Prezentowane tytuły wchodzą na ekrany olsztyńskich kin 6 maja.
REKLAMA
1 z 7
#WszystkoGra
To pierwszy musical z polskimi kultowymi przebojami, które w nowych aranżacjach posłużyły Agnieszce Glińskiej do opowiedzenia o trzech pokoleniach kobiet, których losy zostają wpisane w panoramę współczesnej Warszawy.
W rolach głównych Kinga Preis, Stanisława Celińska oraz Eliza Rycembel. - Podoba mi się, jak stolica została przepięknie przedstawiona - mówi Eliza Rycembel. - To zasługa Pawła Edelmana, który zdecydował się na parę nietypowych rozwiązań. Ktoś zwrócił uwagę, że Warszawa jest w naszym filmie kobietą. Wychodzi na to, że to rzeczywiście taki dziewczyński projekt. Chyba dopiero na planie pierwszy raz tak naprawdę spojrzałam na Warszawę - bez pośpiechu, delektując się widokiem i atmosferą. Każdą przerwę wykorzystywaliśmy na to, by pójść do parku, usiąść na trawie i odpocząć. Agnieszka Glińska ma ten niezwykły dar, że potrafi skupić wokół siebie ludzi, którzy dają fantastyczną energię. Widać to szczególnie w scenach zbiorowych: my naprawdę jesteśmy razem i nic nie udajemy, dobrze się bawimy.
Helios, Multikino
2 z 7
Dzielny kogut Maniek **
Animacja o koguciku, który musi odnaleźć w sobie bohatera, żeby uratować przed bankructwem rodzinne gospodarstwo. Niby dla dzieci, ale?
Tak naprawdę twórcy starają się bardziej przypodobać dorosłym. Robią to przy pomocy kolejnych aluzji, także językowych, i jajcarskiego humoru. Zresztą owe "jaja", jak również inne frazeologizmy związane z kurnikiem, są tu odmieniane przez wszystkie przypadki. Im widz starszy, tym więcej zrozumie i większa szansa, że będzie się jako tako bawił. Cóż, najwyraźniej światowa animacja nie wyleczyła się jeszcze do końca z "syndromu Shreka". Bo co to w ogóle za pomysł, żeby familijną opowieść o pokonywaniu własnych ograniczeń oraz poświęceniu w imię przyjaźni osadzać w świecie krwawych walk kogutów? Maniek będzie trenował, żeby założyć bokserskie rękawice i dosłownie zawalczyć o farmę. I dlaczego u licha razem ze zwierzętami żyją tam? zantropomorfizowany bekon i jajka? Zamiast silić się na wątpliwą przewrotność, wystarczyło uszlachetnić kreskę, dopracować ubogie tło i wykorzystać potencjał tkwiący u źródeł tej pouczającej historyjki "od zera do bohatera". Albo odwrotnie: nie udawać, że robi się kino dla dzieci i wtedy bawić się już bez ograniczeń odniesieniami do "Ojca chrzestnego", "Rocky'ego" itd. A tak "Dzielny kogut Maniek" stoi w rozkroku, co przecież ani w kinie, ani na ringu nie wróży nic dobrego. W każdym razie maluchów nie ma sensu brać na seans. Inaczej zostaniecie zrobieni, nomen omen, w jajo.
Helios, Multikino
3 z 7
Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów ****
Marvel pokazuje konkurencji, jak się robi komiksowe kino. "Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów"stawia naprzeciwko siebie pozytywnych superbohaterów, lecz mimo podobnego nagromadzenia wątków, wypada o niebo lepiej niż "Batman v Superman".
Gdy w wyniku kolejnej interwencji Avengersów giną Bogu ducha winni ludzie, władze i opinia publiczna są zgodne - ta samowola musi się skończyć. Nieustraszeni herosi mają do wyboru: albo przestaną działać na własną rękę i podporządkują się kurateli ONZ, albo nastąpi koniec zabawy w ratowanie świata. Orędownikiem przyjęcia ultimatum jest Iron Man/Tony Stark, natomiast Kapitan Ameryka/Steve Rogers w ograniczeniu wolności widzi same zagrożenia. W konsekwencji wewnątrz Avengersów dochodzi do rozłamu. Szorstka przyjaźń Starka i Rogersa zostaje wystawiona na poważną próbę. Temperaturę konfliktu podgrzewa powrót Zimowego Żołnierza, starego kumpla (poddanego eksperymentom i wykorzystywanego jako maszyna do zabijania), któremu Rogers stara się pomóc. Czy Starkowi puszczą nerwy i obije idealnie piękną buźkę dotychczasowego sojusznika?
O ile w starciu pomiędzy Batmanem a Supermanem brakowało klarownych motywacji, przez co wypadło ono nieprzekonująco i chaotycznie, tu fundamenty konfliktu zostały zarysowane jak należy. Choć wydaje się, że braciom Russo bliżej do stanowiska Kapitana Ameryki, nikt nie odmawia racji Iron Manowi. W każdym razie mamy szansę zrozumieć wątpliwości i postawę przedstawicieli obu stron. Nawet jeśli konflikt ideologiczno-etyczny potraktowano nieco powierzchownie, nadając mu ostatecznie wymiar stricte osobisty. Do głosu szybko dochodzą prywatne animozje. Robert Downey Jr. wykorzystuje szansę, by pogłębić emocjonalny portret swojej postaci. W tym sensie to on wygrywa pojedynek z Chrisem Evansem. "Wojna bohaterów" rozgrywa się wokół zemsty i zdrady, dotyka traumatycznej przeszłości, co czyni ją mroczniejszą od poprzednich odsłon cyklu. I jakby bardziej serio.
Co nie znaczy, że nie ma tu miejsca na epickie sekwencje walki. Wręcz przeciwnie, gdy zawodzą argumenty, w ruch idą pięści (ba, cały arsenał!), a podział Avengersów na dwa obozy przynosi dodatkowe smaczki. Mimo że przy trzynastej odsłonie filmowego uniwersum wydawać by się mogło, że widzieliśmy już wszystko, pomysły choreograficzne zaskakują. Spoiwem dla scen akcji staje się humor, który tym razem pojawia się dość późno, szczęśliwie rozluźniając atmosferę. Gdzieś w połowie dramaturgia siada, ale kopa dają filmowi nowe postaci. Scenarzystom należą się brawa szczególnie za brawurowe wprowadzenie Spider-Mana. Tom Holland z łobuzerskim urokiem kradnie kilka scen bardziej doświadczonym kolegom. W tej wersji Spidey ma jeszcze mleko pod nosem i przechodzi chrzest bojowy. Pazurki pokazuje Czarna Pantera, a do Avengersów z przytupem dołącza Ant-Man. Marvel wciąż w formie. Jak dla mnie całość na mocne cztery z plusem.
Helios, Multikino
4 z 7
Młody Mesjasz
Filmowe spojrzenie na świat oczami siedmioletniego Jezusa.
"Młody Mesjasz" zapowiadany jest jako kino dla całej rodziny. Wyjątkowe o tyle, że ukazuje wyobrażenie o dzieciństwie Chrystusa, pominiętym w Biblii. Jawi się on niczym dość zwyczajny chłopiec, co ma przybliżać tę postać najmłodszym widzom. Z drugiej strony, ów chłopiec odkrywa, że jest synem Boga i stara się ten stan rzeczy zrozumieć. Sądząc po zwiastunie, twórcy nie pozbyli się ckliwo-patetycznego tonu biblijnych opowieści przenoszonych na duży ekran. Dlatego w amerykańskich kinach cudu nie było. U nas pewnie też, nawet w sezonie pierwszych komunii, który wierzących powinien nastrajać do refleksji.
Helios, Multikino
5 z 7
Niebo na ziemi **
Komediodramat na szwedzkiej prowincji. Pastora Stiga opuściła żona, wierni, coraz częściej zagląda do kieliszka. Prosi wokalistkę Lenę, by reaktywowała kościelny chór. Ta misja obudzi wspomnienia - przed laty założył go zmarły partner, ojciec nowonarodzonego syna. Konserwatywni włodarze nie będą zachwyceni rewolucjami samotnej, nieco postrzelonej matki?
To przedziwny film. Rozśpiewana, pełna uśmiechów komedia, a równocześnie smutny portret protekcjonalnej i skłonnej do ferowania wyroków społeczności. Jej zamknięcie widać szczególnie w niechęci i plotkach, towarzyszących Lenie, usiłującej wywiązać się ze złożonej obietnicy. Dostaje się jej nie tylko od kościelnych dostojników, którzy gardzą jej ludycznym entuzjazmem, nielicującym z wizją religijnych uniesień "by Haendel", ale też od męskocentrycznego społeczeństwa, które afirmuje zimny maczyzm, i podejrzliwym okiem patrzy na kobiety jej pokroju - mające czelność cieszyć się życiem, odważne, samodzielne. To świat, który poprzez społeczną obojętność legitymizuje przemoc. Na przestrzeni ponad dwóch (co najmniej o pół za dużo!) godzin filmu bohaterka najpierw odbywa przerażającą rozmowę dowodzącą, iż padła ofiara molestowania, ale też trzy razy zostaje fizycznie zaatakowana przez rozwścieczonego rozmówcę płci męskiej. Ona się cały czas śmieje, żaden z agresorów za pchnięcia i siarczyste policzki, nie wspominając o obelgach, nie przeprasza. Koło prowincjonalnego szowinizmu toczy się dalej. Jedyny nie-gbur i nie-bysior, który według twórców nadaje się do miłości, wygląda jak wycięty z nastoletniego boybandu plastelinowy Ken. Taka uproszczona psychologizacja jest wielkim problemem "Nieba". Egzystencjalne bohaterów rozwiązuje żartobliwymi gagami i niespodziewanymi "cudami" natury, uwielbia fabularne skróty i kiczowate kulminacje. Przesłodzoną wisienką na torcie jest tu cała warstwa około-religijna. Ekranowe starcie starego, przekonanego o wartości pokuty i cierpienia porządku z nową "gospelowo-popową" wersją to kapiący kiczem pojedynek stereotypów. Tylko czekać, aż Jezus zejdzie z krzyża i dołączy się do wesołych tanów? Film Pollak w swoim rozumieniu wiary, miłości, bólu, nadziei "Niebo na ziemi" pozostaje kinem naiwnym, o wręcz opero-mydlanej proweniencji, ale - patrząc na słupki oglądalności krajowych seriali - na pewno może się polskim widzom podobać.
Awangarda 2
6 z 7
Pycha ****
Komedia o eutanazji.
Siedemdziesięcioletni, chory na raka architekt, David (Lapp) przyjeżdża do podupadłego motelu pod Lozanną, aby poddać się eutanazji. Ma jej dokonać przedstawicielka zajmującej się tym organizacji, Esperanza (Maura). Od początku jednak pojawiają się komplikacje m.in. nie ma wymaganego prawem świadka - syn Davida nie chce nim zostać - i jego rolę, niejako w zastępstwie, musi przejąć zajmujący sąsiedni pokój młody Rosjanin (Georgiew), z zawodu męska prostytutka..
Zrobić komedię o eutanazji, a jeszcze do tego zestawiać ją z prostytucją.. no to trzeba mieć odwagę i temperament prowokatora. Ale szwajcarski reżyser, znany ze swoich ekstrawaganckich pomysłów, ma nie tylko odwagę, ale też wyczucie. Dzięki temu film ani na moment nie przekracza granic dobrego smaku - chyba, że ktoś uważa, iż samo ujęcie tak delikatnego tematu w komediowej konwencji jest już nietaktem. Nie jest to zresztą jakaś dzika farsa, tonacja jest wytłumiona i zmodulowana - film wywołuje raczej uśmiech niż radosne wybuchy śmiechu. Tym niemniej jest zabawna, dowcipna, potrafi też zaskoczyć - każda z trzech postaci ma jakieś ukryte w zanadrzu tajemnice.
"Pycha" (polski tytuł jest trochę mylący: chodzi tu raczej o marność życia) nieźle sprawdziłaby się na scenie: większość akcji rozgrywa się w jednym pomieszczeniu, pospolitym, dość obskurnym pokoju hotelowym, ma bardzo kameralną obsadę i zasadza się głównie na rozmowie. Nie przepadam generalnie za takimi "teatralnymi filmami", tu jednak sztuczność nie razi, gdyż dobrze współgra z absurdalnością samej sytuacji. W tego typu filmach najbardziej liczy się jakość dialogów oraz aktorstwa, i w żadnym z tych elementach "Pycha" nie zawodzi. Zawsze miło oglądać dawno nie widzianą gwiazdę Almodovara Carmen Maura, ale prawdziwym odkryciem jest (prawie) debiutant Iwan Georgiew. Jego postać jest tu w ogóle najciekawsza i w pewnym momencie zaczyna przejmować film.
W "Pysze" brakuje trochę energii i szaleństwa, są pomysły niezbyt logiczne, trudno również traktować film jako poważny głos w dyskusji o "prawie do godnej śmierci". Z tym, że nie mówi się w nim o eutanazji jako takiej, ale raczej o sprzecznych siłach walczących ze sobą w człowieku. Ich natury nie będę dookreślał, zdradziłbym zbyt wiele, powiem tylko, że imię kobiety mającej uwolnić bohatera od cierpień doczesnych oznacza po hiszpańsku "nadzieja".
Awangarda 2
7 z 7
Z daleka ****
Dramat psychologiczny. O skomplikowanym związku bogatego geja i młodocianego chuligana.
Punkt wyjścia jest nieco podobny jak w znakomitych "Eastern Boys" Robina Compillo, ale dalej historia rozwija się zupełnie inaczej. Armando, dobiegający 50-tki melancholijny, introwertyczny samotnik, z zawodu protetyk, zaprasza do mieszkania nastoletnich chłopców oferując im pieniądze, nakazuje im się rozebrać, a następnie onanizuje się, wpatrzony w ich nagie ciała - bezpośredni kontakt fizyczny go nie interesuje. Pewnego dnia trafia na 17-letniego Eldera, ulicznego twardziela, który wykorzystując sytuację, obrabowuje gospodarza przedtem go dotkliwie pobiwszy.
Ale Armando się nie zniechęca i wytrwale poszukuje młodego chuligana na ulicach Caracas. Czy to efekt nie zważającego na nic miłosnego zauroczenia? Skłonności masochistycznych? Wyczuł w nim "bratnią duszę"? A może, żyjąc w kraju machos, podświadomie szuka kary za swój homoseksualizm? Tak do końca nie wiadomo i ta atmosfera dwuznaczności będzie się utrzymywać przez cały film opowiadający o tym dziwnym i tajemniczym związku. Wszystko oparte jest tu na niedopowiedzeniach, motywacje obydwu bohaterów są nie całkiem jasne, ich postępowanie wydaje się być pełne sprzeczności, a w grze, którą prowadzą, role się ciągle zmieniają. Nie wszystkie ich zachowania są psychologicznie prawdopodobne - na przykład nie wierzę, aby Elder, wiedząc, jak bardzo homofobiczne jest jego otoczenie, tak obnosił się z "przyjaźnią" ze starszym mężczyzną - tym niemniej film jest intrygujący, wciągający i nieprzewidywalny (najbardziej zaskakujące jest sam zakończenie). Filmy tego rodzaju są często strasznie schematyczne, ten jest tak odległy od sztampy jak tylko możliwe.
Obaj bohaterowie są diametralnie różni. I nie chodzi o wiek i zamożność, bo to oczywiste, ale o temperament. Elder jest impulsywny i żywiołowy, nie ukrywa swoich emocji. Armando do końca pozostaje powściągliwy, zdystansowany i daleki (p. tytuł). Gdy Elder się przed nim otwiera, on pozostaje zamknięty na cztery spusty. Swój stosunek do świata - ale też niezdolność do bliższych uczuciowych związków - "zawdzięcza" traumatycznym doświadczeniom z dzieciństwa. Nie wiadomo, co zrobił mu i jego siostrze ojciec (choć można się domyśleć), ale "ojcowski" wątek jest tu bardzo istotny, w przypadku Eldera również.
Film jest bardzo dobrze grany, co warte podkreślenia zwłaszcza w przypadku odtwórcy roli Eldera, Silvy, bo nie dość, że nowicjusz, to jeszcze rolę ma trudniejszą, bardziej skomplikowaną: w przypadku Castro wystarczy grać minimalistycznie, na zamkniętej twarzy, co oczywiście też takie proste nie jest. Ważne jest też spójność stylistyczna filmu: nieciągłej psychologii postaci odpowiada rwany rytm narracji, z nagłymi zagęszczeniami i rozrzedzeniami czasu, a nawet praca kamery, chętnie manipulującej głębią ostrości.
Wszystko to zapewne zadecydowało, że reżyser "Z daleka" wyjechał w 2015 z Wenecji ze Złotym Lwem.
Wszystkie komentarze