Prezentowane tytuły weszły na ekrany olsztyńskich kin 8 listopada. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków "Co Jest Grane 24".
REKLAMA
Fot. Monolith Films
1 z 8
Baranek Shaun Film. Farmageddon ****
Wielka Brytania/Francja/USA 2019. (A Shaun the sheep movie: Farmageddon). Reż. Will Becher i Richard Phelan
Animowany. Sequel przeboju sprzed czterech lat, w którym baranek Shaun zaprzyjaźnia się z przybyszką z kosmosu imieniem Lu-La.
W lesie w pobliżu farmy, na której mieszka baranek Shaun, ląduje statek kosmiczny z kosmicznym stworkiem - dziewczynką Lu-Lą. Shaun wraz z gromadką przyjaciół próbuje pomoc jej wrócić do domu, zaś komandosi z Ministerstwa Wykrywania Obcych usiłują ją dopaść. Sprawa staje się głośna, więc obrotny właściciel farmy buduje park rozrywki - tytułowy Farmageddon - aby na niej zarobić.
Uwielbiam filmy ze studia Aardmana ("Wściekłe gacie", "Wallace i Gromit: Klątwa królika" i.in.), byłem też wielkim fanem pierwszego "Baranka Shauna". Tym razem mój entuzjazm jest mniejszy. Oczywiście, ta modelinowa wersja "E.T" Spielberga wciąż ma wiele zalet: wdzięk, cudne postacie (choć akurat żelkowata Lu-La do nich nie należy - od strony plastycznej to najsłabszy i najbanalniejszy projekt), wiele zabawnych slapstickowych gagów. Jest też prawdziwą sztuką opowiedzieć dziś 80-minutową historię w konwencji kina niemego, bez słowa dialogu - postaci pobekują, chrumkają, wydają różne dziwne odgłosy a la Jaś Fasola, a wszystko jest doskonale czytelne.
Ale w pierwszym, bardziej ziemskim "Baranku" fajerwerków inteligencji i dowcipu było jednak więcej - tu naprawdę genialny jest tylko numer z mrożoną pizzą w supermarkecie. Lu-La jest słodka i wyzwala ciepłe uczucia - jak każde dziecko odseparowane od rodziców - ale istocie z kosmosu można było chyba wymyślić bardziej oryginalne umiejętności niż tylko zdolność do telekinezy, wyciągania czułek i wydobywania z siebie potężnych beknięć (wiem, dzieci to uwielbiają, ja mniej). Także fabuła jest niezbyt oryginalna i cierpi na brak inwencji - mamy tu mnóstwo odniesień i aluzji do znanych filmów science fiction (i nie tylko science fiction), ale czasami trudno wytyczyć granicę między żartobliwym cytatem a po prostu skorzystaniem z cudzego pomysłu. Także w sumie wciąż jest fajnie, ale jednak mały zawodzik.
Paweł Mossakowski
Helios, Multikino
fot. fragment plakatu, mat. promocyjne
2 z 8
#Jestem M. Misfit
Polska 2019.
Młodzieżowa komedia.
Po przeprowadzce z USA do Polski nastolatka musi się odnaleźć w nowym liceum. W rolach głównych gwiazdy YouTube'a.
Helios
Fot. Monolith Films / Reiner Bajo
3 z 8
Midway
USA, Chiny 2019.
Rolland Emmerich z rozmachem o bitwie, która pozwoliła podnieś się Amerykanom po klęsce Pearl Harbor i stała się punktem zwrotnym w wojnie na Pacyfiku.
Helios, Multikino
Fot. Aurora Films
4 z 8
Niewidoczne życie sióstr Gusmao
Brazylia/Niemcy 2019.
Epicka, melodramatyczna opowieść o losach dwóch sióstr rozpoczynająca się w latach 50. ubiegłego wieku.
Jedna z nich ucieka z greckim marynarzem, druga, marząca o karierze pianistycznej, zostaje w Rio. Później obie mieszkają w tym mieście nic nie wiedząc o swoim istnieniu.
Awangarda 2
fot. kadr z filmu
5 z 8
Salma w krainie dusz
Meksyk 2019.
Animowany.
Osierocona 16-latka Salma, bezskutecznie poszukuje swoich biologicznych rodziców. Pewnego dnia wpada w jej ręce książka o mieście Santa Clara, gdzie znajduje pewien trop, i wraz z dwójką swoich przyrodnich braci wyrusza w niebezpieczną podróż, aby go sprawdzić.
Helios, Multikino
mat. promocyjne filmu
6 z 8
Stan wyjątkowy
Chorwacja/Serbia/Polska 2019.
Polityczny komediodramat o ministrze, który chce, aby zamknąć go w więzieniu, generale o samobójczych skłonnościach oraz czterech emerytach, którzy kradną trumnę z ciałem zmarłego chorwackiego prezydenta.
W jednej z głównych ról Daniel Olbrychski.
Awangarda 2
Fot. Kerry Brown/Imperial - Cinepix / Photo credit: Kerry Brown
7 z 8
Terminator: Mroczne przeznaczenie ***
USA, Hiszpania, Węgry, Francja, Niemcy, Czechy, Chiny, Wielka Brytania, Australia, Nowa Zelandia, Kanada 2019 (Terminator: Dark Fate). Reż. Tim Miller. Aktorzy: Mackenzie Davis, Natalia Reyes, Linda Hamilton, Arnold Schwarzenegger, Diego Boneta
"Terminator: Mroczne przeznaczenie" ignoruje nieudane sequele, stanowiąc bezpośrednią kontynuację "Dnia sądu" z 1991 roku - a właściwie próbę uaktualnienia oryginalnych opowieści o elektronicznym mordercy. Ktoś tu się jednak nie wysilił.
Oglądamy historię, którą dobrze znamy. W "Terminatorze. Mrocznym przeznaczeniu" wysłany z przyszłości cyborg ma odnaleźć i zgładzić Dani Ramos.
Nieświadoma zagrożenia meksykańska dziewczyna jak co rano wychodzi do pracy w fabryce. Bezlitosnego zabójcę w ostatniej chwili powstrzymuje tajemnicza Grace. Rozcięta skóra odsłania metaliczne tkanki, ale udoskonalona żołnierka oburzy się, gdy zostanie nazwana maszyną - jest człowiekiem.
Bohaterki znajdą sojuszniczkę w uzbrojonej po uszy Sarah Connor, która pojawia się znikąd, by uratować je z tarapatów. Przed laty doświadczyła tego co Dani. Była celem terminatora ze względu na kluczowe znaczenie dla losów starcia ludzi z maszynami (miała urodzić przyszłego przywódcę ruchu oporu). Zdołała zmienić przyszłość, ocaliła ludzkość, ale poniosła ogromną stratę. Teraz zastanawia się, czy nie na marne. Widzom również przejdzie to przez myśl.
Terminator: pierwsze skrzypce grają kobiety
W przepuszczeniu dwóch klasyków s.f. Jamesa Camerona przez filtr współczesności więcej kalkulacji niż rzeczywistej potrzeby komentarza do naszych czasów.
Problem emigrantów? Checked. Inwigilacja z wykorzystaniem nowoczesnych technologii? Checked. Roboty zastępujące ludzi? Checked.
Nawet Schwarzenegger tego nie uratuje. "Terminator. Mroczne przeznaczenie" będzie klapą finansową
Plus oczywiście silne bohaterki. Pierwsze skrzypce grają kobiety, a twardziele kina akcji zostali odesłani na zasłużoną emeryturę. Wobec takiego układu sił największym problemem filmu okazuje się zupełnie niezapamiętywalna główna bohaterka - za mało o Dani wiemy, żeby się w ogóle nią zainteresować. Lepiej wypada jej towarzystwo, szczególnie Grace.
Gładko niczym powierzchnia cyborga
Szkoda, że aktorski potencjał Mackenzie Davis (wcześniej m.in. niania z "Tully" i prostytutka w "Blade Runner 2049") nie idzie w parze z wysiłkiem scenarzystów, którzy szczędzą jej materiału do pogłębienia postaci. Jakby wyobraźnię twórców rozpalało wyłącznie ponowne spotkanie pary weteranów: Linda Hamilton gra z mieszanką cynizmu i goryczy, Arnold Schwarzenegger wraca w konwencji autoironii, przysposobiony do życia między ludźmi rozprawia o tym, ile mogą znaczyć. zasłony.
Pomijam te absurdalne momenty, np. kiedy Rev-9 (Gabriel Luna jako najnowszy model terminatora) nie wiedzieć czemu nie wykorzystuje pełni swoich możliwości, dając damulkom fory, by za chwilę nie wiedzieć, jak znów je wytropić. Oglądamy niekończący się pościg i rozpierduchę. Sekwencje w fabryce samochodów czy na autostradzie z początku filmu mają niezłe tempo, dopóki twórcy nie wdadzą się w fabularne wyjaśnienia i melodramatyczne passusy. Łatwo było przewidzieć, że akcja zostanie przytłoczona efektami. Brakuje w tym wszystkim realizacyjnej chropowatości, brudu. Dostajemy powierzchnię gładką niczym metaliczny szkielet cyborga.
Po seansie "Terminatora: Mrocznego przeznaczenia" niektórzy pewnie odetchną, że było już gorzej. Ja mam wrażenie, że dziecko Camerona spotkał los paru innych franczyz: mocno zajechany silnik przeżarła rdza wtórności i nostalgii. Mam nadzieję, że nikt nie zamierza zapowiadać "I'll be back", i producenci oszczędzą nam kolejnych części.
Piotr Guszkowski
Helios, Multikino
Fot. Krzysztof Wiktor/Watchout Studio
8 z 8
Ukryta gra ****
Polska 2019. Reż. Łukasz Kośmicki. Aktorzy: Bill Pullman, Lotte Verbeek, James Bloor, Robert Więckiewicz, Aleksiej Serebriakow
Thriller sensacyjny. Szachowy pojedynek okazuje się pretekstem do całkiem emocjonującej szpiegowskiej intrygi. A najlepsze, że historię osadzono w PRL-owskiej Warszawie.
Październik 1962 roku. Naprzeciwko sowieckiego arcymistrza siada zgorzkniały matematyczny geniusz zza oceanu Joshua Mansky. Wydaje się rozkojarzony, jakby przestraszony, ma ślady krwi na dłoni. Widzowie na sali ani przed telewizorami nie mają szansy tego dostrzec. Nie wiedzą też, że profesora porwały amerykańskie służby, a już tym bardziej, co jest stawką rozgrywki, w którą zamieszane są kontrwywiady. Bo gra toczy się na szachownicy, ale także poza nią, w ciemnych korytarzach i tajnych przejściach Pałacu Kultury i Nauki, w którym zorganizowano turniej. Wszystko w obliczu kryzysu kubańskiego. Przeciwnik ma w zanadrzu kilka sztuczek. A Mansky? Cóż, paradoksalnie staje się groźniejszym przeciwnikiem, kiedy się napije - alkohol pozwala mu uspokoić gonitwę myśli.
O "Ukrytej grze" mówi się jako ostatnim filmie wyprodukowanym przez Piotra Woźniaka-Staraka. Ale to przede wszystkim debiut Łukasza Kośmickiego, współscenarzysty "Domu złego". Powstał thriller w zgrabnie ogranej socrealistycznej scenografii, którego fabularna konstrukcja przypomina partię szachów. Reżyserowi zdarza się uśpić czujność widza, by w najmniej oczekiwanym momencie przyspieszyć tempo i zaskoczyć niespodziewanym ruchem. Choć zawiązanie akcji, nie ma co ukrywać, wypada dość chaotycznie. Początek "Ukrytej gry" utrzymano w osobliwej konwencji. Trudno się połapać, czy to film na serio, czy może z przymrużeniem oka, postaci rysowane są tak grubą kreską, że brakuje tylko śmiechu z puszki dla podbicie puenty. Stopniowo opowieść trafia jednak na właściwe tory.
Podobnie jest z odtwórcą głównej roli Billem Pullmanem (w ostatniej chwili zastąpił Williama Hurta, występuje więc w podobnym charakterze zmiennika, co jego bohater): zmięty, zagubiony i nieco irytujący, ostatecznie się rozkręca, ale wciąż przyćmiewa go Robert Więckiewicz w barwnej roli dyrektora PKiN. Z butelką wódki poprowadzi gościa przez zakamarki budynku, a zarazem tragiczne meandry polskiej historii naznaczone jego osobistą stratą. Wspomnienia na gruzach miasta to chyba najmocniejszy fragment filmu. Wyraziste epizody zaliczają inni polscy aktorzy (np. Magdalena Boczarska jako barmanka z tapirem podająca do zagryzki "gulaszek wołowy" własnej roboty; postacią mistrza ceremonii bawi się Wojciech Mecwaldowski). Udało się połączyć PRL-owskie realia i absurdy z wymogami zimnowojennego dreszczowca. A gdzieś przy okazji również uchwycić polskiego ducha.
Wszystkie komentarze