Prezentowane tytuły wchodzą na ekrany olsztyńskich kin 24 czerwca. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków ?Gazety Co Jest Grane?. Znak zapytania przy tytule oznacza, że dystrybutor nie pokazał filmu dziennikarzom przed premierą.
Dramat psychologiczno-społeczny. Dwaj bracia w świecie terroru i chaosu.
Akcja "Blokady" rozgrywa się na obrzeżach Istambułu, ale nie jest to Istambuł, jaki znamy z turystycznych wypraw. To Istambuł ogarnięty antyterrorystyczną paranoją, Istambuł stanu wojennego. Na razie to abstrakcja, antyutopia, parabola, ale kto wie, czy w przyszłości stolica Turcji nie będzie tak wyglądać? Po ciemnych ulicach suną czołgi i pędzą na sygnale policyjne radiowozy, dzielnice poprzedzielane są blokadami, przy których znajdują się punkty kontrolne, ściany domów co chwila wstrząsane są wybuchami. Panuje nastrój zbliżającej się apokalipsy.
Do takiego Istambułu wraca po 20-letniej odsiadce Kadir. Siedziałby jeszcze dłużej, ale został warunkowo zwolniony w zamian za podjęcie współpracy z policją. Nie chodzi nawet o donoszenie: Kadir zostaje skierowany do specjalnej ekipy śmieciarzy, która przetrząsa odpadki w poszukiwaniu materiałów mogących służyć terrorystom do produkowania ładunków wybuchowych. Jego młodszy brat, Ahmet, w sąsiedztwie którego Kadir wynajmuje mieszkanie, zajmuje się z kolei odstrzeliwaniem bezpańskich psów (nie jest to film dla miłośników tych zwierząt). Obydwaj mają nie tylko "brudną" pracę, ale też trudną sytuację życiową: Kadir jak każdy były więzień, Ahmeta opuściła żona, zabierając dzieci...
Turecki reżyser znakomicie - zarówno obrazem, jak i dźwiękiem - buduje atmosferę lęku i represji. Jego wizja jest mroczna i ponura, jak ze złego snu, niezwykle sugestywna. I nierozerwalnie związana z opowieścią. Obrazy świata zewnętrznego stanowią dokładne odbicie stanu umysłów bohaterów: związek konieczny, zważywszy, że film opowiada właściwie o tym, jak paranoja zewnętrzna uwewnętrznia się, jak udziela, jak przenika do środka. Każdy z braci ma zresztą inny rodzaj podejrzliwości, swoje własne chorobliwe obsesje, których suma okaże się skrajnie niebezpieczna.
W drugiej połowie filmu subiektywna perspektywa zaczyna przeważać. pojawia się coraz więcej scen, co do których nie mamy pewności, czy rozgrywają się naprawdę, czy są jedynie wytworem wyobraźni. Niektóre mają halucynacyjny charakter, niektóre pokazywane są z dwóch - ale równie niepewnych -punktów widzenia, granica między rzeczywistością a sennym koszmarem przestaje istnieć. W pewnym momencie ten ontologiczny chaos robi się zresztą nieco męczący.
"Blokada" jest też o dobry kwadrans za długa i dla niektórych widzów okaże się za ciężka. Ale jest filmem niepoślednim i oryginalnym, ma intensywność, gęstość i klimat - przez znaczną jego część siedziałem w kinie jak zahipnotyzowany.
Awangarda 2
2 z 7
Dzień Niepodległości: Odrodzenie (?)
USA, 2016 (Independence Day: Resurgence). Reż. Roland Emmerich. Aktorzy: Liam Hemsworth, Jeff Goldblum, Bill Pullman
Kontynuacja przeboju science-fiction z 1996 roku, w którym kosmici dokonali na Ziemi spektakularnej demolki (niszcząc m.in. Biały Dom).
Po dwóch dekadach wracają po... więcej kasy. Co prawda ludzie nie próżnowali, wykorzystali pozostawione przez obcych zdobycze techniki do budowy systemu obronnego, lecz czy to powstrzyma kolejną inwazję? Zamiast Willa Smitha planety broni nie mniej bohaterski Liam Hemsworth. Z jakim skutkiem - trudno ocenić, ponieważ dystrybutor nie pokazał filmu.
Helios, Multikino
3 z 7
Lolo ****
Francja, 2015. Reż. Julie De lpy. Aktorzy: Julie Delpy, Dany Boon, Vincent Lacoste, Karin Viard, Antoine Lounguine, Christophe Vandevelde, Elise Larnicole, Christophe Canard, Karl Lagerfeld.
Doskonała aktorka i scenarzystka Julie Delpy potwierdza swój reżyserski talent. To najmniej niszowy z jej dotychczasowych filmów. Błyskotliwy, autoironiczny i bezlitośnie zabawny portret miłosnych przygód dojrzałej matki diabolicznego synalka.
Violette (Delpy) to czterdziestokilkuletnia producentka modowa. Hipochondryczka, nadopiekuńcza mamuśka i stereotypowa paryżanka reaguje alergicznym prychnięciem na wszystko, co niemiejskie, bo pija szampana z Karlem Lagerfeldem i wie, jak "bywać". Kiedy wybiera się z grupą przyjaciółek singielek na dziewczyńskie wakacje, liczy na dobre wino i kilka zmysłowych przygód. Ku własnemu zaskoczeniu wróci znad morza zadurzona jak nastolatka. Problem? Jej wybranek Jean-Rene (Boon), programista z Biarritz, to w kategoriach jej środowiska "wieśniak". Uroczy, kochany i zabawny facet z fatalnym gustem i zerowym obyciem, nieznający zasad cynicznych gier towarzyskich, w których ona jest mistrzynią. Jednak jego cierpliwość i uczucie rozbrajają Violette coraz skuteczniej. I wszyscy żyli by długo i szczęśliwie, gdyby nie Lolo, czyli Eloi (Lacoste), dwudziestoletni syn bohaterki. "Nie jestem obiektywna, ale mój syn reprezentuje przyszłość gatunku ludzkiego" - to zdanie zapowiada bezmiar bezkrytycznego afektu, jakim darzy Violette syna. Aspirujący artysta dojący finansowo zakochaną w nim mamusię jest dorosły, ale nie powstrzymuje rodzicielki przed ciumcianiem go niczym świeżo wygrzebanego z pieluszek oseska. Jest mu wręcz z tą infantylizacją bardzo wygodnie. By pozostać jedyną miłością Violette, jest skłonny wspiąć się na wyżyny perfidnej finezji.
Tak bezczelnie prawdziwych, śmiesznych dialogów (dyskusja o "minetce" w pociągu) widzowie nie doświadczają często - bo rzadko obcują z bohaterkami w średnim wieku, które zamiast ilustrować tezy są, żyją i myślą. Oczywiście w "Lolo" - najbardziej "mainstreamowej" jak dotąd komedii Delpy - postaci muszą być rysowane nieco grubszą kreską, bo tego wymaga konwencja - ale nie zostaje przekroczona granica pastiszu, chamskiego uproszczenia. W akcję wstrzyknięto należną porcję ekscentryzmu i zaskoczeń. Scenariusz wciąż wibruje charakterystyczną, nerwową energią Delpy, przez niektórych nazywaną "Allenem w spódnicy". Najbardziej lubię autorkę za jej bezkompromisową pro-kobiecość zgrabnie łączoną na ekranie z demokratycznym przykładaniem komediowego ostrza do każdej szyi, bez względu na płeć. Kto zasłuży, dostaje po pupie i już. Efekt jest lekki, ale elokwentny, jędrny i ironiczny. "Lolo" zapewnia komediowe wytchnienie bez obrazy dla inteligencji widza. Rzadkie.
Helios, Multikino
4 z 7
Piknik z niedźwiedziami ***
USA 2015 (A Walk in the Woods) Reż. Ken Kwapis. Aktorzy: Robert Redford, Nick Nolte, Emma Thompson
To kino drogi, tyle, że nie pokonywanej samochodem, a pieszo. Redford (79 lat) i Nolte (74) wędrują przez Appalachy.
Pierwszy z nich gra Brysona (pisarza-podróżnika, na którego wspomnieniach oparty został film), który pewnego dnia postanawia przejść liczący 3600 km tzw. Szlak Appalachów. Towarzyszy mu przyjaciel z młodości, Stephen Katz (Nolte), niedźwiedziowaty osobnik o wyglądzie starego ochlapusa. Starsi panowie ruszają w drogę i pierwszy poważny kryzys zaliczają po 400 metrach.
Film Kena Kwapisa, reżysera głównie telewizyjnego (co niestety widać) jest bowiem bardziej komedią, niż poważną opowieścią o odkrywaniu siebie bądź ustalaniu życiowych priorytetów, jak to zwykle bywa przy okazji takich długich wędrówek. To kino tak lekkie, że niemal puste i właściwie nie bardzo wiadomo, o co w nim chodzi. Czy o to, że nawet w podeszłym wieku można ruszyć d... z fotela, czy, już bardziej filozoficznie, że ważna próba, a nie wynik, podróż, a nie cel itd.
Dla mnie "Piknik z niedźwiedziami" jest najciekawszy jako opowieść o odnowieniu przyjaźni. Bryson i Katz odbyli w młodości podróż po Europie, potem ich drogi się rozeszły; pierwszy zrobił karierę, ożenił się i wytrwał w małżeństwie (z Thompson) przez 40 lat, drugi to babiarz i pijak, bez większych zawodowych ambicji. A jednak mimo skrajnych różnic potrafią się w końcu dogadać. Czy dotyczy to również aktorskich stylów? Niekoniecznie. Redford wydaje się ponad potrzeby roli usztywniony i jakby skrępowany, Nolte gra zaś zamaszyście, na szerokim geście, a chemia między nimi też jest nienadzwyczajna. Ale oglądanie tych niegdysiejszych gwiazd ekranu, a dziś aktorskich weteranów stanowi samoistną, nieco nostalgiczną przyjemność.
Jak przystało na kino drogi "Piknik z niedźwiedziami" składa się z epizodów, które są umiarkowanie emocjonujące - nie trzeba wielkich niebezpieczeństw, gdy wyczynem jest przejście przez rzeczkę. Także jakość humoru jest raczej umiarkowana, choć niektóre kwestie kostycznego Brysona są zabawne i celne. Wszystko jest tu "w miarę", w miarę przyjemne i w miarę sympatyczne. Letnie kino - w obydwu znaczeniach tego słowa.
Awangarda 2
5 z 7
Przyjaźń czy kochanie? ****
USA 2016 (Love or friendship?) Reż. Whit Stillman. Aktorzy: Kate Be ckinsale, Chloe Sevigny, Xavier Samuel, Emma Greenwell, Justin Edwards, Tom Bennett, Morfydd Clark, Jemma Redgrave, James Fleet, Jenn Murray, Stephen Fry
Jane Austen na wesoło. Dosk onały amerykański reżyser niezależny Whit Stillman wraz ze swoimi gwiazdami z "Last days of disco", Kate Beckinsale i Chloe Sevigny, wchodzi w świat osiemnastowiecznych romansów i intryg. Efekt jest przesmaczny.
Lady Susan Vernon (Beckins ale) nie ma męża ani pieniędzy. Nie ma też dobrej reputacji - niezwykle atrakcyjna wdowa reprezentuje znacznie przekraczający standardy epoki poziom emancypacji. Jest prawdziwą mistrzynią flirtu. Mężczyzn owija sobie wokół palca, zagrożone jej inteligencją - lub przerażone urodą - kobiety doprowadza do białej gorączki. Bohaterka musi rozgrywać swoją towarzyską partię mądrze, na szali jest bowiem przyszłość jej i córki. Obowiązek obowiązkiem, ale nie bez znaczenia jest jednak potrzeba hedonizmu. Odrobina przyjemności to coś, czego Lady nie potrafi sobie odmówić...
Do lekko spatynowanego świa tka Austen Stillman przykłada nie zawsze konwencjonalne narzędzia -jak choćby oryginalne napisy otwierające, połączone z nietypowym wprowadzaniem kolejnych postaci. Zapowiadają je charakterystyki przemykają przez ekran w tempie paska informacyjnego, nie sposób ich choćby w połowie spamiętać ? podobnie jak wszystkich towarzyskich zależności w fabule. Takie towarzyskie hipokryzje i intrygi mogłyby z powodzeniem rozgrzewać serca widzów niejednego serialu obyczajowego: kto z kim, kiedy, dlaczego? Większość z telewizyjnych tasiemców może jednak śnić o porównywalnej jakości dialogów - u Stillmana słowa Austen skrzą się jak brylanty, o których łakomie marzy zubożała lady Susan. Bohaterowie pozostają w kostiumach i dialekcie z epoki. Mimo tego adaptacja mało znanego tekstu legendarnej pisarki brzmi nowocześnie, jest prawdziwą rozkoszą dla uszu każdego wielbiciela pięknego języka. Podglądane towarzyskie zaszłości, zawiści i małostkowość też wydają się dziwnie znajome. Ktoś mógłby zarzucić nakręconej w rzeczywistych osiemnastowiecznych irlandzkim zamkach Irlandii, średniobudżetowej "Przyjaźni czy kochaniu" powierzchowność. Istotnie, Stillman nie zagłębia się zbytnio w meandry psychologii postaci. Ale to nie grzech. Interesuje go bardziej gramatyka towarzyskich gierek i misterne tkanie kolejnych mikrokumulacji filmu. To nie jest "wielkie kino", które rozwiązuje problemy świata, raczej filmowa krotochwilka, anegdotka. Ale jaka misterna i lekka, jaka przyjemna!
Helios, Multikino
6 z 7
Wszyscy albo nikt ****
Francja, 2015 (Nous trois ou rien). Reż. Kheiron. Aktorzy: Kheiron, Le?la Bekhti, Gérard Darmon
Irańska rewolucja i jej konsekwencje widziane przez pryzmat słodko-gorzkich perypetii zapalonego opozycjonisty.
Debiutujący za kamerą francuski komik Kheiron (a właściwie Nouchi Tabib) wciela się tu w swojego ojca. Zanim Hibat Tabib stanie się szanowanym społecznikiem oraz ekspertem ds. przemocy i mediacji, pełen młodzieńczych ideałów trafia do więzienia za działalność przeciwko szachowi. Nie daje się tam złamać. Jednak już wkrótce, po przejęciu władzy przez zwolenników Chomeiniego, który zamiast demokracji wprowadza terror islamu, zostaje zmuszony do ucieczki z kraju przed "brodaczami". "Zastąpiliśmy jednego dyktatora drugim, jeszcze gorszym" - przyzna z rozgoryczeniem. Ostatecznie wraz z żoną i synem lądują w bloku socjalnym na przedmieściach Paryża.
Choć młody reżyser przywołuje dramatyczne doświadczenia własnej rodziny na tle burzliwej historii Iranu, podchodzi do nich z dystansem oraz ironią, a momentami wręcz z prześmiewczym humorem. Wychwytuje przywary i absurdy władzy. Kpi z oderwanego od rzeczywistości monarchy ignorującego napięcia społeczne, zauważa też niedoskonałości systemu w "kraju rewolucji i praw człowieka" jak nazywa Francję itd. Poza komediowym ujęciem oddech wnoszą sensacyjne chwyty (jak scena na granicy). Kheiron zdecydował się na przystępną konwencję komediodramatu, który pewne sprawy upraszcza czy przerysowuje. Na szczęście ze względnym umiarem. Reżyser z wyczuciem przeplata farsę z powagą i tragedią. Niezależnie czy portretuje czasy rewolucji, czy trudy asymilacji w drugiej części poświęconej sąsiedzkiej społeczności w podparyskim Stains. Główny bohater może przypominać naszego Piszczyka, z tą różnicą, że nie jest oportunistą. Chcąc nie chcąc Kheiron buduje ojcu pomnik. Co nie przeszkadza ukazać go jako pantoflarza ani pechowca. "Wszyscy albo nikt" niesie przy tym przesłanie integracyjne. Ważne i na czasie, nawet jeśli przesłodzone.
Awangarda 2
7 z 7
Pokazy specjalne
Lato z Astrid Lindgren
Prezentacja zekranizowanych książek tej pisarki.
Multikino, 25-26 czerwca, godz. 10.15 i 12.
Wakacje z Bobem Budowniczym
Cykl Filmowych Poranków w kinie Helios przeznaczony jest dla dzieci od lat 3. Seans rozpoczynają kilkunastominutowe konkursy z nagrodami, projekcja filmu odbywa się przy ściszonym dźwięku i oraz z lekko przygaszonymi światłami.
Helios, 26 czerwca, godz. 10.30 i 14.
Werter
Multikino i British Council zapraszają na transmisję z Royal Opera House.
27 czerwca, godz. 20.
Jesteś Bogiem
W cyklu Kultura Dostępna, który promuje polskie kino w przystępnych cenach historia legendarnego już zespołu Paktofonika.
Wszystkie komentarze