Filmy wchodzą na ekrany olsztyńskich kin 10 lutego. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków "Co Jest Grane 24".
REKLAMA
1 z 4
Ciemniejsza strona Greya i dwa inne filmy
USA 2017 (Fifty shades darker). Reż. James Foley. Aktorzy: Dakota Johnson, Jamie Dornan.
Druga część międzynarodowego hitu, opartego na powieściach E.L. James.
Po okresie turbulencji Anastasia i Pan Grey odrzucili zbereźne praktyki i są już, jak Pan Bóg przykazał, parą. Ana uczy się nosić brylanty i bywać, Christian stara się wyrugować dominujące zapędy. Wszystko się komplikuje, gdy na horyzoncie pojawia się jego ex. Tym razem za kamerą stanął mężczyzna, ale "porno dla mamusiek" raczej nie zamieni się w "porno dla tatuśków".
Film wchodzi bez pokazu prasowego.
Helios, Multikino
John Wick 2
USA, 2017 (John Wick: Chapter 2). Reż. Chad Stahelski. Aktorzy: Keanu Reeves, Ruby Rose, Common, Laurence Fishburne
Kontynuacja przyzwoitej strzelanki o byłym płatnym zabójcy.
Keanu Reeves, który w pierwszej części jako John Wick krwawo pomścił psa od zmarłej żony, ponownie musi porzucić spokojną emeryturę. Kierunek Włochy, gdzie wsparcia potrzebuje dawny wspólnik.
Helios, Multikino
Lego® Batman: Film
Miastu Gotham zagraża Joker, niebezpieczny przestępca. Batman musi nauczyć się współpracy z innymi by je uratować.
Helios, Multikino
2 z 4
Nauczycielka ****
Słowacja/Czechy 2016 (Ucitelka) Reż. Jan Hrebejk Aktorzy: Zuzana Maurery, Peter Bebjak, Martin Hawelka
Tragikomedia o zaradnej nauczycielce w komunistycznej szkole.
Bratysława, lata 80. W jednej ze szkolnych klas odbywa się zebranie, podczas którego rozpatrywana jest skarga przeciwko nauczycielce, która wymuszała na rodzicach świadczenie jej rozmaitych uprzejmości - fryzjerka miała ją za darmo czesać, mechanik - nareperować zepsutą lampę itp.
Uczniowie, których rodzice grzecznie spełniali jej życzenia, byli faworyzowani, zaś tych, którzy się przed tym wzbraniali - szykanowani. Ci ostatni domagają się teraz jej zwolnienia, ale większość jest temu przeciwna - wydaje się całkiem ukontentowana tym korupcyjnym układem i traktuje go jako rzecz normalną. Niektórzy się po prostu boją: nauczycielka jest przewodniczącą partii w szkole, wdową po oficerze, jej siostra mieszka w ZSRR. Dojdzie więc do złożenia petycji czy sprawa rozejdzie się po kościach?
Film, który w całości rozgrywałby się na szkolnym zebraniu, byłby zapewne zbyt teatralny i klaustrofobiczny, dyskusja przeplatana jest więc obszernymi retrospekcjami ukazującymi poczynania naszej tytułowej bohaterki - zwłaszcza wobec tych rodziców, którzy nie chcieli się jej wysługiwać. Reżyser nie robi z nich jednak wielkich herosów: jeden jest nieefektownym księgowym, drugi pijakiem tłukącym syna, trzeci - były astrofizyk zdegradowany do roli sprzątacza - na pierwszy rzut oka wydaje się represjonowanym dysydentem, ale rychło się wyjaśnia, że całą jego winą jest to, że ma żonę emigrantkę. To, że związana z partią nauczycielka robi mu awanse, jest pomysłem nieco perwersyjnym, ale psychologicznie wiarygodnym.
Film Hrebejka jest dobrze skonstruowany, inteligentnie opowiedziany, a przejścia między teraźniejszością a przeszłością są gładkie i bezkolizyjne. Fabuła nie jest szczególnie spektakularna, ale ciekawa i wciągająca. Na uwagę zasługuje też aktorstwo Zuzany Maurery: jej bohaterka jest pozornie ciepła i sympatyczna, w dodatku kreująca się na słabą, biedną kobietę, która po śmierci męża nie ma w nikim oparcia... Ale za tą fasadą kryje się osoba twarda i bezwzględnie egzekwująca swoją wolę. W szkolnym mikrokosmosie łatwo można też zobaczyć alegorię komunizmu: czy relacje między władzą a społeczeństwem i mechanizmy podporządkowania nie przebiegały z grubsza tak samo? Reżyser trochę zbyt długo wprowadza nas w sytuację, sceny kulminacyjne wypadają blado, a epilog jest cokolwiek naciągany, tym niemniej z rozrachunkowych filmów zza południowej granicy ten należy do najbardziej udanych.
Awangarda 2
3 z 4
Szwedzka teoria miłości
Szwecja 2015 (The Swedish theory of love) Reż. Eric Gadini
Dokument o szwedzkim społeczeństwie, gdzie za indywidualną niezależność płaci się samotnością.
Trochę mylący to tytuł, bo nie chodzi w nim o żadną miłość, ale o organizację życia społecznego, w którym najważniejszą wartością jest niezależność osobista. Na początku lat 70. stało się to oficjalną doktryną polityczną: społeczeństwo szwedzkie miało stać się zbiorem autonomicznych jednostek. Zbiegło się to z rozwojem państwa opiekuńczego. Ktoś w końcu musiał pomóc ludziom nieradzącym sobie, a niemogącym liczyć na pomoc rodzinną czy sąsiedzką.
Jak to teraz funkcjonuje w praktyce? Prawie połowa obywateli tego kraju mieszka samemu, a samotne macierzyństwo, gdy kobieta decyduje się na wychowywanie dziecka bez ojca, też nie należy do rzadkości (stąd popularność banków spermy). Oczywiście, życie uwolnione od niekiedy uciążliwych zobowiązań (jak np. opieka nad starymi rodzicami) ma swoje przyjemne strony - ale też swoją cenę. Co czwarty Szwed umiera w samotności, co wymusiło powstanie specjalnej instytucji, zajmującej się poszukiwaniem krewnych czy spadkobierców zmarłych. W jednej z bardziej poruszających sekwencji filmu dwójka "detektywów" myszkuje w mieszkaniu mężczyzny odnalezionego w dwa lata (!) po jego samobójczej śmierci. Rośnie też poczucie społecznej izolacji, na co reakcją jest renesans posthipisowskich komun leśnych, kultywujących fizyczną bliskość. Itd. Itp.
Ten filmowy esej jest ciekawy i pouczający, choć trudno go nazwać odkrywczym i w wielu miejscach pokrywa się ze stereotypowymi wyobrażeniami o Szwecji jako kraju bogatym i dobrze zorganizowanym, ale zimnym, sterylnym i niegościnnym. Jego temat wydaje się też zbyt szeroko zakrojony, co powoduje nadmierną dygresyjność i chaotyczność narracji - lata się tu od Sasa do lasa. Poszczególne części są niekiedy bardzo interesujące - jak historia szwedzkiego lekarza, który przeprowadził się do Etiopii - ale nie sumują się one w spójny i przekonujący wywód.
Ale i tak z filmu wynika, że pewien atrakcyjnie wyglądający projekt polityczny sprzed z górą 50 lat okazał się nie tyle może utopijny, co bardzo społecznie kosztowny i w sumie niefunkcjonalny (kropkę nad "i" stawia pojawiający się na końcu filmu profesor Zygmunt Bauman). Czy jednak Szwecja po prostu nie dociągała do skrajnych konsekwencji pewną ogólniejszą tendencję cywilizacyjną?
Awangarda 2
4 z 4
To tylko koniec świata ****
Kanada, Francja, 2016 (Juste la fin du monde). Reż. Xavier Dolan. Aktorzy: Gaspard Ulliel, Nathalie Baye, Vincent Cassel, Marion Cotillard, Léa Seydoux
Xavier Dolan z doborową obsadą tworzy tragifarsę przypominającą bolesne spotkanie rodzinne, z którego chciałoby się po cichu wymknąć, jednak coś każe nam zostać.
Powrót pisarza do domu po latach nieobecności otwiera puszkę Pandory. Choć w ogrodzie stoi zastawiony stół, a bliscy wydają się serdeczni, powitanie wcale nie będzie przyjemne. Zaczyna się rodzinna drama. W kierunku Louisa (Ulliel) posypią się zaraz oskarżenia, wyrzuty, wykrzyczane pretensje. Poleją się łzy. Emocje trudno dłużej tłumić, ale czasu na pojednanie nie ma za wiele. A powodów do starcia w to upalne popołudnie nie zabraknie.
Prym wiedzie sfrustrowany, pełen żalu i zazdrości starszy brat (Cassel nadaje postaci psychotyczny rys). Wtóruje mu młodsza siostra (Seydoux) żyjąca wyobrażeniem o Louisie, którego właściwie nie zna. Swoje dorzuca matka (Baye jakby wyjęta z filmów Almodóvara). Zajęci sobą, nie zastanawiają się, dlaczego marnotrawny właściwie wrócił. Tylko wycofana bratowa (Cotillard) coś przeczuwa, chciałaby załagodzić sytuację. Ona jedyna jest z zewnątrz, tkwi w tym rodzinnym układzie na tyle krótko, by nie stracić dystansu. O tym, wśród potoku słów płynących z ust bohaterów, opowiada Xavier Dolan: o nieumiejętności porozumienia, o oczekiwaniach i skrajnych emocjach, które wszystko utrudniają, ale też o potrzebie bliskości. Bliskości, którą daje właśnie rodzina. Niezależnie jak koszmarna by ta rodzina nie była i ile bólu nie przynosiłoby spotkanie z nią. W końcu, jak usłyszymy w kawałku francuskiej piosenkarki Camille: "dom jest tam, gdzie boli".
Kamera pracuje na zbliżeniach wzmacniając intensywność dialogów. Lecz film wydaje się utkany z teatralnych gestów, jakby Dolanowi ciążyła proweniencja materiału (to adaptacja sztuki zmarłego na AIDS Jean-Luca Lagarce'a) albo przefiltrowany przez jego wrażliwość stracił nieco z głębi kontekstów. Nie przeszkodziło to kanadyjskiemu enfant terrible ponownie oczarować Cannes. Bo ten popisowy spektakl resentymentów - głośny i histeryczny, robi oczywiście wrażenie. Aktorzy, może poza Ullielem - w którego postaci znajdujemy zresztą odbicie samego Dolana, mają spore pole do popisu. Reżyser pozostaje popkulturowym zwierzem, płynnie łączy teraźniejszość z przeszłością w nostalgicznym kolażu zaskakująco ilustrowanym muzycznymi przebojami. Po prostu chciałoby się więcej.
Wszystkie komentarze