Opisane tytuły można oglądać w olsztyńskich kinach od 27 października. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków "Co Jest Grane 24".
REKLAMA
Materiały prasowe
1 z 9
A Ghost Story *****
USA, 2017 (A Ghost Story). Reż. David Lowery. Aktorzy: Rooney Mara, Casey Affleck, Will Oldham
Opowieść o duchu takim jak my. Kameralne, piękne kino.
W starym domu na przedmieściach Dallas rozegra się opowieść o duchach, jakiej się nie spodziewaliście.
Mieszka tam młode małżeństwo. Ona (Rooney Mara) marzy o przeprowadzce, on (Casey Affleck) woli zostać. Oboje będą mogli zrealizować wykluczające się plany, ale nie takiego rozwiązania chcieli. Po wypadku mężczyzna wstanie ze szpitalnego łóżka przykryty prześcieradłem. Rozpoczyna w ten sposób tułaczkę jako duch, sunie w milczeniu korytarzami. I choć pierwszą reakcją może być śmiech, z czasem postać ta coraz bardziej wzrusza, hipnotyzuje widza. A po seansie w głowie wciąż brzmi kawałek "I Get Overwhelmed" Dark Rooms nadający temu osobliwemu filmowi charakterystyczny rytm.
"A Ghost Story" to pełna melancholii, choć niepozbawiona ironicznego humoru refleksja nad przemijaniem, nad tym, co po nas zostanie, nad godzeniem się ze stratą. To opowieść o przywiązaniu do ludzi czy miejsc i związanych z nimi wspomnień, chwilami przesadnym, przez co ogranicza w codziennym życiu nasze działania, wpychając w ramiona bierności. David Lowery w równie prosty, co przewrotny sposób dotyka wreszcie najważniejszego - czyli względności upływu czasu. Czas został tu ukazany jak woda, która nie zawsze trzyma się wyznaczonych granic i ram, może zmieniać swój bieg, rozlewać się. Raz sączy się przez podniszczoną uszczelkę, wydłużając sekundy w godziny (np. gdy Rooney Mara w poruszającej scenie zajada żałobę tartą czekoladową), a dni - w lata, by przyspieszyć aż nadto po pęknięciu rury.
W ciasnych kadrach Lowery potrafi zmieścić przytłaczającą intymność tej historii oraz zabawę konwencją horroru. Jednak melancholijne rozważania, w których formę reżyser ujął własny egzystencjalny kryzys, prowadzą do raczej bolesnych wniosków. Duch z jego filmu jawi się jako niespokojna dusza, która snuje się z miejsca w miejsce, odczuwa ból samotności uwięziona w przedsionku życia po życiu, gdzieś pomiędzy światami. Na własnej skórze - tfu, prześcieradle z wyciętymi dziurami na oczy, na które projektujemy własne emocje - doświadcza pojęcia nieskończoności. Bo co czeka nas po śmierci? Czekanie. Z czasem możemy zapomnieć, na co czy na kogo - zupełnie jak duch z sąsiedniego domu.
Awangarda 2
Kadr z filmu 'BORG/McENROE. Między odwagą a szaleństwem' (fot. materiały prasowe)
Dramat sportowy o dwóch tytułowych legendach tenisa i ich słynnym pojedynku w finale Wimbledonu w 1980 r.
Za osnowę fabularną filmu służy londyński turniej, zakończony dramatycznym meczem między obydwoma rywalami: czterokrotnym zwycięzcą Wimbledonu Borgiem (uderzająco podobny do niego Gudnason) i bardzo chcącym go zdetronizować McEnroe (dobrze dobrany LeBeouf). Ale równolegle, w obszernych retrospekcjach, cofamy się do znacznie wcześniejszych lat ich życia, które ich ukształtowały.
Na pierwszy rzut oka trudno o ludzi (i zawodników) bardziej różniących się od siebie. To rzeczywiście woda i ogień. Szwed jest zimny jak ryba, opanowany i metodyczny - emocjonalny cyborg, którego uczłowieczają jedynie jego przesądy i rytuały, będące zresztą efektem chorobliwego perfekcjonizmu. Amerykanin znany jest zaś ze swojego wybuchowego temperamentu - na korcie awanturuje się, kłóci z sędziami, przeklina, zachowuje jak rozpieszczone, drażliwe dziecko. Łączy ich jedynie ogromna ambicja, ale to chyba u sportowców nic nadzwyczajnego.
Jednak nieco przekorna teza duńskiego reżysera jest taka, że w istocie te dwie skontrastowane osobowości więcej łączy niż dzieli: "w środku" Borg i McEnroe mają być do siebie podobni. Okazuje się - dla mnie to sensacja - że Borg jako początkujący tenisista był takim samym awanturnikiem jak McEnroe, naładowanym agresją i nie potrafiącym opanować wybuchów wściekłości - nim jego trener, mentor i zastępczy ojciec w jednym (Skarsgard) nie nauczy go ich powściągać. A właściwie kanalizować i zamieniać w sportową energię (trochę za łatwo to zresztą przychodzi).
Film jest wciągający, porządnie zrealizowany i dobrze zagrany a słynny wimbledoński finał odtworzony umiejętnie i wcale emocjonujący - nawet jeśli zna się jego wynik. Główną jego słabością jest pewna nierównowaga sił, asymetria, niesprawiedliwość w potraktowaniu obu antagonistów. Ponieważ "Borg/McEnroe" stanowi koprodukcję skandynawską, znacznie więcej miejsca poświęca się tu Borgowi (który i tak pozostaje enigmą), choć to McEnroe wydaje się osobowością ciekawszą i bardziej pokręconą. Obydwa portrety są też raczej powierzchowne i kreślone ze zbyt dużym udziałem pop-psychologii. Ale ja od filmów sportowych zbyt wiele nie wymagam - ten w swoim gatunku jest całkiem udany.
Traktat o beznadziei, czyli podróż przez rosyjskie piekło.
Od razu wyjaśnię, że nie jest to adaptacja opowiadania Dostojewskiego - jeśli już jesteśmy przy literackich gigantach, to bliżej tu do Kafki lub Gogola. Kobieta, której imienia nigdy nie poznamy, otrzymuje bez wyjaśnienia zwrot paczki wysłanej do siedzącego w więzieniu męża. Po bezskutecznej próbie jej ponownego wysłania decyduje się jechać i dostarczyć mu ją osobiście. Ale załatwienie tej, zdawałoby się, prostej sprawy zamienia się w koszmar.
Już sama jazda pociągiem do odległego miasta, w którym znajduje się więzienie, jest niezłym wprowadzeniem do późniejszego inferno, a z chwilą dotarcia na miejsce mamy już horror na całego. Nie chodzi tylko o bezduszną biurokrację (kobieta nie może się nawet dowiedzieć, czy mąż w ogóle żyje), ale o ogólną atmosferę życia. Jej parametry wyznacza chamstwo, bezinteresowna nieżyczliwość (choć przyznajmy, że w każdym z miejsc, do których pielgrzymuje kobieta, zawsze jakaś dobra dusza się znajdzie) i fałszywa serdeczność. Oczywiście wódka i doraźna komitywa, jaka się przy niej wytwarza. I śpiew: śpiewa się tu dużo i chętnie, jak w jakimś upiornym musicalu.
W pierwszej chwili odnosimy wrażenie, że znaleźliśmy się w ZSRR, że jest to podróż w przeszłość, do epoki Breżniewa. Ale nie: jest internet, są komórki. Czy więc nic się nie zmieniło? Czy też Łoźnica chce zbudować syntetyczny obraz Rosji, ponadczasowej i ponadustrojowej? Czy tylko współczesną polityczną alegorię?
Tak, czy inaczej, jest to obraz przerażający, niesłychanie mroczny i skrajnie pesymistyczny. Takich filmów dziś się nie robi, bo pomijając już Hollywood z jego obsesją happy endu, kino chce dawać nadzieję. Tu nic z tego. Nasza bohaterka, z zastygłą jak maska, nieruchomą twarzą błąka się po strasznym mieście, napotykając po drodze skorumpowanych policjantów, śliskich alfonsów, wszechwładnych mafiozów, pełnych dobrej woli, ale kompletnie bezradnych obrońców praw człowieka. Czy ta wędrówka może się dobrze skończyć?
Przed jej finałem następuje nieoczekiwana zmiana konwencji. Surowy, prawie dokumentalny zapis ustępuje miejsca surrealistycznej grotesce, i o tę zmianę filmowego języka można mieć do Łoźnicy pretensje: długa, fantazyjna sekwencja nie "siedzi" estetycznie w całości ani nie przygotowuje odpowiedniego gruntu pod końcowe rozwiązanie. Reszta jest znakomita.
Awangarda 2
screen z YouTube
4 z 9
Między nami wampirami ***
Niemcy, 2017 (The Little Vampire 3D), reż. Richard Claus, Karsten Kiilerich. Dubbing: Kuba Jankiewicz, Beniamin Lewandowski, Mikołaj Klimek
Familijna animacja o przyjaźni chłopca i wampira na motywach serii bestsellerów Angeli Sommer-Bodenburg.
Obaj mają po trzynaście lat, choć Vigo nie pamięta już, który raz obchodzi te urodziny. Wraz z upiorną rodzinką mieszka w katakumbach na cmentarzu gdzieś w Transylwanii. Gdy spotka Tony'ego, miłośnika przyprawiających o gęsią skórkę historii, który spędza wakacje z rodzicami, bohaterowie będą musieli pokonać początkowe obawy i przełamać wzajemną niechęć pomiędzy gatunkami. Wspólnie spróbują pokrzyżować szyki bezwzględnemu łowcy wampirów, który "wyczuwa nietoperki na kilometr".
Właściwie to niezły punkt wyjścia do opowieści o tolerancji i gotowości do poświęcenia w imię przyjaźni. Rozwinięcie pozostawia jednak sporo do życzenia. Twórcy wzięli z książek odwrócony schemat - nie wampirów, a śmiertelników trzeba się tu bać, a przede wszystkim przygodowy charakter - licząc zapewne na wartką akcję, ale pozbawili historię serca i dziecięcego uroku. I to nie tylko dlatego, że bohaterowie są starsi niż w oryginale. "Między nami wampirami" pędzi na łeb na szyję, a clou całego zamieszania - czyli relacja pomiędzy chłopcami szybko schodzi na dalszy plan. Królują pościgi, przeładowane slapstickiem potyczki, powtarzane do znudzenia gagi i latające krowy.
W efekcie fiksacji ekipy dubbingowej na skojarzeniach z krwiopijcami, dostajemy kolejne przeróbki znanych powiedzonek, cytatów i parę czerstwawych żartów stylizowanych na młodzieżowy język. Dorośli mogą przysnąć, dzieci raczej się nie wynudzą, ale że w obrazku jest równie przeciętnie, co w narracji, spokojnie można rozważyć inne atrakcje na Halloween.
Helios, Multikino
screen z YouTube
5 z 9
Piła: Dziedzictwo
USA, Kanada, 2017 (Jigsaw). Reż. Michael Spierig, Peter Spierig. Aktorzy: Matt Passmore, Tobin Bell, Callum Keith Rennie, Hannah Emily Anderson
Siódma odsłona tego cyklu horrorów miała być ostatnią, lecz krwawe żniwa najwyraźniej nie mogą dobiec końca.
Śledztwo w sprawie makabrycznych odkryć prowadzi do psychopaty Jigsawa, który. od dekady nie żyje. Kto w takim razie przygotowuje zabójcze pułapki?
Helios, Multikino
GUTEK FILM
6 z 9
Po tamtej stronie ****
Finlandia/Niemcy 2017 (Toivon tuolla puolen). Reż. Aki Kaurismaki. Aktorzy: Sakari Kuosmanen, Sherwan Haji
Komediodramat o przyjaźni restauratora z Helsinek i uciekiniera z Aleppo.
Obaj w pewnym sensie "zaczynają nowe życie". Wikstrom, zwalisty pięćdziesięciolatek rozstaje się z żoną alkoholiczką, sprzedaje interes i wygrawszy kupę pieniędzy w pokera, kupuje podupadłą restaurację, gdzie serwuje się pulpety i sardynki z puszki. Khaleb trafia do Helsinek przypadkowo i występuje o azyl polityczny.
Ich losy przez dłuższy czas opowiadane są równolegle. Wikstrom walczy o utrzymanie restauracji na rynku, co z odziedziczoną po poprzednim właścicielu załogą nie jest łatwe. Khaleb zmaga się zaś z fińską biurokracją, zamieszkuje w ośrodku dla uchodźców, próbuje odszukać zaginioną siostrę itd. Gdy ich ścieżki się przetną, Khaleb potrzebuje akurat pomocy i Wikstrom, człowiek raczej niesentymentalny, mu jej udziela. I to bez długich deliberacji i wielkich słów, na zasadzie ludzkiego odruchu, jako coś oczywistego. Brak moralnego nabzdyczenia jest dużym atutem filmu.
Ta - w wymiarze fabularnym dramatyczna, choć komediowo potraktowana - opowieść o przyjaźni gburowatego biznesmena i syryjskiego uchodźcy nie jest w dorobku Kaurismakiego czymś przypadkowym. W swoim poprzednim filmie, "Havre" też przecież dotykał problemu nielegalnej emigracji i w ogólnym zarysie obydwie historie są dość podobne, tyle że tam chodziło o pomoc uciekinierowi z Trzeciego Świata w dalszej podróży, a tu o osadzenie go w kraju na dłużej. Ale i już wcześniej, ten ekstrawagancki, pozornie "odjechany" artysta wykazywał się dużą wrażliwością społeczną i miał wyraźną słabość do wszelkiego rodzaju outsiderów - ludzi przegranych i zmarginalizowanych. Uchodźca zaś jest outsiderem niejako z definicji.
W stylistyce - rozpoznawalnej po minucie filmu - też się wiele nie zmieniło. Niespieszny rytm, wystudiowane ujęcia, oszczędne dialogi, specyficzny humor polegający na wygłaszaniu absurdów z kamienną twarzą. Stare rockabilly i muzycy brzdąkający melancholijne ballady na rogach ulic. Coś z klimatu PRL szarych lat 60. Jeśli coś nowego, to mniej emocjonalnego dystansu, więcej otwartej czułości.
"Po tamtej stronie" opowiada prostą historię. Może nawet zbyt prostą, bez wielkiej inwencji napisaną i ze zbyt dużą ilością arbitralnych pomysłów - ale ciepłą, sympatyczną, chwilami zabawną, a gdy trzeba, wzruszającą. Zawarty w niej program moralny też jest prosty: życzliwość, empatia, ludzki stosunek do człowieka. Tylko tyle i aż tyle.
Awangarda 2
Materiały prasowe Kino Świat
7 z 9
Skazany ****
USA 2017 (Shot caller). Reż. Ric Roman Waugh. Aktorzy: Nikolai Coster-Waldau, Omari Hardwick, Lake Bell
Bardzo przyzwoity dramat więzienny/film sensacyjny.
Bohatera filmu, Harlana (wiarygodny Coster-Waldau z "Gry o tron") poznajemy, gdy wychodzi po dziesięciu latach z więzienia i niemal natychmiast zabiera się do nielegalnej transakcji: sprzedaży broni meksykańskim gangsterom. Wkrótce dowiadujemy się, że kiedyś był maklerem i szczęśliwym ojcem rodziny, a trafił do pudła za wprawdzie poważne, ale nieumyślne przestępstwo.
W serii więziennych retrospekcji, bardzo zręcznie splecionych z bieżącą akcją, film tłumaczy też, jak to się stało, że ten wrażliwy i porządny człowiek zmienił się w bezwzględnego gangstera. Mówiąc najprościej - aby przetrwać. W pudle mógł "zjeść albo zostać zjedzonym" i wybrał pierwszą opcję, wstępując do wpływowej frakcji Białasów, która jednak w zamian za ochronę domagała się dowodów lojalności. I tak to się zaczęło.
Ci wszyscy, którzy uważają, że resocjalizacja więzienna jest jedną wielką fikcją, znajdą w "Skazanym" wiele dowodów na poparcie swojej tezy. Nie oznacza to, broń Boże, że film jest publicystyczną krytyką systemu penitencjarnego w USA. To bardzo porządnie zdokumentowany i zrealizowany thriller, inteligentnie skonstruowany, wciągający i o niesłabnącym napięciu, zarówno w części współczesnej, co retrospekcyjnej. Świetnie gra Coster-Waldau, a zadanie ma niełatwe, typu kwadratura koła. Ma być bowiem zarówno biedną ofiarą systemu (któremu współczujemy), jak i bandziorem (którym się brzydzimy) - i udaje mu się z tego wybrnąć. Także reszta obsady, składająca się z mało znanych aktorów, spisuje się bez zarzutu, dając mu solidne wsparcie.
Znajdzie się tu jednak kilka słabości. Wiele elementów, z których ułożona zostaje fabuła, jest już dobrze znanych, a intryga, jaką zawiązuje bohater, wydaje się cokolwiek przekombinowana - swój cel mógłby osiągnąć prościej, bez tych wszystkich wygibasów. Wreszcie wątek rodzinny - bardzo istotny, gdyż to troska o rodzinę jest głównym motywem działania Harlana - ma swoje zbyt melodramatyczne i mało przekonujące momenty. Ale w sumie przyjemna niespodzianka, zważywszy, że film leżakował dwa lata, co nigdy nie jest dobrą rekomendacją.
Awangarda 2
screen z YouTube
8 z 9
Śmierć nadejdzie dziś
USA 2017 (Happy Death Day). Reż. Christopher Landon. Aktorzy: Jessica Rothe, Israel Broussard, Ruby Modine
Pomysł z "Dnia Świstaka" zastosowany w horrorze.
Z życia studentów. Tree w dniu swoich urodzin budzi się skacowana w łóżku Cartera, a idąc wieczorem na przyjęcie, zostaje zamordowana przez osobnika noszącego maskę tłustego bobasa. I znowu budzi się w łóżku Cartera. Czy uda jej się odkryć tożsamość mordercy i w ten sposób wydobyć z pętli czasu? Nie mam pojęcia - film wchodzi bez pokazu prasowego.
Helios, Multikino
MATERIAŁY PRASOWE
9 z 9
Thor: Ragnarok *****
USA 2017. Reż. Taika Waititi. Aktorzy: Chris Hemsworth, Tom Hiddleston, Cate Blanchett, Anthony Hopkins, Mark Ruffalo.
Reżyser świetnego niezależnego "Co robimy w ukryciu" dostał od Studia Marvel szansę zmierzenia się z wielkoformatową i wielkobudżetową produkcją. Wykorzystał ją w 150 proc.
Dla Asgardu nastały mroczne dni. Nieubłaganie nadciąga bogini śmierci Hela, a wraz z nią Ragnarok, mityczny koniec dni, "zmierzch bogów". Wszyscy, którzy mogliby go powstrzymać, są daleko. Thor, pozbawiony młota i osłabiony, uwięziony został na "planecie wyrzutków" po drugiej stronie wszechświata, czas Odyna minął. Zanim bóg piorunów powróci do formy, będzie musiał odbyć zaskakującą walkę z niesamowitym Hulkiem i zebrać złożone z rozmaitych wyrzutków grono sprzymierzeńców.
Znani z poprzednich "avengerskich" części aktorzy - Hemsworth, Hiddleston, Ruffalo - chyba nigdy nie bawili się tak dobrze.
Hitem są wprowadzone po raz pierwszy do thorowskiego uniwersum postaci. Arcymistrz grany przez Jeffa Goldbluma łączy wizerunek Guru Miłości z Dr-em Zło. Jego karykaturalne samouwielbienie byłoby jeszcze zabawniejsze, gdyby tak bardzo nie przypominało o realnych zachowaniach wielu przedstawicieli świata polityki. Mocne i ciekawe są kobiety: siostra Thora i Lokiego Hela (Cate Blanchett) i Walkiria grana przez świetną, znaną m.in. z "Dear White People", "Westworld" czy "Creed" Tessę Thompson.
Bogini śmierci grana przez Blanchett jest celowo nakreśloną grubą kreską neurotyczną sadystką z kompleksem gorszego dziecka, ale jeży włos na rękach. Opłaciły się zajęcia z capoeiry - jej sprawność, siła i gracja robią wrażenie i podbijają aurę boskości towarzyszącą bohaterce. Postać Thompson to z kolei miks słodko-gorzki, złamana życiem łobuziara zapijająca traumę.
Górnolotne teksty motywujące Thora rozbijają się z trzaskiem o jej cyniczny uśmiech - a jednak ma w sobie resztki ideowego ognia, który w potrzebie będzie gotowa wzniecić. Obie postaci są nieoczywiste i zdecydowanie odbiegają od popularnego w filmach o superbohaterach modelu kobiety-dekoracji. Do tego Walkiria to druga obok Heimdalla (Idris Elba) postać u boku Thora o ciemnym kolorze skóry.
"Thor: Ragnarok" to nowoczesne widowisko, które wciąga dzięki spektakularnej, angażującej realizacji, ale równie ważnym składnikiem jego seksapilu jest scenariusz: utrzymujący doskonałe tempo, zniuansowany pod względem napięcia, inteligentny, przezabawny i pełen intertekstualnych odniesień.
"Thor" według Taiki Waititi ma atrakcyjne ciało i intrygujący umysł. Tak to się robi!
Wszystkie komentarze