Prezentowane tytuły wchodzą na ekrany olsztyńskich kin 2 czerwca. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków "Co Jest Grane 24".
Europejska odpowiedź na popularne amerykańskie hity. Szalona matka i poważna córka zachodzą w ciążę w tym samym momencie. Nieplanowany synchron i różnice charakterologiczne staną się motorem akcji tej lekkiej komedii.
Mado to apetyczna blondynka, która uwielbia kuse bluzeczki i zalewanie się w trupa w młodzieżowych klubach. Miasto przemierza na różowym skuterze i jest niepoprawną flirciarą. Avril na pierwszy rzut oka wydaje się spokojną konformistką. Ponieważ panie mieszkają razem, cierpliwie sprząta po Mado niedopałki i pomaga swojemu mężowi, by ten mógł w spokoju pisać doktorat.
Wbrew tradycyjnym oczekiwaniom to ta pierwsza jest matką, a druga - córką, choć dynamika relacji sugerowałaby odwrotny stan rzeczy. Kiedy Avril podzieli się z rodziną radosną nowiną o ciąży, Mado się wścieknie. Czterdziestosiedmiolatka przeżywa drugą młodość i bycie babcią to ostatnie, na co ma ochotę. Wkrótce pojawi się jednak poważniejszy pretekst, by wydorośleć. Jednonocne zejście się z byłym mężem zaowocowało wpadką. Znad rosnących brzuchów Mado i Avril będą musiały znaleźć nić porozumienia.
Proste gagi i błahe punkty dramaturgicznego zaczepienia. Czy są filmy bardziej oryginalne? Oczywiście, ale charakterystyczne, francuskie podejście do popularnej komedii ma swoją wierną grupę fanów. Reżyserka nie ukrywa, że dostarcza produkt ze sztancy, nastawiony na zaspokojenie gustu konkretnej grupy docelowej, a nie przekraczanie artystycznych granic. Nie proponuje odkrywczych rozwiązań. Idzie wydeptaną przez swoich prekursorów ścieżką średnio pewnym krokiem.
Mocną stroną filmu Saglio jest ożywczy brak ideologii, towarzyszący 'stanowi błogosławionemu'. Na ekranie nie ma śladu przyciężkawych dylematów moralnych, które zapewne pojawiłyby się, gdyby film powstał choćby w Polsce. Przede wszystkim Saglio ma szczęście - bo ma Binoche, która zamienia ciężką artylerię na lekki oręż z gracją, swadą i charyzmą. Jest dodatkową gwiazdką 'mamy2mamy' i zdecydowanie największym atutem tego filmu.
Awangarda 2, Multikino
KERRY HAYES
2 z 4
Sama przeciw wszystkim ****
USA, Francja, 2016 (Miss Sloane). Reż. John Madden. Aktorzy: Jessica Chastain, Mark Strong, Gugu Mbatha-Raw
Solidny thriller polityczny. Brawurowa Jessica Chastain jako zabójczo skuteczna lobbystka na wojnie z dotychczasowym pracodawcą.
Elizabeth Sloane odsłania przed nami kulisy uprawiania polityki w Waszyngtonie. Jest wziętą lobbystką, więc trudno o lepszego przewodnika. To do niej należy się zwrócić, kiedy potrzeba głosów do przepchnięcia albo zablokowania jakiejś ustawy. Wie, jak przekonać niezdecydowanych, zna słabości polityków, umie przewidzieć ruch przeciwnika. Nie zadaje zbędnych pytań, nie uznaje kompromisów. Lecz kiedy usłyszy, że ma reprezentować lobby producentów i posiadaczy broni, wybuchnie śmiechem. Stanie po drugiej stronie barykady. Będziemy jej kibicować, choć wciąż gra nieczysto, a o naszą sympatię wcale nie zabiega.
Reżyser John Madden nie ukrywa, że filmem 'Sama przeciw wszystkim' (dystrybutor nie zostawił oryginalnego tytułu 'Miss Sloane' - szkoda) nie zamierzał zabierać głosu w dyskusji wokół dostępu do broni. Nie interesowała go okazja do politycznej polemiki, tylko wciągająca historia wpisana w ramy thrillera politycznego. W realizacji Madden okazuje się nie mniej skuteczny niż panna Sloane. Film potrafi zaskoczyć.
Studium rodziny w stadium rozpadu. Wnikliwe, uważne, ironiczne. 173 minuty śledzenia uroczystości pogrzebowych, zamkniętych w czterech ścianach małego mieszkanka w Bukareszcie, mijają niepostrzeżenie.
W 'Śmierci pana Lazarescu' Cristi Puiu przyglądał się ostatnim godzinom życia głównego bohatera, ofiary nie tylko starszego wieku, ale i nieczułego społeczeństwa oraz skorumpowanego systemu, który miast nieść pomoc, odwracał oczy. W 'Sieranevadzie' śmierć już się wydarzyła. Jest styczeń 2015 roku, kilka dni wcześniej terroryści napadli na redakcję Charlie Hebdo. W ciasnym bukareszteńskim mieszkaniu na stypie spotyka się rodzina nestora rodziny Mirica, Emila. Uroczysty, odbywający się 40 dni po śmierci obiad to prawosławna tradycja, mająca zapewnić duszy zmarłego bezpieczną podróż w zaświaty.
Przez blisko trzy godziny kamera szwenda się z pokoju do pokoju łapiąc urywki rozmów rozlicznych gości (w kulminacyjnym momencie w dwóch pokojach jest około 15 osób), których tożsamości zostały gdzieś w międzyczasie podane, ale widz zdążył już zapomnieć, kto jest właściwie kim. Ktoś przyprowadził nietrzeźwą koleżankę, ktoś inny przyniósł zaległy prezent - rower stacjonarny. Postaci nieustannie się odwracają, przemieszczają, zmieniają towarzyskie konfiguracje, a operator jakby nie nadąża za tymi zwrotami, bo zawsze przychodzi spóźniony. Przygotowany specjalnie na tę okazję posiłek cierpliwie stygnie w tle.
Reżyser konstruuje napięcie w niestandardowy sposób. Dialogi gęstnieją, ale niewiele w nich wartościowych informacji, które mogłyby popchnąć akcję do przodu, bo uczestnicy stypy Emila jak mogą, unikają mówienia sobie prawdy. Dopiero pojawienie się kolejnego gościa nieco przyspieszy rozwój wypadków i otworzy kilka trumien, w których spokojnie spały skrzętnie skrywane rodzinne sekrety.
Czas jest głównym narzędziem snującego filozoficzne rozważania Puiu, cierpliwość - przymiotem wymaganym od widza. Ustalenie, co właściwie jest sercem konfliktu w 'Sieranevadzie', jakie dokładnie zależności zachodzą między postaciami i skąd biorą się tematy ich rozmów, wymaga aktywności.
Puiu, jeden z najważniejszych przedstawiciel Rumuńskiej Nowej Fali zrobił film, który dla wprawionych widzów będzie poezją, dla nieprzyzwyczajonych do tak konstruowanej narracji - co najmniej wyzwaniem. Spotkanie na cześć zmarłego staje się okazją, by przyjrzeć się żywym, a perspektywa tej obserwacji jest znacznie szersza niż panorama Bukaresztu.
Awangarda 2
WarnerBros.Pic
4 z 4
Wonder woman ****
USA 2017. Reż. Patty Jenkins. Aktorzy: Gal Gadot, Chris Pine, Connie Nielsen
Zaskakująco dobra ekranizacja komiksu, czyli Amazonka na froncie.
Diana (izraelska aktorka Gadot, przyszła gwiazda) jest córką królowej Amazonek żyjących sobie jak w raju na pięknej, wolnej od mężczyzn wyspie. Diana, wbrew woli matki, sposobi się do wojennego rzemiosła, ćwiczona potajemnie przez graną przez Robin Wright ciocię. I oto pewnego dnia w tej malowniczej idylli pojawia się mężczyzna w osobie amerykańskiego szpiega, Steve'a (Pine), ściganego przez kohortę rozwścieczonych Niemców. Od niego Diana dowiaduje się, że w realnym świecie trwa okrutna wojna (pierwsza światowa) i wyrusza do Europy, aby ją zakończyć...
Pomysł, aby przemieszać mitologię z realnym faktem historycznym, był nieco ryzykowny, ale jeśli pominąć zastrzeżenia natury moralnej, sprawdził się całkiem dobrze. Nie jestem fanem zekranizowanych komiksów o superbohaterach, ale 'Wonder woman' okazała się przyjemną niespodzianką. W dużej mierze dlatego, że film został zrobiony z poczuciem humoru - chwilami jest to po prostu wojenna komedia - czego ten na ogół mroczno-ponury gatunek potrzebuje jak kania dżdżu. Spotkanie naiwnej idealistki, przybyłej z bezczasowej utopii, z rzeczywistością Londynu 1918 roku musiało zresztą wywołać komediowe konsekwencje, które szczęśliwie nie są wykorzystywane ponad miarę - 'Wonder woman' jest zabawna, ale nigdy nie przeradza się w niesmaczną farsę. Nawet nadprzyrodzone umiejętności Diany, tak przydatne na polu bitwy, oraz jej magiczne wyposażenie - niezniszczalne bransoletki, lasso prawdy - są ukazane z odrobiną zdrowego dystansu.
'Wonder woman' jest filmem feministycznym (faceci zawiedli, cała nadzieja w obdarzonych empatią kobietach), ale nie jest to feminizm naiwny. I 'zasłużony', zważywszy, że Diana przybywa do świata, gdzie kobiety nie mają praw wyborczych, a mężczyźni urządzają właśnie krwawą łaźnię. Ale żeby nie było, że panowie są be, a panie cacy, jednym z głównych schwarzcharakterów filmu jest także kobieta.
Najgorszy jest finał. Rozwleczony do pół godziny, z szaleństwem efektów specjalnych i wymianą bombastycznych frazesów - już to o przypadłościach ludzkiego gatunku (czy w ogóle warto go ratować?), już to o miłości, która wszystko zwycięży. A to niestety koniec wieńczy dzieło.
Wszystkie komentarze