w psychologicznym, nie fabularnym sensie - filmu.
Paweł Mossakowski
Awangarda 2
Fot. Imperial - Cinepix
4 z 8
Jojo Rabbit ****
USA, Nowa Zelandia, Czechy 2019 (Jojo Rabbit). Reż. Taika Waititi. Aktorzy: Roman Griffin Davis, Taika Waititi, Thomasin McKenzie, Scarlett Johansson, Sam Rockwell, Rebel Wilson
Bezsens wojny i trudy dorastania w krzywym zwierciadle satyry. Film "Jojo Rabbit" jest bardziej zachowawczy, niż to się zapowiadało, ale reżyser Taika Waititi potrafi uwieść widza konwencją coming-of-age ubraną w mundurek Jungvolk.
Kiedy dziecku doskwiera samotność, wymyśla sobie przyjaciela, by dotrzymywał mu towarzystwa: wysłuchał trosk, służył radą, dodawał otuchy. Kiedy to dziecko pragnie być najlepszym małym nazistą, jego przyjacielem zostaje. Adolf Hitler. A co jeśli na strychu ukrywa się Żydówka? Dla 10-letniego Johannesa "Jojo" Betzlera szok będzie tym większy, że młodziutka Elsa zupełnie nie pasuje do potwornego obrazu wroga, jaki ma w głowie.
Początek "Jojo Rabbit" to brawurowa satyra. Taika Waititi przekuwa napęczniały patosem balon narracji o II wojnie światowej. Widzom trudno powstrzymać śmiech. Jest w tym śmiechu coś niewygodnego: to nie bezmyślne ocieplanie wizerunku Hitlera ani tym bardziej nabijanie się z Zagłady. Perspektywa dziecka próbującego odnaleźć się pośród traum i absurdów świata dorosłych sprawia zresztą, że takie podejście nie powinno raczej oburzać.
Nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że Führer (Waititi obsadził siebie w tej kluczowej roli jak niegdyś Charlie Chaplin) to wątpliwy materiał na kompana oraz autorytet. Wydaje się niedojrzały, samolubny, podsuwa chłopcu papierosy i najgorsze rozwiązania ("spalmy dom i zwalmy to na Churchilla"), czym wprowadza w jego życie jeszcze więcej chaosu. Ale pozostaje dla Jojo niezwykle ważny, bo zastępuje mu ojca, który rzekomo służy na froncie.
W szeregach Jungvolk Jojo próbuje realizować potrzebę przynależności i akceptacji. Zapału mu nie brakuje, ale przeszkadza wrażliwość. To chyba zasługa dzielnej Frau Betzler (nominacja do Oscara dla Scarlett Johansson), która samotnie wychowuje syna. Jojo nie będzie potrafił ukatrupić niewinnego królika, stąd właśnie tytułowe przezwisko. Znajomość z niespodziewaną lokatorką zmusi go do konfrontacji z własnym fanatyzmem. Elsa nie jest taka zła jak Żydów malują, łatwo ją polubić, a nawet. pokochać. Czy wobec zbliżającego się końca wojny bohater oprze się pokusie posiadania jej na własność?
Film przypomina barwnie ilustrowany elementarz pokazujący, jak rodzą się uprzedzenia i nienawiść. Nawet najbardziej absurdalne idee, powtarzane w kółko, potrafią zatruć umysł. Z naiwności radykalizmu nie każdy potem wyrasta. Mamy tu parodię inicjacyjnego kina w stylu "Kochanków z Księżyca. Moonrise Kingdom" Wesa Andersona (szkolenie, w którym uczestniczy Jojo, od tamtego obozu skautów różni się jedynie aktywnościami - jak rzucanie granatami, palenie książek itd.), sporo slapsticku oraz farsowych zagrywek rodem z "'Allo 'Allo!". Ale choć gestapowcy pukający do drzwi mimo wzajemnego hajlowania zostają rozbrojeni humorem, wciąż mogą budzić grozę.
Reżyser nie poszedł jednak za ciosem, "Jojo Rabbit" traci początkową ostrość na rzecz tragikomedii o dorastaniu: poczciwej, ciepłej, z morałem. Szkoda, bo robi się zbyt gładko, choć dalej nieźle się to ogląda. Zabawę konwencjami oparto przecież na porządnym aktorstwie, co w przypadku Johansson czy Sama Rockwella (dowódca Jojo) nie powinno dziwić, ale radę dają też młodzi Roman Griffin Davis w roli głównej i Archie Yates jako jego kumpel, pulchny okularnik Yorki. A wszystko przewrotnie ilustrowane przebojami "Komm, gib mir deine Hand" Beatlesów czy śpiewanymi po niemiecku "Helden" Davida Bowiego. Warte w sumie 6 nominacji do Oscara, w tym za scenariusz według autorki "Nieba na uwięzi" Christine Leunens oraz dla najlepszego filmu.
Piotr Guszkowski
Helios
fot. kadr z filmu
5 z 8
Nasze miejsce na ziemi
USA 2018
Dokument.
Reżyser filmowy, jego żona i denerwujący szczekaniem sąsiadów pies wyprowadzają się z LA i osiadają na niewielkiej kalifornijskiej farmie.
Multikino
Fot. Best Film / Fot. Best Film
6 z 8
Proxima ****
Francja/Niemcy 2019. Reż. Alice Winocour. Aktorzy: Eva Green, Zélie Boulant, Matt Dillon, Aleksiej Fatiejew, Lars Eidinger
Dramat. O tym, jak trudno jest pogodzić karierę astronautki z rolą matki.
Choć w tle mamy wyprawę w kosmos, film nie jest żadnym science fiction ani wysokobudżetową produkcją, do jakiej przyzwyczaili nas Amerykanie. Cała akcja "Proximy" rozgrywa się na Ziemi podczas przygotowań do kosmicznej podróży, a nie w jej trakcie.
Francuska Sarah (Green), samotnie wychowująca ośmioletnią Stellę, jest ambitną astronautką, której udaje się zakwalifikować do lotu załogowego na Marsa, misji zakładającej roczny pobyt na stacji kosmicznej. Ostatni etap przygotowań odbywa się w Rosji, Sarah wyjeżdża więc do tamtejszego ośrodka, zostawiając córeczkę pod opieką ojca, astrofizyka mieszkającego w Niemczech. Ale rozłąka okazuje się bardzo bolesna.
Główny konflikt filmu specjalnie nowy nie jest. Trudności w pogodzeniu kariery zawodowej z macierzyństwem są zjawiskiem częstym, napisano o nim całe tomy i nakręcono mnóstwo filmów. To, co tutaj specyficzne, to zawód matki - i bardzo niebezpieczny, i wiążący się z rozstaniami, i to o szczególnym charakterze. Można wyobrazić sobie wiele profesji, w których matka musi niekiedy wyjechać na dłuższy okres. Tyle że wyjazdy te, nawet najodleglejsze, odbywają się w granicach naszej planety, tutaj się je opuszcza, udaje w "inny świat".
Ale to dopiero przyszłość, a na razie znajdujemy się w zamkniętym, izolowanym od świata ośrodku, gdzie kontakty z członkami najbliższej rodziny są bardziej ograniczone, niż Sarah się spodziewała. Znosi to ciężko, bo nie dość, że łamie daną córce obietnicę, to jeszcze dowiaduje się, że ta nie bardzo potrafi się odnaleźć w swoim nowym otoczeniu.
Śmiertelne zagrożenie znajduje się jeszcze za horyzontem i w najgorszym razie Sarah po prostu nie poleci na wymarzoną misję. Byłoby to z pewnością jej zawodową klęską.
Jest w "Proximie" wyraźna nuta feministyczna. Sarah znajduje się w tradycyjnie "męskim świecie" i aby zostać w nim w pełni zaakceptowana, musi być nie tylko dobra, ale l e p s z a od facetów. A traktowana jest momentami nie jako zawodowiec, ale kosmiczna turystka. W wyprawie ma uczestniczyć oprócz niej dwóch mężczyzn: Amerykanin i Rosjanin. Zgodnie z francuskimi sympatiami narodowymi Rosjanin (Fatiejew z "Niemiłości") jest ciepły i serdeczny, zaś Amerykanin (Dillon) arogancki i protekcjonalny ("Świetnie, że z nami lecisz. Kuchnia francuska jest bardzo dobra"). Miłe przyjęcie, nie ma co! (Trzeba jednak uczciwie przyznać, że bufonowaty Amerykanin się potem rehabilituje).
Co w filmie podobało mi się najbardziej, to surowy, niemal dokumentalny realizm. "Proxima" kręcona była w prawdziwych ośrodkach przygotowawczych, została solidnie zriserczowana i umożliwia obejrzenie od kuchni, jak wygląda trening astronautów, testy, sprawdziany i środowiskowe obyczaje.
Na uwagę zasługuje też bardzo ciekawa gra Evy Green. Jej Sarah przeżywa gwałtowne emocje, ale wie, że - pod groźbą usunięcia z programu - nie może ich okazać, musi udawać, że wszystko jest świetnie. I tę trudną kombinację Green wykonuje znakomicie. Sam film też jest powściągliwy, chłodny, niemal zimny, ale tam, gdzie w tle majaczy kosmos, jest to odpowiednia temperatura.
Awangarda 2
Fot. Warner Bros
7 z 8
Richard Jewell
USA 2019
Amerykański ochroniarz ratuje życie tysięcy ludzi, zapobiegając wybuchowi bomby w trakcie igrzysk olimpijskich.
Tymczasem media podają fałszywą informację, jakoby to on był terrorystą.
Awangarda 2, Helios
Kadr ze zwiastuna/YouTube
8 z 8
Śnieżka i fantastyczna siódemka
Korea Płd. 2019
Animacja, parodia znanej bajki.
Śnieżka, początkowo bardzo otyła, dzięki magicznym czerwonym bucikom zmienia się w szczupłą piękność, zaś jej adoratorzy - w zielonych krasnoludków.
Wszystkie komentarze