Wybrane wydarzenia w olsztyńskich kinach. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków ?Gazety Co Jest Grane?. Filmy weszły na ekrany olsztyńskich kin 20 maja 2016.
REKLAMA
1 z 5
Nice Guys. Równi goście ****
USA, Wielka Brytania, 2016 (The Nice Guys). Reż. Shane Black. Aktorzy: Ryan Gosling, Russell Crowe, Angourie Rice, Kim Basinger
Sensacyjna komedia kumpelska o trudnej współpracy nie najbłyskotliwszego prywatnego detektywa z dryblasem od brudnej roboty. Oglądając zwariowane perypetie Ryana Goslinga i Russella Crowe'a, chwilami naprawdę nieźle się uśmiałem.
Scenarzysta "Zabójczej broni" Shane Black wraca do tego, co najlepiej mu wychodzi: zgrywy ze skazanych na siebie facetów na tropie kryminalnej intrygi. Niedobrany duet przyjemniaczków spróbuje rozwiązać sprawę zaginięcia pięknej dziewczyny, która od początku wydaje się ich przerastać. Na stosunki pomiędzy bohaterami wpływ ma pierwsze spotkanie: gdy Healy (Crowe) zapuka do drzwi Marcha (Gosling), przedstawi mu się w dość brutalny sposób. Choć wiele ich dzieli i nie darzą siebie sympatią, muszą się nauczyć pracować razem.
Historia rozrywa się w Los Angeles drugiej połowy lat 70., w szalonej erze disco i narkotyków. Blask Fabryki Snów przykrył smog, a Hollywood odcina kupony kręcąc kontynuacje hitów albo wchodzi w biznes porno. Atmosfera upadłego miasta przypomina kino noir. Budując klimat "Nice Guys. Równych gości", Black sprawnie żongluje filmowymi odniesieniami, kiczowatą estetyką tamtych czasów, układa playlistę szlagierów. Pokazuje w krzywym zwierciadle żmudną (a czasem i nudną) robotę detektywa, wywraca do góry nogami ograne schematy. Przestoje są nieuniknione. Gorzej, że zdarza mu się przesadnie naciągać fabularne ramy rozwiązaniami na bakier z logiką, co wytrąca widza z tego przyjemnego, komediowego snu.
Tytułowy duet jest może niedobrany, ale odtwórcy głównych ról dobrani zostali znakomicie. Na ekranie czuć chemię, jakiej brakuje w niejednym romansie. Dostajemy dobrze napisane postaci i dialogi, dzięki którym iskrzy pomiędzy bohaterami nieustannie. Crowe nawiązuje do swojej kreacji z "Tajemnic Los Angeles". Gosling potwierdza komediowy dryg. Aktor jest rozbrajająco zabawny w roli ofermowatego detektywa-pechowca, który żyje z naiwności staruszek, a nie radzi sobie z najprostszymi zadaniami (zresztą pozbycie się ciała przerasta obu). Od niefortunnego włamu w jego wykonaniu lepsza jest chyba tylko scena w toalecie, gdy ze spuszczonymi spodniami, ręką w gipsie i giwerą w drugiej rozmawia z Healym przez wciąż zamykające się drzwi kabiny. March miewa niezłe pomysły, zgoda, ale zbyt często zagląda do butelki. Ostatecznie to rezolutna córka, którą samotnie wychowuje, staje się głosem sumienia tatusia i jego nowego kolegi.
Reżyser nie musiał się oglądać na ograniczenia kategorii wiekowej, stąd w "Nice Guys. Równych gościach" nie tylko humor jest niepoprawny. Bo jeśli na otwarcie filmu niejaka Misty Mountain rozbija auto w ogródku dzieciaka, który przeglądał właśnie po kryjomu jej roznegliżowane zdjęcia w świńskim pisemku, to wiedzcie, że czeka was jazda bez trzymanki.
2 z 5
Nienasyceni *****
Włochy, Francja 2015 (A bigger splash) Reż. Luca Guadagnino. Aktorzy: Tilda Swinton, Ralph Fiennes, Matthias Schoenaerts, Dakota Johnson.
Zachwycające, autorskie, zmysłowe kino. Niekonwencjonalny narracyjnie psychologiczny film z erotycznym podszyciem. Gwiazda rocka odpoczywa wraz z partnerem na włoskiej wyspie. Sielankę zakłóca przybycie byłego partnera w towarzystwie córki-nimfetki. Atmosfera gęstnieje, wybuch to kwestia czasu.
Luca Guadagnino i Tilda Swinton poznali się kilkanaście lat temu, gdy młody reżyser zaprosił aktorkę do współpracy przy filmie krótkometrażowym. Potem Swinton zagrała główną rolę w jego zjawiskowym "Jestem miłością", teraz powraca jako gwiazda najnowszej produkcji.
Guadagnino ma doskonałą intuicję do castingu. Swinton jest zjawiskową Marianne Lane, wyprzedającą stadiony rockmanką o wizerunku a?la Bowie, która po operacji strun głosowych odpoczywa w milczeniu czytając, jedząc i uprawiając zmysłową miłość. W ten dekadencki sen z impetem wkracza Harry (Fiennes), kula energii, uroczy, irytujący, okrutny, zdesperowany, magnetyczny. Dakota Johnson błyszczy zmysłowością, która o dziesięć długości wyprzedza jej nudny seksapil z "50 twarzy Greya", a Schoenaerts intryguje w roli zakochanego filmowca na odwyku. Wzajemne relacje bohaterów są pełne, ważne, jednocześnie nieoczywiste, wielowarstwowe i zaskakujące, podobnie jak oni sami. Guadagnino pozwala im powoli odkrywać prawdę o sobie samych, akceptuje potknięcia, zachęca do eksploracji. Każde kolejne spotkanie, wymiana zdań, to próba sił o nieznanym finale, skrząca inteligencją i unikalną intuicją.
Film Włocha zachwyca pełnią wykorzystania filmowych środków. Opowiada obrazem - przesyconym znaczeniami, soczystym, pełen barw i światła. Czasami niekonwencjonalna konstrukcja myli tropy, nie idzie według linijki najprostszych skojarzeń. Spoiwem jest tu logika emocji, złamanych serc, zranionych ego i ciał spragnionych czułości. Dzieła dopełnia genialna muzyka. Wprawia stopy w ruch, pozwalając im zsynchronizować się z szybciej bijącym sercem. Zmysłowe ciepło "Nienasyconych" prawie czuć na skórze.
Helios
3 z 5
X-Men: Apocalypse ***
USA, 2016 (X-Men: Apocalypse). Reż. Bryan Singer. Aktorzy: James McAvoy, Michael Fassbender, Jennifer Lawrence
Trzecia odsłona cyklu to dla odświeżonych X-Menów niespodziewany krok w tył.
Mówi się, że lata 80. to "dziwne czasy". Może dlatego mutanci z komiksów Marvela nie potrafią się w nich do końca odnaleźć? Bryan Singer wprowadza garść "nowych" postaci, przez co zdarza się nam zapomnieć o starych znajomych. Jedne - jak Scott Summers o laserowym spojrzeniu czy próbująca okiełznać telekinetyczne zdolności Jean Grey (Sophie Turner), wypadają nieźle, inne gorzej. W tej drugiej grupie znalazł się Apocalypse. W starożytnym Egipcie czczono go jak boga: to pierwszy, a zarazem najpotężniejszy mutant. Gdy obudzi się ze snu po pięciu tysiącach lat, będzie rozczarowany tym, co zobaczy.
Mamy erę Reagana. Jednak twórcy uciekają raczej od polityki w stronę popkulturowych odniesień, parę razy mrugając do widzów. Pogramy w Ms. Pac-Man, przejrzymy szafę z ciuchami, posłuchamy Metalliki czy Eurythmics. Ukazana w zwolnionym tempie sekwencja, w której przy dźwiękach "Sweet Dreams (Are Made of This)" rozpędzony Quicksilver ratuje dzieciaki ze szkoły dla mutantów, jest jedną z najlepszych w filmie. Ale jeśli przypomnimy sobie podobną scenę z poprzedniej części?
No właśnie, za dużo tu wydeptanych ścieżek, za mało kreatywności. Żeby każdemu bohaterowi poświęcić przynajmniej chwilę, przeskakujemy z miejsca w miejsce, od jednej stylistyki do drugiej. Nie służy to narracji, choć koniec końców "X-Men: Apocalypse" się rozkręca. Można by tylko pozbyć się paru przegadanych scenek, w których Singer i spółka nie bardzo wiedzą, co właściwie bohaterowie powinni robić. I kiedy u licha jeźdźcy Apocalypse'a mają czas przygotować sobie takie wdzianka? Co jeszcze? Michael Fassbender kaleczy nasz język, Jennifer Lawrence - choć nadal ją uwielbiam - wpada w nieznośną manierę, a Oscar Isaac jakby się nie starał, nie ma szans, by obronić nieciekawą postać supervillaina.
Z drugiej strony, tę mniej udany od poprzednich część należy potraktować jako inkubator, w którym wyhoduje się młode pokolenie na potrzebę kolejnych filmów. Na podobnym podejściu poległ niedawno "Batman v Superman. Świt sprawiedliwości", jednak studio 20th Century Fox ratuje znacznie lepsze wykonanie.
Helios, Multikino
4 z 5
Zakładnik z Wall Street ***
USA, 2016 (Money Monster). Reż. Jodie Foster. Aktorzy: George Clooney, Julia Roberts, Jack O'Connell
Gdy do studia wtargnie desperat z bronią, terroryzując gwiazdę telewizyjnego show o giełdzie i inwestowaniu, kamery pozostają włączone. Dostajemy thriller na żywo. Niestety, tylko przyzwoity.
Tylko, bo jeśli pistolet zostaje przystawiony do skroni George'a Clooneya (nie mówiąc o ładunku wybuchowym na piersi), a w reżyserce nad całym bałaganem stara się zapanować Julia Roberts, chciałoby się mocniejszego kina. Film rozgrywa się w czasie trwania odcinka popularnego programu "Money Monster", który tym razem nie przebiega zgodnie ze scenariuszem. Niespodziewany gość to Kyle. Chłopak posłuchał wskazówek Lee Gatesa i stracił wszystko. Teraz na oczach ludzi na całym świecie chce się dowiedzieć, dlaczego. Pajacowatemu Gatesowi, który rozpoczyna program hip-hopowym układem i rzuca żarcik za żarcikiem, zrzednie mina. Nie będzie już tak wygadany. Ale z pomocą producentki spróbuje wyjaśnić, jak to się stało, że kura mająca znosić złote jajka w jedną chwilę straciła na handlu wysokich częstotliwości 800 milionów dolarów. Bajeczki o błędzie algorytmu nikt już nie kupuje.
"Zakładnik z Wall Street" to porządnie zrealizowane kino z pogranicza thrillera i sensacji, niepozbawione ironicznego humoru. Ogląda się nieźle, mimo że pewne rzeczy dzieją się tu zbyt prosto, a kilka pomysłów razi niedorzecznością. Ot, kawał rzemieślniczej roboty, której brak polotu. Z kimś bardziej czującym konwencję czy po prostu mniej zachowawczym za kamerą niż Jodie Foster (odpowiednim kandydatem wydaje się Spike Lee, który zrobił "Plan doskonały" z Clivem Owenem) można było wycisnąć więcej. Więcej emocji i napięcia, lecz także nieco ciekawszą refleksję o mediach za wszelką cenę walczących o widza czy finansowych machinacjach, za które płacą zwykli ludzie.
Helios, Multikino
5 z 5
Wydarzenia specjalne
Kino Konesera
Seans argentyńsko-hiszpańskiego thrillera "El Clan". Po upadku junty wojskowej, Argentyna przygotowuje się do przejścia na demokrację. Łatwiej zmienić styl rządzenia państwem, niż styl życia narodu. Głowa rodziny Puccich wpada na nowy pomysł na wzbogacenie się: będzie organizować porwania dla okupu. Panowie współpracują podczas planowania i przeprowadzania akcji, panie przymykają oko na dochodzące z piwnic krzyki. Brzmi jak czarna komedia? Ta gangsterska historia wydarzyła się naprawdę. Helios, 25 maja, godz. 18.45
Kultura dostępna
Dla wszystkich, którym jeszcze śnią się po nocach "Śluby panieńskie", "Panie Dulskie" będą zapewne zaskoczeniem. Z karkołomnego pomysłu dopisania kolejnych aktów do "Moralności Pani Dulskiej", Filipowi Bajonowi wyszedł udany film. Snując na ekranie bardzo prawdopodobną kontynuację dramatu, reżyser przednio się bawi, a wraz z nim widzowie. Helios, 26 maja, godz. 18. Wstęp tylko 10 zł.
Finał Ligi Mistrzów
Rozstrzygające spotkanie najpopularniejszych piłkarskich klubowych rozgrywek w Europie. Mecz Real Madryt - Atletico Madryt można zobaczyć też na dużym ekranie. Multikino, 28 maja, godz. 20:30.
Iggy Pop na scenie
Ten wybitny artysta znany ze skandalicznych i nieprzewidywalnych wybryków scenicznych, zaśpiewał 24 października 2015 r., gdzie został uhonorowany nagrodą za całokształt twórczości Lifetime Achievement Award. Multikino wyemituje koncert 24 maja o godz. 20.
Wszystkie komentarze