Prezentowane obrazy weszły na ekrany olsztyńskich kin 21 września. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków "Co Jest Grane 24". Niektóre tytuły nie mają pokazów prasowych.
REKLAMA
FRANK VERDIER
1 z 7
Jesień we Francji ****
Francja 2017 (Une Saison en France). Reż. Mahamat-Saleh Haroun. Aktorzy: Eriq Ebouaney, Sandrine Bonnaire, Aalayna Lys, Ibrahim Burama Darboe, Sandra Nkake, Bibi Tanga
Pochodzący z Czadu francuski reżyser ("Susza", "Krzyczący mężczyzna") przygląda się trudnym losom uchodźczej rodziny. "Jesień." to raczej intymny namysł nad naturą miłości i obraz poszukiwań własnego miejsca, a nie polityczna deklaracja.
Abbas to wdowiec, ojciec dwójki młodych dzieci, jedyny żywiciel rodziny. Tę funkcję wykonuje z trudem, bowiem we Francji, gdzie trafił uciekając z Afryki przed przemocą, nie ma odpowiednich dokumentów, umożliwiających swobodny dostęp do rynku pracy. Ta sytuacja komplikuje nie tylko jego życie. Abbas ma partnerkę, mającą polskie korzenie Carole. Na przestrzeni filmu ich uczucie pięknie i mądrze dojrzewa, jak to między dwójką dorosłych ludzi gotowych wyciągać wnioski z doświadczeń, nieudających, że nie mają przeszłości. Między partnerami jest coraz lepiej, ale od rzeczywistości nie da się uciec, a chowanie się przed coraz gęstszymi patrolami nie jest rozwiązaniem satysfakcjonującym wykształconego, spokojnego ojca rodziny. Abbas - z pełną świadomością tego, co ryzykuje - będzie musiał podjąć decyzję, która zaważy na losach całej tej patchworkowej rodziny.
"Jesień." to chyba najbardziej przystępny film w karierze Harouna. Ze smakiem sfilmowany, sięgający po uniwersalnie sprawdzone filmowe rozwiązania, z tradycyjnie prowadzoną narracją i emocjonalnie przejrzysty. Z udanymi rolami, kilkoma przepięknie sfilmowanymi scenami, a nawet malutką kroplą humoru w mroku.
Wrażliwość i wyczucie twórcy jak zwykle pozwalają mu przedstawić widzom wielowarstwowych i nieoczywistych bohaterów przeżywających dylematy, z którymi publiczność może się w pewien sposób utożsamić. Dzięki temu "temat imigracji" staje się czyimś życiem. Widz znajduje przełożenie nagłówków na człowieka: nagle abstrakcyjne uchodźcze dylematy dostają spokojną twarz i podszyte cierpieniem spojrzenie Abbasa i zaczynają być namacalne. Dramatyczne losy Abbasa i jego bliskiego przyjaciela Etienne naświetlają bezduszne przepisy, regulujące kwestie imigracyjne, ale też przypominają, że nic nie jest czarno-białe. Film bardzo wiele zyskuje na wprowadzeniu wątku relacji z Carole, poprowadzonej z czułością, ale i inteligencją.
Haroun potrafi opowiadać o politycznych i społecznych tematach z punktu widzenia jednostki, w sposób przystępny dla szerszego grona. Skromny film na trudny temat.
Anna Tatarska
Awangarda 2
UIP
2 z 7
Johnny English: Nokaut
Wlk. Brytania 2018 (Johnny English Strikes Again) Reż. David Kerr. Aktorzy: Rowan Atkinson, Emma Thompson, Olga Kurylenko
Komedia sensacyjna.
Wskutek brutalnego cyberataku zostaje ujawniona tożsamość wszystkich brytyjskich agentów, więc ściągnięty z emerytury Johnny English wyrusza na poszukiwania odpowiedzialnego za to superhakera. Bez pokazu prasowego.
pmoss
Helios, Multikino
MATERIAŁY PRASOWE
3 z 7
Kamerdyner
Na tle burzliwych wydarzeń pierwszej połowy XX wieku rozgrywa się w "Kamerdynerze" opowieść o relacjach w Prusach Wschodnich.
Gdy jego matka umiera przy porodzie, kaszubski chłopiec (Sebastian Fabijański) zostaje przygarnięty przez pruskich arystokratów. Z czasem pomiędzy nim a córką von Kraussów (Marianna Zydek), z którą się wychowywał, rodzi się zakazane uczucie. W losy bohaterów bez pardonu wdziera się historia. Najpierw I wojna, po której Kaszubi na czele z Bazylim Miotke (Janusz Gajos) walczą na konferencji w Wersalu o miejsce na mapie Polski, a von Kraussowie jak wiele innych rodzin tracą swój majątek.
Potem do władzy dochodzi Hitler. Sąsiedzi nie potrafią zapomnieć o zaszłościach, co wkrótce doprowadzi do tragedii.
Za kamerą stanął Filip Bajon, a obsadę uzupełniają Adam Woronowicz, Anna Radwan, Łukasz Simlat i Borys Szyc.
Całkiem niezła komedia romantyczna. Choć temat ryzykowny: playboy udaje kalekę, by zdobyć kobietę poruszającą się na wózku inwalidzkim.
Jocelyn, dobiegający 50. dyrektor handlowy, jest nałogowym kłamcą i niestrudzonym kobieciarzem (zachowuje się tak, jakby w ogóle nie słyszał o #MeToo). Po pogrzebie matki przegląda rodzinne pamiątki siedząc w jej wózku inwalidzkim i w tej sytuacji zastaje go atrakcyjna nowa sąsiadka, Julie. Jocelyn udaje przed nią biednego inwalidę, ale na Julie jego taktyka nie robi wrażenia - nie zamierza z nim romansować. Zamiast tego przedstawia go swojej starszej siostrze, Florence, od czasu nieszczęśliwego wypadku poruszającej się na wózku inwalidzkim.
Film rozpędza się powoli i przez pierwsze pół godziny akcja kręci się trochę w kółko, ale od momentu, gdy Jocelyn - wciąż udający inwalidę - zakochuje się we Florence, nabiera tempa i rozmachu. Stary lowelas brnie coraz głębiej w kłamstwo, coraz trudniej jest mu się wycofać (ukochana mogłaby nie wybaczyć mu oszustwa), prawdopodobieństwo demaskacji jest coraz większe itd. Nie ma tu może superpomysłowych gagów, ale jest całkiem zabawnie.
Temat jest nieco ryzykowny, ale trzeba debiutującemu reżyserowi oddać, że potraktował go z taktem i wyczuciem (już widzę, co by z takim pomysłem zrobili bracia Farelly). Nie ma tu ani chamskiego nabijania się z kalectwa, ani protekcjonalnego użalania się nad ludźmi niepełnosprawnymi. Florence jest pogodna i aktywna, gra na skrzypcach w orkiestrze i w tenisa na korcie: nic dziwnego, że cyniczny podrywacz traci dla niej głowę. I kto tu właściwie jest bardziej "niepełnosprawny" - ona czy on, ze swoim emocjonalnym defektem?
Oczywiście rozwiązanie, jak to w romantycznej bajce, jest przewidywalne, a tzw. wymowa nie jest wolna od poczciwych banałów typu: wszyscy, sprawni czy niepełnosprawni, jesteśmy tacy sami, chcemy kochać i być kochani, nawet w najgorszym łajdusie można znaleźć ukryte pokłady wrażliwości itp. Nie ma rewelacji, ale ogląda się całkiem przyjemnie. Tylko wykonawca głównej roli męskiej mógłby być sympatyczniejszy.
Animacja o magicznej przygodzie pewnej rozbrykanej księżniczki, o której dzieci szybko zapomną.
Król powierzył opiekę nad Basią parszywemu doradcy, bo sam jest pochłonięty poszukiwaniami jej zaginionej matki. Kolejne dni upływają dziewczynce na psotach i czytaniu. W noc przed siódmymi urodzinami księżniczka przytarga z zamkowej biblioteki wyjątkowe, jak się wkrótce okaże, tomiszcze. Książka otwiera się sama, a spomiędzy stron wylatuje piękny motyl. Kiedy Basia próbuje go złapać, przenosi się do świata baśni, gdzie poznaje sympatycznego Smokusia.
Nie ma co porównywać "Księżniczki i smoka" do produkcji hollywoodzkich wytwórni. Przynajmniej nie pod względem technicznego poziomu, jaki prezentuje animacja. Ale ze scenariusza twórców rozliczać już można. Pal licho powielane schematy. Wciąż się jednak zastanawiam, czy to ja przysnąłem pod koniec dość krótkiego seansu, czy po prostu zabrakło pomysłu (albo funduszy) na zamknięcie tej wyraźnie urwanej opowieści.
Najmłodszym widzom można jeszcze wmówić, że szczęśliwe zakończenie właściwie bez jakiegokolwiek wyjaśnienia ma sens, bo od logiki ekranowych wydarzeń uwagę skutecznie ociąga barwna oprawa, rodzicom już nie. A sam punkt wyjścia nie jest przecież zły. W końcu bohaterka daje się wciągnąć bajkowemu światu z kart książki - i to przesłanie będące zachętą do czytania wydaje się jedyną wartością filmu, którego reżyserka wcześniej była odpowiedzialna m.in. za realizację kilku odcinków "Maszy i niedźwiedzia".
Piotr Guszkowski
Helios, Multikino
GUTEK FILM
6 z 7
Tajemnice Silver Lake ****
USA 2018 (Under the Silver Lake). Reż. David Robert Mitchell. Aktorzy: Andrew Garfield, Riley Keough, Topher Grace, Zosia Mamet, Jimmy Simpson.
Stare Hollywood, teorie spiskowe i kultura popularna odmieniana przez wszystkie przypadki.
Nowy film reżysera "Coś za mną chodzi" to oryginalne kino remiksu. Na pierwszy rzut oka można by odnieść wrażenie, że "Tajemnice." to odkurzona i zaktualizowana wersja wycieczki po tych samych zakamarkach, które kiedyś eksplorowały filmy noir.
Chłopak (grany przez Garfielda Sam) versus femme fatale, skorumpowani policjanci, tajemnica, śmierć, niebezpieczeństwo - a wszystko ze znakiem Hollywood w tle. Jednak Mitchell nie byłby sobą, gdyby nie wywrócił tych oczekiwań na drugą stronę i nie przystemplował ich pieczątką w kształcie stopy potwora z głębin.
Główny bohater to wiecznie zalegający z czynszem niechluj, geek wychowany przez Nirvanę i Nintendo, który ulegając powabowi sąsiadki zostaje niespodziewanie wciągnięty w kryminalną intrygę. Ofiarami grasującego w okolicy mordercy padają jedynie finezyjnie rozczłonkowane psy. Ale i to szybko się zmieni. Przy walnym udziale znikających kobiet, profetycznych wpisów w offowym magazynie, charyzmatycznych duchowych przywódców, mistycznych bransoletek i kryjącej się na dnie jeziora mrocznej tajemnicy.
Sam usiłuje poskładać rozmaite sygnały w całość, ale szybko przekonujemy się, że jego kryminalne śledztwo nie jest centrum tej historii. Najbardziej interesującym Mitchella rejonem jest świadomość bohatera. To ona wyznacza kształt świata przedstawionego i kierunek akcji. Sam, który jest w pewnym sensie idealnym konstruktem swoich czasów, niczym gąbka wchłania podsuwane mu przez popkulturę smaczki, mody, tropy, aktywności. Zebrane razem, określają one jego świadomość, stan ducha i wizję otaczającego świata. Z jednej strony Sam jest wytworem popkultury i dzieckiem ery konsumpcjonizmu (choć ubranego w offowe, znoszone ciuchy), z drugiej, bohaterem archetypicznym, dlatego może trafiać także do widza, któremu filmowe klimaty wydają się głęboką niszą. Błysku całości dodaje ekscentryczne, humorystyczne podszycie, które pozwala akceptować kolejne wyłaniające się z mroku dziwactwa, bez względu na ich kształt czy status ontologiczny. Celny jest także satyryczny i przeskalowany portret Hollywood, owładniętego teoriami spiskowymi i pragnieniem kariery (i wieczności!) za wszelką cenę, przez łóżko, po trupach czy przez salon chirurga.
Na papierze "Tajemnice." to moje kino idealne: oniryczny, ekscentryczny i zaskakujący film, sprawnie porozumiewający się popkulturowymi kodami, krytycznie patrzący na celebrytyzm i merkantylizację duchowości. Można odnieść jednak wrażenie, że flegmatyczny i niechlujny charakter głównego bohatera (nie chcę liczyć, ile dni nosił te same majtki, ale o trzy za dużo!) przenika do samego filmu, który w pewnym momencie zaczyna zwalniać i się nieco dłużyć. Mogło być genialnie, jest dobrze.
Anna Tatarska
Awangarda 2
QUANTRELL D. COLBERT
7 z 7
Zegar czarnoksiężnika
USA 2018 (The House with a Clock in its Walls). Reż. Eli Roth. Aktorzy: Owen Vaccaro, Cate Blanchett, Jack Black, Renée Elise Goldsberry, Sunny Suljic.
Zanim wyobraźnią nastolatków zawładnął Harry Potter, rozpalał ją Luis Barnavelt, bohater książki Johna Bellairsa.
Luis (Vaccaro) to młody chłopak, który straciwszy rodziców, trafia pod opiekę ekscentrycznego wuja (Black). W posiadłości mieszkają rozmaite fantastyczne stwory, a wuj para się magią i podróżuje do równoległych krain. Wszystko, by rozwiązać pozostawioną przez zaginionego mistrza czarnej magii zagadkę. Zanim zniknął, Isaac Izard stworzył i schował zegar odmierzający czas do nieuchronnie zbliżającej się apokalipsy. Machina znajduje się gdzieś w domu wuja i tylko jej odnalezienie może uratować bohaterów przed śmiercią. Luis przechodzi przyspieszony kurs dla czarodziejów, a w misji pomaga ekscentryczna sąsiadka, Pani Zimmerman.
Wszystkie komentarze