Prezentowane tytuły wchodzą na ekrany olsztyńskich kin 9 grudnia. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków ?Co Jest Grane 24?. Znak zapytania przy tytule oznacza, że dystrybutor nie zdecydował się pokazać dziennikarzom filmu w czasie, który umożliwiłby napisanie recenzji przed premierą.
REKLAMA
1 z 6
Fale ***
Polska, 2016. Reż. Grzegorz Zariczny. Aktorzy: Anna Kęsek, Katarzyna Kopeć, Tomasz Schimscheiner
Dwie siedemnastolatki z Nowej Huty nie mają w życiu lekko, ale nie przestają wierzyć, że będzie lepiej. Z ekranu bije prawda, brakuje jednak dobrego scenariusza.
"Fale" to w pewnym sensie fabularne rozwinięcie krótkiego dokumentu "Love, Love". Scenariusz napisało samo życie. Grzegorz Zariczny zdecydował się nadać mu tylko odpowiednią strukturę, a inspirując się doświadczeniami dwóch dziewczyn dopisał dodatkowe wątki i prawdopodobny finał. Co więcej, obsadził je w rolach głównych.
Na ekranie naturszczyków wspierają zawodowi aktorzy. Tak powstała opowieść o Kasi i Ani odbywających praktyki w małym zakładzie fryzjerskim, gdzie czas zatrzymał się w PRL-u. Zdane wyłącznie na siebie, na starcie w dorosłość mają trudniej niż wielu rówieśników. Pragną czegoś lepszego, próbują zmienić swoje życie, choć perspektywy są kiepskie.
Wrażliwość dokumentalisty pozwala Zaricznemu dostrzec potencjał tkwiący w bohaterkach, szczerze opowiedzieć o ich pragnieniach, problemach i trudnych konfrontacjach wpisanych w scenerię ponurego nowohuckiego osiedla. Obie wydają się oswojone z kamerą, trudno nawet ocenić, czy grają, czy po prostu są sobą, mówią swoim językiem. Nadaje to "Falom" styl znany z poprzednich filmów reżysera, w tym docenionego na Sundance "Gwizdka". Niestety, zdolny reżyser nie zapanował nad połączeniem prawdy z fikcją - formuła nie do końca się sprawdza, senne tempo odbiera siłę oddziaływania, brakuje emocjonalnego wyrazu. Może lepszym wyjściem było w tym przypadku zostać przy dokumencie? Inna sprawa, że historii nie starczyło na pełny metraż. Widza zaczyna to męczyć, zupełnie jak Ankę ćwiczącą do znudzenia układanie fal na głowach manekinów.
Awangarda 2
2 z 6
Firmowa Gwiazdka **
Reż. Josh Gordon i Will Speck USA 2016, aktorzy: Jason Bateman, Olivia Munn, T.J. Miller, Jennifer Aniston
Komedia świąteczna. Ostra impreza w zagrożonej firmie.
Komedie bożonarodzeniowe są nawet gorsze od młodzieżowych. Ta jest o tyle nietypowa, że przyjęcie świąteczne nie ma charakteru rodzinnego, tylko biurowo-towarzyski, dzięki czemu jest tu mniej łzawego kiczu, a w każdym razie jest to kicz rodem z komedii romantycznej, a nie z kina familijnego. Ale śmiechu jest niewiele więcej niż zwykle.
Prezes firmy informatycznej (Aniston) nie tylko zabrania wydawać tradycyjne przyjęcie świąteczne w oddziale prowadzonym przez jej brata (Miller), ale też zapowiada w nim ostre cięcia. Jednak braciszek, główny pan inżynier (Bateman) oraz jego współpracownica (Munn) mimo zakazu imprezę organizują, zapraszając na nią ważniaka z branży IT. Czy nakłonią go na niej do podpisania kontraktu ratującego firmę?
Autorzy szybko jednak orientują się, że z tego wątku wiele wycisnąć się nie da, więc zarzucają go i zastępują opowieścią pt. "Fatalne skutki zaproszenia prostytutki". Wynika z tego trochę niezłych gagów, ale większość jest w bardzo tanim gatunku: główną podstawą humoru jest to, że wszyscy są coraz bardziej uwaleni, a impreza coraz bardziej szalona i destrukcyjna. W całym tym chaosie ginie historia: w kulminacyjnej scenie chodzi o to, czy nasi bohaterowie złapią internet - napięcie było takie, że mało sobie ręki nie odgryzłem.
Helios, Multikino
3 z 6
Kolekcja sukienek ***
Polska 2015. Reż. Marzena Więcek. Aktorzy: Ewa Szykulska, Marzena Trybała, Katarzyna Bujakiewicz, Adrianna Biedrzyńska, Dorota Stalińska, Marzena Więcek,
Dramat w klimacie spektaklu teatralnego. Osiem kobiet w różnym wieku, każda trapiona własnymi problemami, spowiada się przed kamerą anonimowemu rozmówcy. Co się stało? Dlaczego zdecydowały się tak otwarcie opowiedzieć o swoich najintymniejszych rozterkach?
Bohaterki, złapane w swoich mieszkaniach, zwierzają się kamerze niczym psychoterapeucie - najpierw z pewną nieśmiałością, potem już bez hamulców. Wszystkie czegoś żałują, mają poczucie niespełnienia, goryczy. Nawet jeśli na początku mówią, że mają udane życia, w toku rozmowy dochodzą do wniosku, że same się oszukują. Niektóre są smutne i zrezygnowane, inne rubaszne, jeszcze inne zżera cynizm. Życie ewidentnie dało im w kość. Na początku patrzą na anonimowego rozmówcę za kamerą w pewną nieufnością, ale szybko okazuje się, że przeważa potrzeba wygadania się. Nikt dawno ich tak uważnie nie słuchał, nie był tak zainteresowany nimi dla nich.
Film Więcek ma powtarzalną strukturę. Fragmenty wypowiedzi poszczególnych bohaterek przeplatane są oniryczno-retrospektywnymi fragmentami z bliżej nieokreślonego, sielankowego dzieciństwa. Kamera wraca do czasów niewinności, kiedy żadne z podjętych i niepodjętych decyzji nie rzutowały jeszcze tak mocno na życie bohaterek. Do czasów beztroski, w których miłość wydawała się wyłącznie piękna.
Taka formuła sprawdziłaby się być w może w przypadku dokumentu, który broniłby się surowością. Jednak do tak pomyślanego filmu fabularnego nie pasuje - całość traci bezpośredniość, zaczyna trącić sztucznością. Przypomina kameralny spektakl teatralny, w którym oświetlone pojedynczym snopem światła bohaterki z pewną emfazą i sceniczną samoświadomością zwierzają się widowni. Tylko po co przeniesiono go na ekran, gdzie wyzbyta pierwotnej energii i emocjonalnej autentyczności szybko zaczyna nużyć? Emocje i doświadczenia dojrzałych kobiecych bohaterek, tak rzadko naświetlane w polskim kinie, zasługują na lepszą ekspozycję.
"Kolekcji..." mocnych kobiecych opowieści nie starcza, niestety, ekranowej charyzmy. Wydaje się staromodna niczym brzoskwiniowy kostiumik jednej z bohaterek. Doskonałe aktorki - świetne mimo scenariuszowych ograniczeń Szykulską, Stalińską, Biedrzyńską - chciałabym widywać częściej, w bardziej nowoczesnym repertuarze.
Awangarda 2
4 z 6
Łotr 1. Gwiazdy wojny - historie (?)
Rok po "Przebudzeniu Mocy" uniwersum Gwiezdnych wojen znów rozgrzewa social media i emocje widzów. "Łotr 1: Gwiezdne wojny - historie" wchodzi do kin nietypowo w czwartek, 15 grudnia.
Nietypowo, choć przy takich blockbusterach to już właściwie tradycja studia Disneya. Powodów jest pewnie kilka. Chodzi także o to, by wydłużać premierowy weekend i pochwalić się lepszym wynikiem otwarcia.
To pierwsza z dwóch zapowiedzianych części antologii, czy jak kto woli spin-offów gwiezdnej sagi, rozwijających poboczne wątki. Akcja filmu rozgrywa się na krótko przed wydarzeniami z "Nowej nadziei": grupa rebeliantów próbuje wykraść plany budowy Gwiazdy Śmierci, najpotężniejszej broni Imperium. Jest wśród nich Jyn Erso (grana przez Felicity Jones), której ojciec (w tej roli Mads Mikkelsen) wydaje się postacią kluczową dla całej intrygi. A przynajmniej takie teorie snują fani próbujący wywnioskować jak najwięcej o owianej tajemnicą fabule. Zgadują się na forach, wspólnie układając mozaikę z fragmentów wyłapywanych w kolejnych zwiastunach i szczątkowych informacji podawanych przez wytwórnię Lucasfilm.
Jak będzie w rzeczywistości, polscy widzowie będą mogli przekonać się już w środę wieczorem na pokazach przedpremierowych.
Dramat, w którym społeczna wrażliwość braci Dardenne zostaje wyrażona w formie opowieści detektywistycznej.
Jenny jest młodą lekarką, ofiarną i oddaną swoim pacjentom. Jednak pewnego wieczoru nie otwiera drzwi przychodni komuś, kto natarczywie do nich dzwoni. Okazuje się, że osobą tą była młodziutka Murzynka, której ciało policja znajduje nazajutrz na nadbrzeżu rzeki - nie wiadomo, czy została zamordowana, czy też uległa nieszczęśliwemu wypadkowi. Dla dręczonej poczuciem winy Jenny nie to pytanie jest jednak najważniejsze: chce przede wszystkim ustalić tożsamość afrykańskiej imigrantki, nie dopuścić do tego, aby została pochowana bezimiennie...
W "Dziewczynie" znajdziemy bez trudu charakterystyczne cechy twórczości braci Dardenne: surową realistyczność stylu, wolną od wszelkich ozdóbek (a nawet muzyki) oraz społeczną empatię wobec najsłabszych, czy będą to bezrobotni czy przybysze z tzw. Trzeciego Świata. A także skłonność do paraboli: film można odczytywać jako przypowieść o złym sumieniu Europy, zarówno apel ("nie zamykajmy drzwi"), jak i ostrzeżenie ("bo będziemy żałować").
Natomiast nowa jest forma, a właściwie schemat fabularny, w jakim moralne przesłanie zostaje zawarte - film opiera się bowiem na modelu kryminalnego śledztwa. Jenny zaczyna coraz bardziej obsesyjnie szukać odpowiedzi na pytanie, kim była nieuratowana przez nią dziewczyna: chodzi z jej zdjęciem, przepytuje ludzi, niekiedy miesza swoje dochodzenie z praktyką lekarską - jak w scenie, gdzie mierzenie pulsu u młodocianego pacjenta zostaje wykorzystane jako wariograf. Paliwa dostarcza jej bolące sumienie, zaś odpryskowym efektem poczucia winy jest też rezygnacja z prestiżowej posadzie w prywatnej klinice. I okazuje się, że nie ona jedna jest ?winna?: do odpowiedzialności może poczuwać się znacznie więcej osób.
Jenny jest przy tym osobą dość tajemniczą - drugą "nieznajomą dziewczyną" w tym filmie. Nie ma chłopaka, o rodzinie nic nie wiemy (ani też o jej życiu wewnętrznym). Jest enigmą, a wrażenie to pogłębia jeszcze niezwykle powściągliwy styl gry Adele Haenel. W pewnym momencie Jenny radzi stażyście, aby tłumił swoje emocje; Haenel postępuje zgodnie z tą wskazówką. Mnie się akurat takie hiperoszczędne aktorstwo podoba, choć znam widzów, którzy narzekali na jej "kamienną twarz".
Przy wszystkich swoich zaletach - od czujności moralnej po atrakcyjność fabularną - nie jest to najlepszy film braci Dardenne. Bardzo istotny tu wątek młodocianego pacjenta biegnie zanadto meandrycznie i oparty jest na zbyt dużej liczbie przypadków. Zdarzają się sceny nieprzekonujące czy wręcz sztuczne i rozwiązania jak z melodramatu. Ale nawet słabsi Dardenne są wciąż dobrzy.
Awangarda 2
6 z 6
Z innego świata ***
Reż. Nicole Garcia Francja/Belgia/Kanada 2016. Aktorzy: Marion Cotillard, Louis Garrel, Alex Brendemuhl
Nudnawy i staroświecki - także myślowo - melodramat.
Lata 50. Gabrielle (Cotillard) jest młodą kobietą trawioną potrzebą miłości - choć może bardziej seksualnego spełnienia - mieszkającą na wsi na południu Francji. Zaniepokojeni jej zachowaniem rodzice wydają ją za mąż za pracującego u nich hiszpańskiego robotnika. Wkrótce po zawarciu tego czysto kontraktowego małżeństwa Gabrielle wyjeżdża do sanatorium, gdzie zakochuje się w przystojnym oficerze, rannym w wojnie o Indochiny.
Mamy tu wszystkie składniki klasycznego dramatu miłosnego: romantyczne i mniej romantyczne tęsknoty, przymusowe małżeństwo, wielkie uczucie, hemingwayowski bohater, choroba, romans w cieniu śmierci, muzyka Czajkowskiego... sumujące się niestety w historię rozwlekłą, nudną i niewciągającą. Jednostronnie zaprogramowana bohaterka - oprócz obsesyjnego poszukiwania miłości nie interesuje się dosłownie niczym, nawet własnym dzieckiem - nie wzbudza specjalnie sympatii, a sposób, w jaki traktuje swojego męża, woła o pomstę do nieba. Jej buntowniczość jest pozorna i tym, co najbardziej zaskakuje w filmie - bardziej nawet niż końcowy zwrot akcji - jest konserwatyzm jego przesłania. Tylko dla miłośników Marion Cotillard, która w wieku 40 lat gra 20-latkę i robi to całkiem wiarygodnie.
Wszystkie komentarze