Prezentowane tytuły wchodzą na ekrany olsztyńskich kin 30 września. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków "Co Jest Grane 24".
REKLAMA
1 z 6
Argentyna, Argentyna ***
Argentyna, Francja, Hiszpania 2015 (Zonda, folclore argentino) Reż. Carlos Saura. Aktorzy: Soledad Pastorutti, Lito Vitale, Pedro Aznar, Liliana Herrero, Luis Salinas, Jairo
Dokument. Trzy dekady po zrealizowaniu legendarnej Trylogii Flamenco Carlos Saura zaprasza widzów do świata argentyńskiej muzyki ludowej. Zrealizowanemu w formie serii zainscenizowanych występów filmowi brak charyzmy kultowych poprzedników.
Na ekranie w wyszukanych choreografiach pojawiają się kolejne legendy tańca, z głośników brzmią najpiękniejsze aranżacje tradycyjnych utworów, wykonywane przez rozmaitego rodzaju artystów. Na ekranie obejrzeć można około dwudziestu mniej znanych gatunków muzycznych, wśród nich m.in. balecito, copla i zamba. Nie dowiadujemy się niczego o ich genezie, znaczeniu - informacją ma być sam występ.
Napędem, stanowiącym o mocy tego obrazu, powinna być wizualna siła. Namiętny filmowy język, który ująłby unikalną esencję sztuki, o której mówi i pozwolił poczuć setki lat piękna i tragedii, unieśmiertelnionych w ludowych pieśniach i muzyce. Właśnie dlatego Saura robi swój film - bo wie, ze między nutami i gestami zapisana jest prawda o ludziach, Argentyńczykach. Niestety, sposób realizacji filmu nie umożliwia wypełnienia szczytnego celu.
Scenografia i kostiumy w poszczególnych epizodach są stylistycznie osadzone gdzieś pomiędzy estetyką lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych i trącą teatralną sztucznością. Ludowi artyści posadzeni między lustrami i powiewającymi, kolorowymi płachtami z satyny, otoczeni chmarą wyginających się z wyuczonymi uśmiechami tancerzy także prowokują poczucie dysonansu. Uczuć - głównego paliwa tej muzycznej rzeczywistości - nie udaje się też ująć operatorowi.
Felix Monti prowadzi kamerę klasycznie, stawiając ją na miejscu widza, który z zapartym tchem obserwuje rozgrywające się przed nim wydarzenia. W jej ustawieniach, a także montażu Cesara Custodio i Lary Rodriguez Vilardebo brak jakiejkolwiek dramaturgii, rytmu, który mógłby zgrać się z tym tanecznym. "Argentynę..." trudno nazwać filmem - to raczej przegląd stylów muzycznych i tanecznych, który zafascynuje pasjonatów tańca, ale widzów spoza ich kręgu pozostawi obojętnymi.
Awangarda 2
2 z 6
Nie oddychaj ****
Reż. Fede Alvarez USA 2016 (Don't breathe). Aktorzy: Jane Levy, Dylan Minnette, Daniel Zovatto, Stephen Lang
Horror/thriller. Trójka młodocianych rabusiów włamuje się do domu niewidomego 60-latka. I bardzo tego żałuje.
"Nie oddychaj" leży na pograniczu gatunków: jest thrillerem w sensie realistyczności wydarzeń i nieobecności sił nadprzyrodzonych, zaś horrorem, jeśli idzie o styl i atmosferę. Ale polecałbym go raczej miłośnikom tego drugiego gatunku.
Fabułą jest zaś czymś pomiędzy "Azylem" a "Doczekać zmroku", tyle że ujętym z perspektywy złoczyńcy, nie ofiary. Rocky, jej chłopak Money i podkochujący się w niej Alex postanawiają obrabować starszego niewidomego mężczyznę, weterana z Iraku. Łup wydaje się łatwy, tymczasem po włamaniu się do jego domu czeka ich niemiła niespodzianka: mężczyzna stawia opór. Jest uzbrojony, ma wyostrzony słuch (stąd tytuł) i węch, a przede wszystkim "gra na własnym boisku" - zna swoje mieszkanie jak własną kieszeń.
Ale co jest bardziej w filmie zaskakujące i oryginalne to odwrócenie wektorów sympatii. Najpierw wydają się one oczywiste: napadać starszego, niewidomego człowieka, który na dodatek niedawno stracił w wypadku ukochaną córkę. No straszne draństwo, niezależnie od tego, że od początku autorzy filmu dbają o zróżnicowanie naszego stosunku do trójki rabusiów: Rocky jest względnie sympatyczna, Alex - wrażliwy i skonfliktowany wewnętrznie, i tylko Money to łajdak całkiem jednoznaczny.
Jednak w miarę rozwoju akcji szala sympatii ma przechylić się na drugą stronę: mamy życzyć niefortunnym złodziejaszkom, aby wydostali się z pułapki. Jest to pomysł odważny i niekonwencjonalny, nie całkiem się jednak udaje: w efekcie nie stoimy po żadnej stronie, obojętniejemy. W filmie jest i napięcie, i sporo niespodziewanych zwrotów akcji (reżyser jest świadomy, że film jest etycznie wątpliwy, więc mocno kombinuje, aby wszystkich zadowolić), ale przebiegają one w emocjonalnej próżni.
Na plus trzeba filmowi zaliczyć świetne zdjęcia, o które było niełatwo w tej klaustrofobicznej przestrzeni, i pierwszorzędny, ale nie przesterowany dźwięk. Na minus - jedno rozwiązanie fabularne, tak idiotyczne, że aż trudno uwierzyć, że mogło się pojawić w tym inteligentnie napisanym i w sumie dobrym filmie.
Helios, Multikino
3 z 6
Ostatnia rodzina *****
Polska, 2016. Reż. Jan P. Matuszyński. Aktorzy: Andrzej Seweryn, Dawid Ogrodnik, Aleksandra Konieczna
Debiutant Jan P. Matuszyński zamiast biograficznej diagnozy wybiera podglądanie. W takim ujęciu naznaczona chorobą, samobójstwem i zbrodnią historia rodziny Beksińskich może zmieść z nóg.
Uczestnikami tej wstrząsającej psychodramy, która podbiła festiwal w Gdyni, są malarz Zdzisław Beksiński, jego syn Tomasz - kultowy prezenter radiowy i tłumacz, oraz żona Zofia. "Ostatnia rodzina" według scenariusza Roberta Bolesto przypomina sfilmowanie wybranych scen z życia, zapisków z dziennika. Intymnych, wstydliwych, prawdziwych. Jak kiedy ojciec z synem prześcigają się, kto pierwszy skończy zupę albo Tomek w szale demoluje kuchnię - Zosia próbuje go uspokoić, a Zdzisiek sięga po kamerę. Obsesyjnie rejestruje codzienność.
Właśnie dzięki bogatej dokumentacji przenosimy się do mieszkania Beksińskich na warszawskim Służewie. A właściwie dwóch mieszkań, bo Tomek wprowadził się do sąsiedniego bloku. Oglądamy rodzinne reality show: kino intensywne, będące odtworzeniem autentycznych rozmów, wciśnięte w ciasną przestrzeń. Kolejne kadry układają się w opowieść o depresji i miłości, o tym, co nas kształtuje. Opowieść mroczną - acz niepozbawioną ironii i humoru. W jednej ze scen dwie babcie zastanawiają się, kto pierwszy w rodzinie umrze. I ta śmierć wisi nad bohaterami od początku filmu.
Przy zachwycie nad reżyserską precyzją można się zastanawiać, czy Jan P. Matuszyński nie poszedł o krok za daleko w groteskowym ujęciu świata Beksińskich. Neurotyczna postać zafascynowanego śmiercią, sfrustrowanego problemami z kobietami Tomka wydaje się przerysowana już zresztą w scenariuszu. Kontrastem do ekspresyjnej gry Dawida Ogrodnika, tworzącego tu odważną kreację, jest aktorska powściągliwość jego partnerów z planu. Andrzej Seweryn staje się Beksińskim. Nie tyle nawet wielkim artystą, co po prostu człowiekiem: poznajemy go pomiędzy sztalugą a kuchnią i toaletą, do której biegał często przez nerwicowe problemy gastryczne. Z demonami obu próbuje sobie radzić Zofia, postać być może najciekawsza, pozostająca tajemnicą (świetna rola Aleksandry Koniecznej). Choć wiecznie w cieniu, stanowiła spoiwo rodziny, bufor pomiędzy nimi.
Beksiński wyznaje, że nigdy nie uderzył ani nie przytulił syna. Rodzina toksyczna, przeklęta - łatwo o takie uproszczenia. Film pokazuje, że się kochali, byli od siebie współzależni. Powstał wyrazisty portret potrójny, ocierający się o komiksowość, a mimo to boleśnie realistyczny. Reżyser w rozmowie z Tadeuszem Sobolewskim mówi, że "cała ta sytuacja - z zewnątrz skandaliczna, szalona, tragiczna - widziana z bliska, okazuje się naturalna". I dlatego oglądanie tego filmu może doskwierać.
Awangarda 2, Helios, Multikino
4 z 6
Serce psa *****
USA 2015 (Heart of a dog). Reż. Laurie Anderson. Aktorzy: Lolabelle, Little Will, Julian Schnabel, Gordon Matta-Clark, Laurie Anderson (narrator).
Dokument/eksperymentalny esej, ale całkowicie wyzbyty artystowskiej pretensji. Znana artystka poprzez różne filmowe techniki snuje opowieść o matce, ukochanym psie, tybetańskiej księdze umarłych? Z łagodnością i ciepłem uczy, jak odczuwać smutek, nie będąc smutnym.
"Kiedy moja matka odchodziła z tego świata, rozmawiała ze zwierzętami, które widziała na suficie pokoju: Dziękuję za zaszczyt bycia z Wami. Powiedzcie zwierzętom. Powiedzcie wszystkim zwierzętom -to były jej ostatnie słowa" - łagodny, ale mocny głos Laurie Anderson jest z widzem w każdej minucie tej unikalnej filmowej opowieści. Otula go i wpiera, nie opuszcza ani na krok.
Zwykle forma eksperymentalnego eseju kojarzy się z galeryjną sztucznością. Ale w "Sercu psa", choć przeplatają się tu wizualne formaty i konwencje, wszystko organicznie znajduje swoje miejsce. W ramach jednej filmowej kompozycji oryginalne animacje przenikają się z roztopionymi w słonecznych promieniach lub ziarniście rozproszonymi filmikami z kamery Super 8 i cyfrowymi nagraniami z iPhone'a, a pod powieką migoczą rozlane plamy światła. Równie szeroka, co gama wykorzystanych technik, jest paleta emocji, jakimi Anderson przesyca ekranowy świat.
Artystka rozważa zapisy Tybetańskiej Księgi Umarłych. Jako pryzmaty, przez które przefiltrowuje jej zapisy, wybiera relację z bliskimi, którzy odeszli. Zmarli ukochani to przedstawiciele całkiem odmiennych, choć często blisko w życiu powiązanych gatunków - matka artystki i jej terier Lolabelle. Gdzieś między wierszami szepcze też jej partner, zmarły w 2013 roku Lou Reed. Księga zakazuje płakać po umarłych, więc Anderson nie komponuje utrzymanego w mrocznych barwach epitafium. Łagodnym gestem zabiera widza w głęboko terapeutyczną podróż po ulotnych zakątkach jestestwa, ale nawet w tych najmroczniejszych znajduje piękno. Wytrawna opowiadaczka zgłębia naturę sztuki opowiadania. Między nawiązaniami do tragedii z 11 września i cytatami z Wittgensteina, z buddyjskim spokojem bada ulotność życia i naturę miłości. Linie życia jej i Lolabelle przenikają się niepostrzeżenie, a w pieskim życiu Anderson odkrywa tajemnicę człowieczeństwa. Według Davida Foster Wallace'a każda historia miłosna jest historią o duchach i w ?Sercu psa? ta teoria znajduje potwierdzenie.
Awangarda 2
5 z 6
Viva ****
Reż. Paddy Breathnach Irlandia/Kuba 2015, aktorzy: Hector Medina, Jorge Perugorria, Luis Alberto Garcia
Melodramat z gatunku LGBT dziejący się na Kubie, a zrobiony przez Irlandczyka. Dobre połączenie.
Młody gej Jesus pracuje jako fryzjer m.in. rozczesując peruki dla drag queens występujących w nocnym klubie. Wkrótce sam w nim debiutuje: przebrany za kobietę "wykonuje" sentymentalne piosenki o miłości. Akurat wtedy do Hawany wraca jego dawno nie widziany ojciec Angel.
Jak łatwo zgadnąć, ojciec, zwolniony z więzienia ex-bokser, nie jest zachwycony zajęciem syna, podobnie jak ten - jego nieoczekiwanym powrotem, a także koniecznością wspólnego z nim mieszkania. Czy uda im się odtworzyć, a właściwie zbudować od nowa emocjonalną więź?
Syn gej i nieakceptujący go ojciec jest w kinie LGBT figurą niemal obowiązkową, ale w "Vivie" (tytuł pochodzi od artystycznego pseudonimu Jesusa) stanowią oni tandem ciekawy i niebanalny - może przez skrajne skontrastowanie? Z jednej strony brutalny macho z nieodłączną butelką rumu w ręku, z drugiej chłopak o artystycznej wrażliwości i scenicznych aspiracjach. Nieco podobny konflikt znamy zresztą z filmów całkowicie niegejowskich jak "Billy Elliot". Obaj są wyrzutkami społeczeństwa, egzystującymi na jego marginesie, choć ten akurat fakt nie ma większego wpływu na ich ewentualne pojednanie.
Fabuła "Vivy" jest cokolwiek schematyczna i przewidywalna, są w nim momenty nadmiernie melodramatyczne, a sam Jesus wydaje się miejscami zbyt miękki i uległy: ojciec jest właściwie obcym człowiekiem, a strasznie się rządzi. Ale mimo słabości film działa. Przyczynia się do tego dobre aktorstwo, zwłaszcza Jorge Perugorrii: jego Angel jest postacią żałosną i odpychającą, ma jednak swój ludzki wymiar (jako ciekawostkę dodam, że aktor ten 23 lata temu zagrał w nominowanych do Oscara ?Skowronkach i czekoladzie? rolę uwodzicielskiego geja...). Medina jest mniej wyrazisty, ale szczery i ujmujący. Dużo dodaje też sceneria, czyli oglądana nieturystycznym okiem Hawana, piękna i niszczejąca, o kolorach jednocześnie jaskrawych i wyblakłych ? rozpadające się miasto, gdzie wszyscy klepią biedę i marzą o emigracji. Nie sposób też nie wspomnieć o współtworzących emocjonalny klimat filmu piosenkach słynnych kubańskich wokalistek z lat 40. i 50. Jeśli ukaże się płyta z soundtrackiem "Vivy", chętnie ją kupię.
Awangarda 2
6 z 6
Żywioł. Deepwater Horizon ****
USA 2016 (Deepwater Horizon). Reż. Peter Berg. Aktorzy: Mark Wahlberg, Kurt Russell, Gina Rodriguez, John Malkovich, Kate Hudson
Sensacyjne kino akcji, inspirowane tragedią na platformie wiertniczej "Deepwater Horizon". Twórcy koncentrują się na ludziach, ale unikają sentymentalizmu - film odsłania kulisy systemowych nadużyć i mocno trzyma w napięciu.
Wybuch z 2010 roku zabił 11 osób, a niekontrolowany wyciek ropy z niezabezpieczonego podwodnego odwiertu nieodwracalnie zatruł Zatokę Meksykańską. Głównym punktem zainteresowania mediów było wówczas: "Czyja to wina?"
Proces odpowiedzialnego za tragedię koncernu BP był relacjonowany przez media na całym świecie, stając się dowodem niszczącej rozsądek i umiar korporacyjnej pychy. Teraz tę dramatyczną historię bierze na warsztat specjalista od wybuchów i strzelanek, Peter Berg, znany z filmów "Battleship. Bitwa o ziemię" i "Ocalony". W swoim być może najlepszym jak dotąd filmie przenosi akcent z obszaru korporacyjnej moralności i ekologii na najbardziej interesujące dramaturgów pole ludzkich losów.
Widzowie śledzą dramatyczne perypetie pracownika platformy Mike'a Williamsa (Wahlberg), który z sumiennego pracownika - i czułego męża i ojca - w obliczu tragedii staje się bohaterem. Psychologia bohaterów naszkicowana jest tu raczej przewidywalnie, jednak postaci zgrabnie i efektownie wykończono, a także efektownie ze sobą pozestawiano.
W tkance filmu jest wiele potencjalnie łzawych tropów, ale są one balansowane poprzez dynamiczną realizację i zaskakująco realistyczną warstwą wizualną. "Deepwater..." ma naprawdę mocne, nieoszczędzające widza sceny, pokazujące samo serce ognistego żywiołu. To nie tylko świetne efekty specjalne, a przede wszystkim film o amerykańskich wartościach i patriotyzmie, z obowiązkowo powiewającą na tle płomieni flagą ? ale konsekwentnie omijający rafy kiczu. Porządne, rozrywkowe kino o cięższym tematycznym kalibrze, które nie marnuje czasu, dając widzowi to, po co przyszedł ? a może nawet trochę więcej.
Wszystkie komentarze