Prezentowane tytuły weszły na ekrany olsztyńskich kin 24 maja. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków "Co Jest Grane 24".
REKLAMA
DISNEY
1 z 6
Aladyn ***
USA 2019 (Aladdin). Reż. Guy Ritchie. Aktorzy: Mena Massoud, Naomi Scott, Will Smith, Marwan Kenzari, Nasim Pedrad
Disney nie ma litości dla bohaterów swoich klasycznych animacji. Co prawda Aladyn skutecznie wymykał się dotąd gwardii wezyra, bo zna ulice Agrabahu jak własną kieszeń, jednak nawet on nie zdołał uniknąć widma wersji aktorskiej.
Poczciwy złodziejaszek raz jeszcze spróbuje zdobyć serce księżniczki Dżasminy z pomocą Dżina, którego uwolni, przypadkiem pocierając cudowną lampę oliwną. Ponownie będzie mieć do wykorzystania trzy życzenia. Czy spełnią się najgorsze obawy, jakie widzowie mieli po obejrzeniu zwiastunów "Aladyna"? Na pewno nie wszystkie. Przy braku magii animowanej kreski razi jednak umowność baśniowej opowieści wziętej z "Księgi tysiąca i jednej nocy". Począwszy od strojów, które wyglądają, jakby w ramach oszczędności zdecydowano się sięgnąć do magazynów i orientalnych dekoracji bardziej pasujących do scenicznej adaptacji, po trącącą myszką konwencję. Widać to szczególnie w widowiskowych sekwencjach, np. lotu dywanem, zwanym tu czule Persikiem, nad panoramą miasta. Być może takie podejście było zamysłem twórców, lecz w efekcie przy przerzuceniu kanałów można by pomylić "Aladyna" z turecką produkcją kostiumową na TVP. Zupełnie niewyczuwalny jest też reżyserski styl Guya Ritchiego, któremu najwyraźniej najlepiej w kryminalnych zaułkach Londynu, niezależnie od epoki. Gdyby nie jego nazwisko w napisach, trudno byłoby odgadnąć, że oglądamy film twórcy "Porachunków" czy "Sherlocka Holmesa".
"Aladyna" ratuje postać zwariowanego dżina. Kiedy się wreszcie pojawia, wnosi ożywczą energię. Numery z jego udziałem przyćmiewają eurowizyjny poziom pozostałych (wykonanie oceniam na podstawie dubbingowanej wersji, jaką zaprezentowano dziennikarzom, ale chodzi też o rozmach i choreografię), acz wciąż nie umywają się do oryginału. Nawet jeśli Will Smith wygląda, jakby w ostatniej chwili urwał się z castingu do kontynuacji "Avatara", to wbrew obawom sprawdza się w roli "odziedziczonej" po Robinie Williamsie. Dzielnie zmaga się z przeciwnościami CGI. To właśnie za jego sprawą, po niemrawym początku zdecydowanie lepiej wypadają środkowe partie filmu. Aladyn próbuje zdobyć serce Dżasminy w przebraniu księcia Alego, które nie do końca mu leży, a Dżin sekunduje mu jako skrzydłowy, dodając swemu panu odwagi. Fragmenty te mają odpowiedni, komediowy rytm.
Więcej od nowej wersji nie oczekujcie. Wyjściowy materiał wzięty na warsztat ponad ćwierć wieku później nie zyskuje dodatkowych kontekstów. W scenariuszu uwypuklono co prawda emancypacyjne elementy: Dżasmina buntuje się przeciwko tradycji, chce decydować o swoim losie i odrzuca kolejnych zalotników ("Nie urodziłam się po to, by wyjść za jakiegoś osła") - ale nie idzie za tym nic więcej. Zresztą obecność takich bohaterek dziś już w kinie, mam nadzieję, nikogo nie dziwi.
Choć Aladyn pozostaje zręcznym złodziejem, serc widzów raczej nie skradnie. Nudziłem się nie tylko ja, podobną recenzję wystawiły filmowi dzieciaki siedzące za mną: - Tak to się powinno skończyć. - No. - z rezygnacją w głosie skomentowały jeden z bardziej dramatycznych momentów, jakby niezbyt obchodziły ich losy bohaterów.
Piotr Guszkowski
Helios, Multikino
WIOSNA FILMÓW
2 z 6
Asako. Dzień i noc
Japonia/Francja 2018. Dramat miłosny.
Młoda dziewczyna Asako zakochuje się w Baku, młodym buntowniku o artystycznej duszy. W kilka lat później zaczyna spotykać się z Ryohei, nudnawym pracownikiem korporacji, zewnętrznie bardzo podobnym do Baku.
Awangarda 2
UNITED INTERNATIONAL PICTURES
3 z 6
Brightburn: Syn ciemności
USA 2019. Horror, science fiction i film o superbohaterach.
Na Ziemi pojawia się niemowlę przybyłe z innego wymiaru, przez przybranych rodziców nazwane Brandonem. Brandon jest początkowo "cudownym dzieckiem", ale w okresie dojrzewania górę biorą w nim złe moce.
Helios, Multikino
MATERIAŁY PRASOWE
4 z 6
Gloria Bell ****
USA/Chile 2019 Reż. Sebastian Lelio. Aktorzy: Julianne Moore, John Turturro, Michael Cera, Cassi Thomson
Portret pięćdziesięcioletniej kobiety, która nie chce zrezygnować z prawa do szczęścia.
Amerykańskie wersje zagranicznych filmów to na ogół tragedia: do tej pory nie mogę się otrząsnąć z hollywoodzkiej przeróbki francuskich "Okruchów życia", choć oglądałem ją ćwierć wieku temu. Z "Glorią...", "remakiem" chilijskiego filmu pokazywanego w Polsce cztery lata temu, jest inaczej: niemal dorównuje oryginałowi. Być może dlatego, że został nakręcony przez tego samego reżysera (Sebastian Lelio, zdobywca Oscara za "Fantastyczną kobietę"), choć nie bez znaczenia jest, że świetna chilijska aktorka Paulina Garcia znalazła tu godną następczynię w osobie Julianne Moore.
Gloria jest już dobrze po pięćdziesiątce, dwanaście lat temu się rozwiodła, ma niezbyt ciekawą pracę w firmie ubezpieczeniowej oraz dwójkę dorosłych dzieci trzymających ją na dystans. A także wciąż duży apetyt na życie, mężczyzn, seks, miłość. Wieczorami często wychodzi do klubów dla seniorów, gdzie tańczy (często samotnie) do rytmów przebojów z lat 70. i 80.
Pewnego wieczoru na takiej "dyskotece 50+" poznaje Arnolda (Torturro), niedawno rozwiedzionego eksoficera, prowadzącego dobrze prosperujący park rozrywki. Początkowo wszystko wygląda bardzo obiecująco, ale z czasem pojawiają się komplikacje. Związki młodych ludzi, którzy są jeszcze niezapisaną kartą, są jednak łatwiejsze niż tych starszych, niosących ze sobą bagaż przeszłości. A w przypadku Arnolda jest to bagaż ciężki i bardzo nieporęczny...
Ów romansowy wątek jest tu ważny, ale film się do niego nie sprowadza. Jest "kawałkiem z życia" współczesnej, dojrzałej kobiety: samotnej, ale nie desperującej. Szukającej szczęścia, ale nie za cenę godności. Z nadzieją na Wielką Zmianę, ale i z codziennymi, trywialnymi kłopotami. Z lękami o przyszłość, ale też prawem do korzystania z teraźniejszości.
W tym także prawem do seksu: Gloria go sobie nie odmawia, bo niby dlaczego miałaby to robić? Sceny łóżkowe w filmie, z udziałem pary wykonawców mających w sumie grubo ponad sto lat, nie mają w sobie nic niezwykłego, są ujmująco naturalne.
Film bardzo zręcznie łamie nastroje: nawet wewnątrz pojedynczej sceny potrafi być na przemian zabawny i melancholijny, a żadnego zgrzytu tu nie wyczuwamy. Uprzedzam zarazem, że jest skromny i nieefektowny. To bardziej studium charakteru niż opowieść, nie należy tu więc oczekiwać jakichś niesamowitych wydarzeń. To co najważniejsze, rozgrywa się wewnątrz bohaterki.
W tego rodzaju "introwertycznych" filmach wszystko właściwie zależy od aktorstwa i miło mi powiedzieć, że Julianne Moore ów ciężar odpowiedzialności dźwignęła. Trochę się obawiałem tego obsadowego pomysłu: nie, żebym nie wiedział, że właśnie atrakcyjne i efektowne kobiety potrafią być najbardziej samotne, ale trudno było mi sobie wyobrazić, aby np. wchodząc do klubu tanecznego, nie była natychmiast oblegana przez tłum facetów. Moore jednak nie zawiodła: gra przekonująco, a zarazem subtelnie, powściągliwie, z nutą zawsze pożądanej ambiwalencji. Gdy w końcowej scenie zaczyna tańczyć do "Glorii" Laury Branigan, jest w niej tyleż rezygnacji, co poczucia wyzwolenia.
Paweł Mossakowski
Awangarda 2
FORUM FILM POLAND SP. Z O.O.
5 z 6
Panda i banda
Rosja/USA 2018. Animacja dla dzieci.
Roztargniony bociek omyłkowo dostarcza małą pandę pod drzwi domu niedźwiedzia. Ten, wraz z przyjaciółmi - łosiem, tygrysem i królikiem - postanawia odstawić ją pod właściwy adres...
Niezwykle solidnie udokumentowana i bardzo realistycznie opowiedziana historia jednej adopcji.
Studentka z Bretanii po porodzie zostawia dziecko w szpitalu. Niemowlak imieniem Theo trafia (kilka etapów dla uproszczenia pomijam) do opiekuna zastępczego Jeana. Równolegle oglądamy pokazywaną w retrospekcjach historię Alice, od wielu lat zabiegającej o adopcję.
Dawno żaden film mnie tak nie zaskoczył. Wiedząc o nim tylko tyle, że "jest o adopcji niemowlaka", spodziewałem się nachalnego miętoszenia gruczołów łzowych i lania syropu - filmu ckliwego, przesłodzonego i na siłę wzruszającego. A tu nic z tych rzeczy. "Wymarzony" Jeanne Herry (autorki niezłego thrillera psychologicznego "Fanka") okazał się bardzo starannie zriserczowanym, niemal paradokumentalnym opisem mechanizmu adopcji, jaki obowiązuje we Francji; filmem niezwykle rzeczowym i powściągliwym. Ale trzeba też dodać, że początkowy dystans emocjonalny, który buduje ukazywanie biurokratycznych procedur, stopniowo znika i pod koniec chusteczki na pewno okażą się przydatne.
Tym bardziej że owe urzędowe procedury mają tu ludzkie twarze. Oglądamy pewien proces, na początku którego jest kobieta, która nie chce urodzonego przez siebie dziecka, a na końcu kobieta, która nie może mieć dzieci, marzy o dziecku, pragnie dziecka. Ale pomiędzy nimi jest chmara ludzi - asystentów społecznych, opiekunów zastępczych, specjalistów od adopcji itp. - pełniących rolę życzliwych pośredników. Wszyscy są kompetentni, oddani swojej pracy, zaangażowani - "im nie jest wszystko jedno". Film jest w pewnym sensie złożonym im hołdem.
Trudno jest więc tu wskazać jednego głównego bohatera (naturalnie oprócz Theo). Oczywiście ważna jest Alice (Bouchez), zdeterminowana, niepoddająca się przeciwnościom, "twarda", a jednocześnie ujmująco wrażliwa i delikatna. Ważny jest Jean (Lellouche), sfrustrowany pracą i zawodowo wypalony, początkowo niechcący się podjąć opieki nad Theo, ale później zajmujący się nim czule jak ojciec. Ale ważna jest też współpracująca z nim Karine (Kiberlain) oraz poszukująca rodziców dla dzieci (i niekiedy bardzo asertywna) Lydie (Cote) i jeszcze przynajmniej kilka osób. Film jest portretem zbiorowym, pochwałą wspólnego działania.
W "Wymarzonym" są momenty dramatyczne (związane z podejrzanie spokojnym zachowaniem Theo), a jego "proceduralny" charakter bynajmniej nie wyklucza napięcia. Ale i tak z pewnością znajdą się widzowie, którzy go uznają za nudny. Dla mnie jednak sposób podejścia reżyserki wydawał się właśnie bardzo ciekawy, oryginalny i świeży. Polecam.
Wszystkie komentarze