Prezentowane tytuły wchodzą na ekrany olsztyńskich kin 8 stycznia. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków ?Gazety Co Jest Grane?.
REKLAMA
1 z 5
Creed: Narodziny legendy ****
USA, 2015 (Creed). Reż. Ryan Coogler. Aktorzy: Michael B. Jordan, Sylvester Stallone, Tessa Thompson
Sylvester Stallone z powodzeniem wraca do postaci, która zapewniła mu sławę. I znów, tak jak w pierwszym filmie o Rockym Balboa, kluczowe będzie spotkanie z Creedem: wtedy ojcem, teraz synem.
Historia zatoczyła koło: w restauracji Rocky?ego pojawia się Adonis, nieślubny syn jego rywala i przyjaciela Apolla Creeda. Właśnie od pojedynku z czarnoskórym mistrzem przed czterema dekadami rozpoczęła się kariera wówczas nikomu nieznanego pięściarza. Adonis - a właściwie Donnie, chciałby, żeby Rocky go trenował. Ten najpierw odmawia, uznając boks za zamknięty rozdział, jednak ostatecznie się zgodzi.
Twórcy "Creeda" wykorzystują mocno zużyte klisze sportowego kina, w którym trening hartuje ciało i ducha, a losy pojedynku odwraca się motywacyjną gadką w narożniku. Na szczęście, jakby świadomy gatunkowych ograniczeń, reżyser Ryan Coogler, który do tej pory w CV miał jedynie oparty na faktach, dotykający kwestii rasowych dramat "Fruitvale", odwraca pewne schematy fabularne. W przeciwieństwie do Rocky'ego, Donnie nie boksuje, by wyrwać się z biedy. Wręcz przeciwnie: rzuca dobrze płatną pracę i przenosi się ze słonecznego Los Angeles do ponurej Filadelfii ukazanej ze społecznym zacięciem. Przeplatanie podobieństw z różnicami służy dynamice relacji pomiędzy bohaterami.
Na sali treningowej obaj przechodzą coś na kształt terapii: Rocky pomoże Donniemu zmierzyć się z legendą ojca, którego nigdy nie poznał, sam dzięki chłopakowi odkryje w sobie wolę walki i zrozumie jej sens. Stallone'owi opłaciło się nie maczać palców przy scenariuszu. Coraz poważniej mówi się - jeśli nie o Oscarze - to przynajmniej o nominacji. Do Złotego Globu już ma.
Stallone spełnia się w roli podstarzałego pięściarza świadomego swoich słabości i błędów. Jego Rocky odsunął się w cień własnej legendy, wystarczy mu skromne życie, czeka na spotkanie z bliskimi, których odwiedza na cmentarzu. Lecz gdy dostrzeże w podopiecznym odbicie Apolla, w jego sercu zatli się dawny żar.
Michael B. Jordan dotrzymuje mu kroku. Ma dystans do postaci równie ambitnego i zdeterminowanego, co gniewnego Donniego, udowadnia, że jest aktorem wszechstronnym.
?Creed? nie nokautuje, ale jest godnym spadkobiercą oryginału, który Ryan Coogler traktuje z nostalgią. Dostarcza przy tym najważniejszego - czyli czysto sportowych emocji. Sekwencje ringowe zostały zmontowane więcej niż sprawnie. Podobno reżyser ma za sobą sportową przeszłość, a przed ważnymi występami ojciec puszczał mu "Rocky'ego". Może dlatego nieźle czuje ten żywioł i klimat?
Helios
2 z 5
Joy ****
USA 2015 Reż. David O. Russell. Aktorzy: Jennifer Lawrence, Bradley Cooper, Robert DeNiro, Isabella Rossellini
Opowieść o utalentowanej technicznie kobiecie, która wynalazła mopa. I o jej koszmarnej rodzince.
Na pierwszy rzut oka wygląda to jak film z serii "od zera do milionera" albo jak współczesne wydanie bajki o Kopciuszku. Do pewnego stopnia tak jest - tyle, że to Kopciuszek bez Księcia, nie ma tu żadnego romansu. David O. Russell ("Poradnik pozytywnego myślenia", "American Hustle") słynie z tego, że nawet schematyczne historie potrafi opowiadać w nieschematyczny sposób, poprowadzić fabułę w nieoczekiwanym kierunku, pomieszać języki. Problem w tym, że z jednej strony od konwencjonalności nie da się tu uciec, z drugiej - że połączenie dramatu z komedią i rzeczywistości z baśnią nie przebiega tu bezkolizyjnie i w tonacji filmu pojawiają się zgrzyty.
Początkowa część filmu poświęcona jest rodzinie Joy (Lawrence). Nie ma tu miejsca na szczegółowe omówienie wszystkich składających się na nią indywiduów i dość dziwacznych relacji, jakie ich łączą, powiem tylko, że jest to otoczenie mocno toksyczne i pasożytnicze - u Russella zawsze zresztą rodzina jest bardziej ciężarem niż oparciem. Jej groteskowy opis trwa nieco za długo i człowiek już zaczyna się wiercić w fotelu, gdy na szczęście utalentowana technicznie Joy wpada na swój genialny pomysł.
I gdy zaczyna się pokonywanie kolejnych przeszkód w jego realizacji (niektórych o dość zawiłym, prawnym charakterze) film nabiera energii i dynamiki - huśtawka nadziei i rozczarowań ma odpowiednią amplitudę. Tak naprawdę jednak film ciągnie Lawrence - w roli zwykłej-niezwykłej kobiety, kreatywnej, silnej, zdeterminowanej, a zarazem niedocenianej i obwinianej o wszystkie niepowodzenia - jest naprawdę znakomita.
Ciekawe zresztą, że podstawa ekipy aktorskiej jest identyczna jak w "Poradniku...": oprócz Lawrence mamy tu Coopera w roli menadżera w telewizji sprzedażowej, który umożliwia bohaterce prezentację wynalazku oraz De Niro, jako jej okropnego ojca. Trudno oczywiście te dwa, tak różne gatunkowo filmy porównywać, ale jeśli chodzi o jakość artystyczną, to tym razem jest słabiej.
Helios, Multikino
3 z 5
Las samobójców
USA 2015 (The Forest). Reż. Jason Zada. Aktorzy: Natalie Dormer, Taylor Kinney, Yukiyoshi Ozawa
Horror.
Sara jest silnie związana ze swoją bliźniaczką. Gdy ta znika w tajemniczych okolicznościach, młoda Amerykanka czuje, że stało się coś złego. Siostry szukać będzie w Aokigahara, położonym u stóp góry Fudżi słynnym "lesie samobójców". Gdy zejdzie z wytyczonej ścieżki, stanie się celem głodnych zemsty duchów. Niestety pokaz prasowy filmu odbył się po zamknięciu numeru gazety.
Helios
4 z 5
Moje córki krowy *****
Polska 2015. Reż. Kinga Dębska. Aktorzy: Agata Kulesza, Gabriela Muskała, Marian Dziędziel, Marcin Dorociński, Maria Dębska
Dramat obyczajowy, który sprawy najwyższej wagi rozbraja czułym humorem, bez irytującego patosu. Imponujące reżyserskie wyczucie i świetna aktorska chemia.
Helios, Multikino
"Rako-polo" - takiej metki używam, gdy przychodzi mi pisać o filmach, które temat choroby wykorzystują do emocjonalnego szantażu. Ostatnio było ich kilka, choćby rodzima "Chemia" czy hiszpańska "Mama". Na szczęście "Moje córki krowy", choć choroba i odchodzenie też są w ich centrum, wybierają całkiem inną ścieżkę. Nie mitologizują zdrowotnych zawirowań, nie wikłają w arbitralny porządek "boskich kar" i "wyroków losu".
Ogromnymi zaletami nagrodzonych w Gdyni (Nagroda Dziennikarzy i Publiczności) filmu są uważna, inteligentna reżyseria i błyskotliwe aktorstwo. Marta (Kulesza) i Kasia (Muskała) to całkowite przeciwieństwa. Samotną miastową karierowiczkę i znaną aktorkę pozornie niewiele łączy z nademocjonalną nauczycielką, żoną mężusia przyzwyczajoną do drugiego planu. Kobiety, które wzajemnie oskarżają drugą stronę o klasyfikowanie ich miarą stereotypu, same powielają ten błąd. Odkryją to, kiedy nagle zachoruje ich matka. Będą musiały zakopać polerowany od lat topór wojenny i zająć kochanym, ale cholernie despotycznym tatą (Dziędziel).
Każde z nieuchronnych starć odsłoni kolejne dno psychiki bohaterów, pomagając zbliżyć się w czasie największego kryzysu. Reżyserka obserwuje rodzinne emocjonalne turbulencje niezwykle czujnie. Postawionym w sytuacji granicznej bohaterom daje prawo testować emocje, bez klucza "jak wypada zachować się w obliczu śmierci a jak nie". Jest więc czułość i empatia, ale też histeria i żałość, małostkowość i zawiść. Z długiego sznureczka błędów zawiązuje się coraz silniejsza więź, a widzowie śledzą jej zadzierzganie z wilgotnymi oczami i delikatnym uśmiechem. Nie dziwią powracające w recenzjach skojarzenia ze "Spadkobiercami" czy "Czułymi słówkami". Dębska stosuje w opowiadaniu subtelny tragikomiczny filtr, który odcedza niepotrzebne harlequinowe paproszki. Zostaje kino z sercem na dłoni, i jest to serce ewidentnie ludzkie, mocno bijące.
Helios, Multikino
5 z 5
Point Break - na fali *
Beznadziejny remake kinowego przeboju z 1991. Bardziej pokaz sportów ekstremalnych niż film sensacyjny.
Oprócz surfingu mamy tu skoki spadochronowe, snowboard (po kamieniach, nie śniegu), wspinaczkę po pionowej skalnej ścianie itd., sfilmowane efektownie jak w reklamówkach napoju energetycznego. Czego nie mamy, to napięcia, ekscytacji, a przede wszystkim sensu.
Młodociany agent FBI (Bracey, piękny kawałek drewna) przenika do grupy wysportowanych ekoterrorystów, wygłaszających pretensjonalne brednie o "oddaniu czci Ziemi". Kino akcji bez akcji, wyłącznie z kaskaderskimi popisami, przeplatanymi raz drętwymi, raz dętymi dialogami. Ekstremalnie głupi film.
Wszystkie komentarze