Prezentowane tytuły wchodzą na ekrany olsztyńskich kin 25 sierpnia. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków "Co Jest Grane 24".
REKLAMA
Materiały prasowe United International Pictures Sp z o.o.
1 z 5
Barry Seal. Król przemytu ****
USA 2017 (American Made). Reż. Doug Liman. Aktorzy: Tom Cruise, Doomnhall Gleeson, Sarah Wright, E. Roger Mitchell, Lola Kirke.
Kilka miesięcy temu klęską okazała się nowa wersja "Mumii" z Tomem Cruise'em. Czyżby wielki gwiazdor stracił swój błysk? Nie, jeśli trafi na reżysera, który go rozumie. Kimś takim jest niewątpliwie Doug Liman, z którym Cruise pracował przy przeboju "Na skraju jutra". "Barry Seal: Król przemytu" to kolejny dowód na chemię łączącą tę dwójkę.
Film Limana oparty jest na prawdziwej historii pilota i weterana, który zarobił miliony, pracując jednocześnie dla kolumbijskiego kartelu narkotykowego Medellin Pablo Escobara i tajnej agencji CIA.
Tłem szalonej biografii Barry'ego Seala są polityczne rozgrywki Ameryki lat 70. i 80., w których bieguny dobra i zła nie zawsze znajdują się w oczywistym miejscu. Podobnie jest z poczynaniami Seala, który, choć notorycznie łamie prawo, budzi sympatię widza. To opowiedziana z biglem, pełna humoru i nagłych zwrotów akcji historia, która konsekwentnie trzyma tempo. A Cruise odnajduje się w tej rozpiętej pomiędzy kinem akcji, biografią a komedią konwencji doskonale.
Świetnie zagrany, choć niezbyt głęboki dramat psychologiczny. Samotna 50-latka i śmiertelnie chora kochanka jej ojca.
Claire (Frot) jest dobiegającą 50 położną, w swoim fachu zresztą znakomitą - spokojną, kompetentną i empatyczną. Żyje pracą, nie interesuje się mężczyznami, mieszka z dorosłym, coraz częściej nieobecnym synem i od czasu do czasu jeździ na działkę. W to uporządkowane, samotnicze życie wkracza z impetem Beatrice (Deneuve), kochanka ojca Claire sprzed 30 lat. Jej życie było serią przygód i romansów, teraz została jej z tego tylko garść biżuterii i wspomnień. Na dodatek ma raka, nie chce umierać w samotności.
Claire najpierw nie pali się do roli opiekunki czy zastępczej córki. Ma powody, aby Beatrice wręcz nienawidzić. Jednak ta sama wrażliwość, z jaką na co dzień traktuje młode matki, sprawia, że starszej pani nie odrzuca - zaczyna się z nią spotykać, rozmawia, pomaga. Skoro na co dzień asystuje przy początkach życia, raz może być przy śmierci.
Film Martina Prevosta jest opowieścią o wybaczeniu i odpowiedzialności, ale przede wszystkim o niezwykłej przyjaźni dwóch różniących się wszystkim kobiet. Claire jest zasadnicza i sztywna, nie pije alkoholu, nie je mięsa, odmawia sobie wszelkich przyjemności. Beatrice podnosi zaś hedonizm do rangi życiowej ideologii. Nawet teraz, śmiertelnie chora, się nie oszczędza: ciągnie wino, pali, gra w pokera w zadymionych salkach (to jej główne źródło utrzymania), zjada ogromne steki. Niektórym widzom taka postawa się spodoba ("żyje na własnych warunkach", "nawet w obliczu śmierci jest sobą" itp.), dla tych jednak, którzy zetknęli się bezpośrednio z nowotworem, jej dezynwoltura może być irytująca.
Nie jest to relacja tak jednostronna i pasożytnicza, jak się początkowo wydaje. Beatrice wypełnia Claire miejsce po nieobecnej matce, a obcowanie z nią sprawia, że wycofana i spięta akuszerka odrobinę się wyluzowuje i zaczyna nawet romansować z krzepkim tirowcem, sąsiadem z działki.
Historie oparte na podobnym schemacie już oglądaliśmy i w ogóle trzeba powiedzieć, że sama fabuła nie jest tu jakaś nadzwyczajna - średnio pomysłowa, pozbawiona niespodzianek, zanadto meandryczna - ale na szczęście wolna też od łatwej melodramatyczności. Wiele miejsca zajmują w niej sceny z izby porodowej, bardzo autentyczne, a zarazem taktowne, zalatujące jednak serialem medycznym. Znacznie w sumie ciekawszy jest tu rysunek postaci - a przede wszystkim aktorstwo. Deneuve ma nieco ograniczone możliwości mimiczne, ale wciąż potrafi błyszczeć na ekranie, Frot gra zaś po prostu rewelacyjnie - powściągliwie, subtelnie, a zarazem wyraziście. Dla tych dwóch pań warto film obejrzeć.
Thriller erotyczny w wersji kampowej. Była modelka i dwóch psychiatrów bliźniaków.
Ozon jest twórcą nieprzewidywalnym i nigdy nie wiadomo, z czym wyskoczy. Po dość konwencjonalnym, statecznym i poważnym "Frantzu", w "Podwójnym kochanku" wraca do perwersyjnej stylistyki wczesnych filmów w rodzaju "Zbrodniczych kochanków" czy "Basenu". O tym, że czeka nas tu niezłe wariactwo, informuje nas już pierwsza scena, w której rozwarta w trakcie badania ginekologicznego wagina zmienia się w załzawione oko. Czy sugeruje to związek między seksem a voyeryzmem (a może cierpieniem?), dociekać nie warto, gdyż jak wszystko w tym filmie ten wizualny gag jest tylko zabawą.
Posiadaczką spenetrowanego kamerą organu (potem jeszcze będziemy go oglądać z tej perspektywy w trakcie strzelistego orgazmu) jest Chloe, była modelka, która żegna się z tym zawodem poprzez symboliczne ścięcie włosów. Piękna chłopczyca cierpi od dawna na tajemnicze bóle brzucha, mające zapewne podłoże psychosomatyczne, w związku z czym udaje się do psychiatry, Paula. Wkrótce zostają parą. Po pewnym czasie Chloe odkrywa, że Paul ma brata bliźniaka, Louisa, będącego również psychiatrą, choć stosującego inne, znacznie bardziej bezpośrednie metody terapii.
Obaj bracia są tak różni jak jing i jang - albo jak różne oblicza tego samego człowieka. Paul jest łagodny i nieco nudny, Louis jest gwałtowny i dominujący - typowy samiec alfa. Zaś między nimi biedna, zagubiona Chloe. Co z tego wyniknie?
W filmie Ozona dość jest tajemnic, aby śledzić rozwój fabuły z zainteresowaniem, a przynajmniej być ciekawym końcowego rozwiązania. Ale raczej nie należy oczekiwać logicznego następstwa faktów. Gdyby stosować normalną miarę rzeczy, trzeba by uznać opowiedzianą tu historię za kompletnie absurdalną. Tyle że zwyczajowe kryteria tu nie pasują. Nie tylko z tego powodu, że zatarta zostaje granica między rzeczywistością a fantazją - głównie dlatego, że wszystko jest tu tak przerysowane i przejaskrawione, że wydaje się jednym wielkim żartem.
Ozon wyraźnie bawi się tu starymi filmowymi motywami (podwójna tożsamość, niestabilna psychicznie kobieta itp.) i bynajmniej nie ukrywa wtórności "Podwójnego kochanka" - bez trudu znajdziemy tu zapożyczenia z "Nierozłącznych" Cronenberga, "Dziecka Rosemary" Polańskiego, filmów Hitchcocka i De Palmy. Nie próbuje też ustabilizować konwencji: najbliżej jesteśmy thrillera, ale o prawdziwe "dreszcze" niełatwo, gdy widzimy z tyłu przymrużone oko reżysera. Nawet elegancki styl filmu (chłodne ujęcia, ciemne, odbijające się w sobie lustra, wytworne wnętrza itd.) podszyty jest kiczem. Jak to dziwactwo oglądać, aby mieć z tego przyjemność? Moja rada: ani przez moment nie traktować serio.
Awangarda 2, Multikino
Materiały prasowe Bomba Film Sp. z o.o.
4 z 5
Sława ****
Bułgaria/Grecja 2016 (Sława). Reż. Kristina Grozewa i Petar Walczanow. Aktorzy: Stefan Denoliubow, Margita Goszewa.
Tragikomiczna opowieść o uczciwym człowieku w skorumpowanym świecie.
Tzanko pracuje jako robotnik kolejowy codziennie rano opukujący szyny i dokręcający poluzowane śruby. Pewnego dnia znajduje na torach wypełnioną pieniędzmi torbę i zanosi ją na policję. Julia, szefowa PR Ministerstwa Transportu, organizuje na jego cześć wielką uroczystość, nie po to jednak by uczciwego człowieka wynagrodzić, lecz by eventem przykryć aferę finansową. Ale popełnia pewien błąd.
Rumuńskie kino święci triumfy, Bułgarzy im najwyraźniej pozazdrościli i zrealizowali film o podobnej tematyce (korupcja), co sąsiedzi - nie gorszej jakości, tyle że znacznie mniej "gadany". Gdzieś z daleka kłania się też Frank Capra w swoim współczuciu dla prostego człowieka wciągniętego w bezduszny mechanizm polityczny. I oczywiście bracia Dardenne, główni specjaliści od społecznej niesprawiedliwości we współczesnej Europie.
Fabułę napędza konflikt między Tzanko, brodatym odludkiem, który z powodu jąkania z trudem może się wysłowić a Julią, ambitną, wygadaną i cyniczną "pi-arówą". Dawno nie widziałem w kinie tak wyrazistego portretu współczesnej karierowiczki. Julia leczy się z bezpłodności, ale nawet podczas zabiegów nie wypuszcza komórki z ręki. Czy mają być to dwie twarze dzisiejszej Bułgarii - prowincjonalna i "europejska"? Możliwe. Pewne jest natomiast, że para antagonistów została rewelacyjnie zagrana.
Film chętnie operuje groteskowym przerysowaniem (urządzana przez Julię propagandowa heca graniczy z farsą), bywa całkiem zabawny, ale im dalej w las, tym robi się ciemniej. Nie jest to z pewnością obraz optymistyczny i nawet dziennikarz śledczy - często w filmach z naszej części Europy jedyny sprawiedliwy w Sodomie - jest tu postacią bardzo dwuznaczną. Zakończenie niezbyt przekonuje i ogólnie nie jest to raczej materiał na wielki hit, ale kto lubi filmy "o czymś", może się wybrać.
Przeciętna francuska komedia o tym, co jesteśmy gotowi zrobić dla miłości.
Gdy osiemnastoletni Vincent przeżywa załamanie po rozstaniu, do akcji wkraczają nadopiekuńczy rodzice. Chcą pomóc synowi zapomnieć o dziewczynie. Terapia, jaką zafundują swojemu "króliczkowi", będzie miała niespodziewane konsekwencje także dla ich związku. Wyśmiewając naiwność szczeniackiego uczucia, zaczynają rozumieć, że dawno wpadli w rutynę. Opowieść o rodzicielskiej miłości przeradza się w spojrzenie na kryzys dojrzałego związku.
"Synalkowi" dobrze zrobiłaby rewizja komediowej formuły. Jest niezobowiązująco - w porządku, ale mogłoby być jednak dowcipniej. Bo z konkluzją trudno się nie zgodzić: zarówno dla dobra dziecka, jak i z porywu serca czy wreszcie po to, żeby rozpalić na nowo żar w małżeństwie, decydujemy się na najbardziej szalone kroki.
Wszystkie komentarze