Krytycy "Co Jest Grane 24" ocenili premierowe tytuły (w skali od 1 do 6 gwiazdek), które od 14 grudnia możemy oglądać w olsztyńskich kinach.
REKLAMA
MICHAŁ ŻUBEREK
1 z 7
Autsajder **
Polska, 2018. Reż. Adam Sikora. Aktorzy: Łukasz Sikora, Dorota Pomykała, Katarzyna Gałązka, Maciej Konopiński
Czasy stanu wojennego oczami młodego chłopaka, który liczył, że będzie niewidzialny dla historii.
Pewnego wieczora Franek zostanie u dziewczyny dłużej, niż powinien. Jest godzina milicyjna. Ślady farby na kurtce studenta malarstwa wzbudzą podejrzenia patrolu MO. Wylegitymowanie, próba ucieczki. Mimo bolesnej wizyty na komisariacie, chłopak do końca będzie przekonany, że sprawa się wyjaśni. W końcu on trzyma się z dala od polityki. Lecz w trakcie przeszukania mieszkania służby znajdą u niego opozycyjne ulotki zostawione na przechowanie przez przyjaciela.
Ceniony autor zdjęć Adam Sikora po raz kolejny bierze się za reżyserię. Zamyka akcję filmu w klaustrofobicznych wnętrzach cel i pokojów przesłuchań. Wraca do własnych wspomnień nie po to, jak mówi, by rozliczyć się z przeszłością, tylko przypomnieć o cenie wolności.
"Autsajderowi" brak jednak wystarczającej intensywności czy punkowego pazura, żeby porwać młodego odbiorcę. Bohater okazuje się mało wyrazisty. "Życie mnie nie interesuje" - powie, w młodzieńczej naiwności stawiając ponad wszystko sztukę.
Przy sprawniejszej reżyserii i mniejszych uproszczeniach takie ujęcie pozwoliłoby uwypuklić kafkowski wymiar sytuacji człowieka przypadkowo wplątanego w bezwzględną machinę, mającego poczucie absurdu oskarżeń itd. Tymczasem widz zmuszony do przyjęcia perspektywy Franka powinien się uzbroić w cierpliwość. Trudno nie tyle uwierzyć, co w ogóle dostrzec zmianę zachodzącą w bohaterze pod wpływem wszystkich tych doświadczeń. Dzieje się tak raczej z winy scenariusza, wobec czego odtwórca głównej roli Łukasz Sikora, syn reżysera, niewiele może zdziałać.
Ostatecznie filmowi blisko do pogadanki o PRL-owskim systemie, a chyba nie o to chodziło.
Piotr Guszkowski
Awangarda 2
materiały prasowe
2 z 7
Był sobie Deadpool
USA 2018 (Once Upon a Deadpool). Reż. David Leitch. Aktorzy: Ryan Reynolds, Josh Brolin, Zazie Beetz, Fred Savage
Ocenzurowana wersja "Deadpoola 2" na rodzinne święta. Żeby było śmieszniej, niepoprawny bohater opowiada ją w formie bajki na dobranoc Fredowi Savage'owi (grał Kevina z "Cudownych lat"), parodiując w ten sposób koncept "Narzeczonej dla księcia".
pg
Helios
COURTESY OF SUNDANCE INSTITUTE
3 z 7
Genesis 2.0. ****
Chiny, Rosja, Szwajcaria, Korea, 2018. Reż. Christian Frei, Maxim Arbugayev.
Dokument. Jakuccy myśliwi poszukują mamucich szczątków, za które chińscy kupcy płacą fortunę. Na drugim końcu świata naukowcy idą o krok dalej: po co kopać, skoro tego mamuta można by ożywić?
Punktem wyjścia dla tego filmu jest paradoks. Bohaterowie jednego z wątków, jakuccy myśliwi, wierzą, że znalezienie mamucich szczątków zwiastuje nieszczęście, kusi demona. Jednocześnie na wykopanych spod warstw zamarzniętego błociska ciosach mogą zarobić więcej niż w normalnej pracy w rok. Chińscy kupcy chętnie przerobią je na luksusowe sprzęty domowe. Mężczyźni co roku przemierzają więc Arktykę z ciężkim sprzętem, dzielą się na zespoły i kopią, ryją, kują w poszukiwaniu śladów dawnej obecności.
Jedno spektakularne znalezisko ma moc przemiany ludzkiego losu. Jakuci, by patrzeć w przyszłość, grzebią w przeszłości. Ta niespecjalnie interesuje naukowców, którzy są bohaterami drugiej filmowej opowieści. Z tego, co minione, wysnuli odpowiednie wnioski, wyjęli dane. Teraz patrzą wyłącznie przed siebie. Cios mamuta to dla nich za mało. Marzą im się boskie uczynki. Chcą mamuta wskrzesić. A może i skrzyżować, stwarzając superistotę, powołując do życia własny, hybrydowy gatunek.
Dwie opowieści przynoszą widzom dwaj twórcy. Christian Frei przemyka się z kamerą przez laboratoryjne pomieszczenia, przygląda szkiełkom mikroskopów i podsłuchuje spotkania na salach konferencyjnych. Tu też ważną rolę odgrywa pieniądz. Biologia syntetyczna daje szansę nie tylko na odkrywczość, ale i sowitą sumkę na koncie. Wszak ludzie kochają swoje Fafiki i Azorki tak mocno, że na pewno chętnie dołożą do biznesu, który pozwoli ożywić zmarłych milusińskich.
Daleko od supernowoczesnego sprzętu i sterylnych salek Maxim Abrugayev podąża krok w krok za polegającymi na prostym sprzęcie i sile własnych rąk Jakutami. Na tle pozostałych wyróżnia się Piotr Grigorjew, którego brat Siemion jest dyrektorem jakuckiego muzeum. Marzy o sklonowaniu mamuta, który miałby być perłą w koronie muzealnej kolekcji i turystyczną atrakcją. To chyba bardziej chęć ukojenia ego niż misja.
W tle pobrzmiewa klimatyczna muzyka, raz na jakiś czas odzywa się głos interpretujący tradycyjną poezję. Całość jest bardzo konkretna, mocna, a jednocześnie jest w niej coś onirycznego, niemal abstrakcyjnego. Czasami twórcy wpadają w pretensjonalny ton, ale szybko wracają na właściwe tory.
Po seansie "Genesis 2.0." pozostaje zastanowić się, w jakich czasach przyszło nam żyć, skoro symbolem postępu i dobrobytu nie jest już samochód, a własny, genetycznie zmodyfikowany mamut. Świat oszalał? Nie, to my wariujemy, przekraczamy kolejne granice moralno-etyczne, naginamy zasady i, w poszukiwaniu wielkości, stajemy się groteskowi. Film podszeptuje, by rozważyć jeszcze kluczową kwestię: to, ile nam na te fanaberie zostało czasu.
Anna Tatarska
Awangarda 2
fot. materiały prasowe
4 z 7
Kursk ****
Belgia, Francja, Luksemburg 2018. Reż. Thomas Vinterberg. Aktorzy: Léa Seydoux, Matthias Schoenaerts, Colin Firth, Michael Nyqvist, Max Von Sydow.
Film fabularny, oparty na głośnej tragedii rosyjskiego okrętu podwodnego z 2000 roku. Vinterberg, współtwórca manifestu DOGMA 95, wpuszcza w pełen rozmachu film kroplę intymności. Efekt jest ciekawy i dobrze zagrany.
Choć tragedia rosyjskiego okrętu podwodnego wydarzyła się w 2000 roku, na rok przed tym, nim w Polsce 24 godziny na dobę zaczął nadawać pierwszy kanał informacyjny, o sytuacji na morzu Barentsa mówiono w polskich mediach dużo i często. Dramaturgię wzmagało przedłużające się oczekiwanie na akcję ratunkową. Od momentu pierwszych wybuchów, które posadziły statek na dnie i zabiły większą część załogi, do wspomaganej przez Brytyjczyków operacji musiał minąć ponad tydzień. Ważniejsze od życia ludzkiego były polityka, strategia, narodowe sekrety.
"Kursk" to w pierwszej kolejności opowieść o jednostkach i emocjach, ale także portret postradzieckiej imperialnej mentalności.
Aktorzy mówią po angielsku z rosyjskim akcentem, co jest uzasadnione; wiadomo, że znane twarze mają szansę przyciągnąć widzów na całym świecie, ale znacznie utrudnia osiągnięcie realistycznego efektu. Wciąż żyją spadkobiercy ofiar tragedii, patrzą filmowcom na ręce. Wreszcie wszyscy wiedzą, jaki finał miała ta historia. "Kursk" nie ma szans na zaskakujący happy end.
Reżyser może liczyć tylko na własną zdolność tkania wciągającej opowieści.
Biorąc pod uwagę liczbę obostrzeń i utrudnień, Vinterberg dobrze poradził sobie z trudnym materiałem. Podstawą był - skonstruowany raczej klasycznie - scenariusz Roberta Rodata ("Szeregowiec Ryan") oparty na książce Roberta Moore'a. Vinterberg trzyma się blisko swoich bohaterów, jest ich ciekawy. W umownej językowej konwencji odnajdują się aktorzy - szczególnie Schoenaerts wypada bardzo sugestywnie w roli uczuciowego osiłka z wysokim IQ.
Podobać może się uwaga, jaką reżyser poświęcił kobietom, których na okręcie nie było, ale które także są cichymi bohaterkami tej historii - miały czelność postawić się władzy, zmuszając decydentów do działania.
Reżyser zachowuje rozmach, efekty specjalne i konieczną kroplę patosu, ale odchodzi od sztuczności przyświecającej produkcjom pokroju "Polowania na Czerwony Październik". Pamięta, że centrum tego filmu nie są tablice z pokrętłami i wyświetlacze, lecz ludzie w najgłębszym z kryzysów. Ten film naprawdę dobrze się ogląda.
Anna Tatarska
Helios
CARLOS SOMONTE/AP
5 z 7
Roma *****
Meksyk, USA 2018 (Roma). Reż. Alfonso Cuarón. Aktorzy: Yalitza Aparicio, Marina de Tavira, Fernando Grediaga
Odyseja rodzinna na miarę mistrzów włoskiego neorealizmu. Alfonso Cuarón wraca do miejsc znanych z dzieciństwa. Poświęcił ten na wskroś osobisty film doświadczeniom, które go ukształtowały, a przede wszystkim - kobiecie, która go wychowała.
Ukochaną gosposię poznajemy w jednym z domów w tytułowej dzielnicy Mexico City. Cleo to prosta dziewczyna, potomkini indiańskiego ludu. Sprząta, gotuje, matkuje czwórce dzieci. Chociaż przez pracodawców - rodzinę z klasy średniej, jest traktowana serdecznie i z szacunkiem, przynależy do innego świata. Granicę wyznacza pochodzenie, status, wykształcenie, a nawet język. Reżyser wygrywa społeczne podziały, od początku wprowadzając pewną podwójność spojrzenia na domowe sytuacje czy zajęcia. Najlepiej widać to będzie jednak w zderzeniu obrazu chłopców bawiących się w astronautę - jeden w nowiutkim stroju, drugiemu, temu z biednej dzielnicy, za hełm wystarczyć musi stare wiadro.
Lecz wobec dramatów w życiu osobistym pani domu i służąca okazują się skazane właściwie na podobny los. Sprawdza się zdanie: "my, kobiety, zawsze jesteśmy same". Do symbolu urasta samochód kupiony przez coraz częściej nieobecnego męża: imponujący, jakby miał wyleczyć z kompleksów, ale zupełnie niepraktyczny ford galaxie z trudem mieści się w bramie, nieustannie obcierając ściany błyszczącą karoserią. Jak kobiety wbite w świat dyktowany przez mężczyzn, przyciasny dla ich marzeń, pragnień, aspiracji.
Wobec życiowych nawałnic podziały stają się nieważne, liczyć się będzie wzajemne wsparcie, iście siostrzana troska. W ten sposób "Roma" staje portretem narodzin wspólnoty budowanym na fundamencie solidarności, co można postrzegać szerzej, jako marzenie do spełnienia również w narodowym kontekście. Bo mimo że emocje po mundialu w Meksyku zdążyły opaść, rok 1971 przyniesie niepokoje - osobiste i społeczne. Nadchodzą burzliwe zmiany, co zwiastują kolejne załamania pogody itd., a kulminacją będzie sekwencja na porodówce.
Cuarón wraca do korzeni i wspomnień we wzruszający, ciepły sposób. Podgląda bohaterów rodzinnej sagi oczami dziecka, które nie wszystko, np. rozpad małżeństwa rodziców, jeszcze rozumie. Odtwarza na ekranie tamten świat zaklęty w zapachach, smakach czy barwach i zostawia widzowi pewne tropy (jak odniesienie do "Grawitacji", za którą dostał dwa Oscary), idealizując dzieciństwo z zaskakującym umiarem. W szlachetnej czerni i bieli, z długimi, panoramicznymi ujęciami. Najbardziej prozaiczna czynność zyskuje tu głębię.
Choć reżyser lubuje się w planach ogólnych, zachowuje przy tym wrażliwość na detal. W trakcie sylwestrowego przyjęcia rozegranego na miarę "Fanny i Aleksandra" kamera zatrzyma się na chwilę przy butelce z mlekiem pośrodku martwej natury z popielniczką pełną petów i drinkami, a w fali mydlin zalewających posadzkę podjazdu dostrzeżemy odbicie samolotu.
Gdzie oglądać takie filmy po raz pierwszy, jeśli nie na dużym ekranie? Na szczęście wyprodukowana dla Netflixa "Roma" trafi do wybranych kin. Film został w tym roku nagrodzony Złotym Lwem na festiwalu w Wenecji, ma trzy nominacje do Złotych Globów - dla filmu, za reżyserię i scenariusz.
Piotr Guszkowski
Awangarda 2
kadr z filmu
6 z 7
The Quake. Trzęsienie ziemi
Norwegia 2018 (Skjelvet). Reż. John Andreas Andersen. Aktorzy: Kristoffer Joner, Ane Dahl Torp, Hang Tran
Kino katastroficzne.
Filmowcy uznali, że po zabójczej "Fali" w norweskim fiordzie pora na powtórkę z wstrząsów, które nawiedziły Oslo w 1904 roku - tym razem o znacznie większej sile.
pg
Helios
YouTube
7 z 7
Zwierzęta ***
Szwajcaria/Austria/Polska 2017 (Tiere). Reż. Greg Zglinski. Aktorzy: Birgit Minichmayr, Philipp Hochmair, Mona Petri
Bardzo dziwny i tajemniczy thriller psychologiczny.
Niewiele w filmie Zglinskiego jest naprawdę pewne. Można jednak przyjąć, że małżeństwo Anny (pisarki) i Nicka (szefa kuchni) przechodzi głęboki kryzys i że oboje, aby ratować związek, wyjeżdżają na pół roku do górskiej chaty w Szwajcarii. To, że po drodze przydarza się im wypadek, w trakcie którego Anna doznaje urazu głowy, też raczej nie budzi wątpliwości, ale już jego konsekwencje nie są do końca jasne. Podobnie z całą resztą filmu: co tu jest faktem, a co tylko wersją wydarzeń (i w dodatku czyją)? Realność miesza się z jej wyobrażeniem, a wyobrażenie ze snem. A nawet tak podstawowe parametry naszej orientacji w świecie jak czas i przestrzeń są tu zakłócone.
Mieszkaniem Anny i Nicka podczas ich nieobecności zajmuje się Mischa, która jednak wygląda identycznie (i jest grana przez tę samą aktorkę) jak sąsiadka z góry, z którą Nick miał romans - choć tu też absolutnej pewności nie ma, ze względu na paranoiczną (?) podejrzliwość Anny. W ogóle ten sposób opowiadania, w którym więcej jest pytań niż odpowiedzi, zdaje się wynikać z głębokiej niepewności Anny wobec męża (nie zapominajmy też o wspomnianym urazie głowy) - jest wniknięciem w jej cokolwiek zaburzoną świadomość. A może tylko znajdujemy się w środku pisanej przez nią powieści?
Dla mnie to mnożenie zagadek w pewnym momencie zrobiło się nużące, także niektóre pomysły reżysera, jak kot, który mówi, wydawały się przekraczać nawet bardzo tu umowną granicę między subiektywnym a obiektywnym. Ale film ma nastrój (czasami horrorowaty), są tu momenty zdrowego surrealistycznego humoru, a kto lubi takie ekranowe puzzle a la David Lynch, powinien czuć się mrocznym dziełem Zglinskiego usatysfakcjonowany.
Tylko proszę nie oczekiwać konkluzywnego i jednoznacznego rozwiązania!
Wszystkie komentarze