Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków ?Gazety Co Jest Grane?. Filmy wchodzą na ekrany olsztyńskich kin 27 listopada 2015 r.
REKLAMA
1 z 8
Czerwony pająk ****
Polska 2015. Reż. Marcin Koszałka. Aktorzy: Filip Pławiak, Adam Woronowicz, Julia Kijowska
Marcin Koszałka na tropie PRL-owskiego seryjnego mordercy. Tym razem reżyser porzuca formę dokumentu dla fabuły skrojonej pod widzów lubiących wyzwania.
Nie każda opowieść o seryjnym mordercy musi być thrillerem. Lecz jeśli już patrzę mu prosto w oczy, chciałbym poczuć emocje. A z tym u Koszałki jest problem. Co nie znaczy, że to film zły.
Ceniony dokumentalista i operator przyznaje, że jego debiut fabularny w 50 procentach tworzy atmosfera, reszta to postaci oraz interakcje pomiędzy nimi. Przyjmując ten podział, 3 z 4 gwiazdek "Czerwony pająk" dostaje ode mnie właśnie za gęsty klimat.
Kraków połowy lat 60. ubiegłego wieku to miasto mroczne i przygnębiające, ponuro wyglądają puste ulice itd. Każdy kadr wydaje się przemyślany, stylizacja również. Szkoda, że w tej po mistrzowsku wykreowanej przestrzeni rozgrywa się historia pozbawiona przez konstrukcję scenariusza "mięsa".
Zdolny sportowiec przed egzaminami na medycynę nawiązuje relację z seryjnym mordercą terroryzującym Kraków. To opowieść inspirowana zarówno losem autentycznych postaci, jak i miejskimi legendami. Reżyser prowadzi ją bardzo precyzyjnie poprzez obraz. Chłodny minimalizm, dystans, z jakiego obserwuje swoich bohaterów udziela się widzowi. Ale przez to całość staje się coraz bardziej obojętna.
Rozumiem intencje - próbę autorskich rozważań o naturze zbrodni, grę niedopowiedzeniami, unikanie epatowania przemocą, ale mam wrażenie, że uciekając od klisz kina gatunkowego Koszałka zapędził się w ślepy zaułek. Żałuję, że nie pozwala się nam się ubrudzić: zajrzeć w zakamarki umysłu mordercy. Zło traci swój magnetyzm. Tajemnica jest ważna, oczywiście, ale na zbyt wiele pytań nie otrzymujemy odpowiedzi, pewnych rzeczy np. motywacji bohaterów, możemy się tylko domyślać. Koszałka podrzuca tropy związane z domem rodzinnym, potrzebą przekraczania granic i pragnieniem sławy, jednak one nie do końca przekonują.
"Czerwony pająk" to porządne kino, ale niewykorzystana szansa na wybitne dzieło. Odpowiednio dobranym aktorom (duet Pławiak-Woronowicz, na drugim planie m.in. Kijowska) wiele nie można zarzucić. Reżyserowi i scenarzystom (scenariusz z Koszałką współtworzył Łukasz M. Maciejewski) - owszem. W istotnych momentach brakuje dramaturgii, przydałby się odrobinę mocniejszy ton.
A może Koszałka trafia w sedno, przewrotnie zauważając, że mitologizujemy zbrodnię, a w tym, który ją popełnia, na siłę chcemy widzieć mieszankę szaleństwa i geniuszu? Chyba, że to już moja interpretacja?
Helios, Multikino
2 z 8
Dobry dinozaur ***
USA 2015 (The Good Dinosaur). Reż. Peter Sohn. Dubbing: Olaf Linde-Lubaszenko, Katarzyna Żak, Olaf Marchwicki
Animacja studia Pixar/Disney dla najmłodszych o strachliwym dinozaurze, który szukając drogi do domu zaprzyjaźnia się z małym jaskiniowcem-rozrabiaką.
Uderzenie asteroidy w Ziemię miliony lat temu doprowadziło do zagłady dinozaurów. Co by było, gdyby ominęła naszą planetę? "Dobry dinozaur" rozwija tę alternatywną wersję: wielkie gady wcale nie wyginęły, ba - zajmują się pracą na roli, wypasem bydła itd. A ludzie? Ci wydają się daleko w ewolucyjnym tyle.
- To typowa opowieść o chłopcu i jego psie, z tym że u nas rolę chłopca odgrywa dinozaur, a rolę psa - chłopiec - mówi reżyser. Jednak nie ma w tym zabiegu nic przewrotnego. Filmowa prehistoria zaskakuje fotorealizmem świata przyrody i malowniczych krajobrazów, co gryzie się z do bólu kreskówkowymi postaciami. W tej rzeczywistości rozgrywa się sympatyczna, choć niezbyt oryginalna familijna opowiastka z przesłaniem o osiąganiu dojrzałości poprzez konfrontowanie się z tym, czego się boimy.
Dostajemy miks składników, które zapewniły sukces najpopularniejszym animacjom: niedobrany duet przeżywający przygody, piękno przyjaźni na przekór różnicom, odkrywanie w sobie ukrytego potencjału itd. Całość oczywiście podlana słodko-gorzkim sosem życiowych doświadczeń (np. utrata rodzica w scenie do złudzenia przypominającej "Króla Lwa").
Dzieci chwilami nieźle się bawią, ale po ich reakcjach czuć, że w wytwórni kończą się pomysły. Czyżby większość sił kreatywnych zaangażowano we "W głowie się nie mieści"? Wejście na ekrany po tym przeboju nie ułatwi "Dobremu dinozaurowi" życia.
Helios, Multikino
3 z 8
Makbet ****
Wielka Brytania, Francja, USA 2015 (Macbeth). Reż. Justin Kurzel. Aktorzy: Michael Fassbender, Marion Cotillard, Paddy Considine
Ekranizacja szekspirowskiego dramatu o szaleństwach ambicji, w obsadzie wielkie gwiazdy.
Film australijskiego reżysera zaczyna się sceną, której w oryginale nie ma - od pogrzebu synka państwa Makbet (w sztuce są po prostu bezdzietni). Co nieco uzupełnia motywacje ich późniejszych działań: ambicja jest podszyta rozpaczą i cierpieniem, dążenie do władzy wypełnia życiową pustkę. Ciut chyba łaskawiej niż zwykle została też potraktowana Lady Makbet (Cotillard). Jest wprawdzie manipulatorska i początkowo bardziej od męża zdecydowana (zachęca go do królobójstwa w trakcie aktu seksualnego, co wydaje mi się pomysłem trochę efekciarskim), stosunkowo szybko jednak dociera do niej, jak strasznie destrukcyjne siły rozpętała. Makbet (Fassbender) odwrotnie: lęk i poczucie winy towarzyszą mu od początku, stopniowo eskalując w paranoję i zadeptującą wątpliwości bezwzględność. Z tej dwójki on jest bardziej demoniczny.
Obie te główne postacie są znakomicie zagrane, co właściwie przesądza o sukcesie ekranizacji. Nie gorzej spisują się też aktorzy w pomniejszych rolach (zwłaszcza Considine jako Banko). Trochę dziwi tylko, że reżyser wszystkim wykonawcom nakazuje podawać tekst tak cicho i nieekspresyjnie, niekiedy tonem towarzyskiej konwersacji, niekiedy prawie niesłyszalnie. Uroda samej poetyckiej frazy na tym jednak nie traci - mamy wszak napisy.
Ale "Makbet" A.D. 2015 działa nie tylko siłą języka, ale obrazów. Film rozgrywa się głównie w plenerze, nie w zamkowych komnatach, jest przestrzenny, nie klaustrofobiczny (np. zamiast pałacu Makbeta mamy obozowisko). Zawarta w nim wizja jest wyjątkowo ponura i posępna: szaro, mglisto, błotniście, po niebie przetaczają się krwistoczerwone chmury itd. Sceny, które mogłyby tę ciemną tonację nieco rozjaśnić (jak z Odźwiernym) zostały wyeliminowane. Nie brakuje też oczywiście brutalności i okrucieństwa, zwłaszcza w sekwencjach bitewnych, kręconych momentami w sadystycznie zwolnionym tempie. Mnie to wszystko przekonuje, ale spodziewam się kontrowersji - żadne filmy nie dzielą tak widowni jak ekranizacje powszechnie znanej klasyki.
Helios, Multikino
4 z 8
Most szpiegów ****
USA 2015 (Bridge of Spies) Reż. Steven Spielberg. Aktorzy: Tom Hanks, Mark Rylance, Amy Ryan
Thriller szpiegowski. Tom Hanks negocjuje wymianę agentów między USA i ZSRR.
Grany przez tego aktora adwokat Donovan najpierw broni radzieckiego szpiega Abla (świetny, kradnący wszystkie sceny Anglik Rylance), narażając się na ostracyzm ze strony rodaków, a następnie zostaje wysłany do przedzielanego właśnie murem Berlina, aby negocjować jego wymianę na amerykańskiego pilota zestrzelonego nad terytorium ZSRR.
Bardzo solidny, trochę staroświecki thriller, wciągający i z napięciem - jeśli niezbyt silnym, to dlatego, że, jakkolwiek stolica NRD A.D. 1961 jest bardzo nieprzyjemnym miejscem, to nasz bohater, emisariusz potężnego państwa, nie wydaje się szczególnie zagrożony. Wszystko jest tu starannie odpracowane i comme il faut - scenografia, linia dramaturgiczna, aktorstwo, przesłanie itd. - do tego stopnia, że ta gładkość i arcypoprawność zaczyna drażnić. Jest to jeden z tych filmów Spielberga, gdzie czuję się jak dziecko prowadzone za rączkę przez ojca.
Przy scenariuszu majstrowali bracia Coen, ich udział jest widoczny w niektórych zabawnych scenach czy kwestiach, ale przewrotność, ich znak firmowy, raczej nie rzuca się w oczy. Donovan jest tak idealny (szlachetny, uczciwy, inteligentny, kompetentny, pryncypialny, ale z poczuciem humoru itd.), że gdyby jego rolę grał mniej zdystansowany aktor, nie można by na niego patrzeć (a zwłaszcza słuchać). Odreżyserska sympatia wobec rosyjskiego szpiega wydaje mi się ciut przesadna; to, że Abel znosi swój los z większą godnością niż jego amerykański odpowiednik zdaje się nie brać pod uwagę faktu, że Rosjanie traktowali "jeńców" jednak trochę inaczej, niż Amerykanie. Ale im bliżej finału, tym emocje większe, a nasze życzenie, aby misja Donovana (obejmująca nie tylko jednego żołnierza) się powiodła - silniejsze. W sumie dobre i atrakcyjne kino, z moralnymi wskazówkami na dzisiaj, ale do Le Carre daleko.
Helios, Multikino
5 z 8
Nadejdą lepsze czasy ****
Dania, Polska 2014 (Something Better to Come). Reż. Hanna Polak
Poruszający dokument, w którym reżyserka towarzyszy z kamerą mieszkańcom podmoskiewskiego wysypiska, skreślonym i zapomnianym przez społeczeństwo.
Swałka znajduje się na obrzeżach rosyjskiej stolicy, jakieś 20 kilometrów od centrum miasta. Reżyserkę zaprowadziły tam bezdomne dzieci z Dworca Leningradzkiego, którym wraz z Andrzejem Celińskim poświęciła dokument nominowany do Oscara w 2005 r.
Na największym w Europie wysypisku w nieludzkich warunkach i poza prawem funkcjonuje mała społeczność. Jej członkowie żyją z tego, co znajdą wśród rosnących gór śmieci, resztę wymieniają na wódkę w skupie surowców wtórnych. Alkohol tylko pogłębia problemy. Mieszkańcy Swałki przenoszą co kilka dni swoje prymitywne schronienia z miejsca na miejsce. Trafili tam z różnych powodów: jedni sami wybrali taki los, innym powinęła się noga, stracili dach nad głową, nie mieli się gdzie podziać.
W pierwszym odruchu Hanna Polak próbowała pomóc im się stamtąd wyrwać, ściągnąć lekarza itd., lecz szybko przekonała się, że odgradzający Swałkę mur to także mur milczenia, że życie tych ludzi nie ma dla nikogo wartości. Widząc ból i frustrację reżyserki, sami przekonywali ją, żeby odpuściła. Bezdomni najbardziej boją się nie samej śmierci, która stanowi element codzienności na wysypisku, tylko ostatecznej utraty człowieczeństwa. - Nie chcę po prostu umrzeć - mówi jeden z bohaterów.
Płynące z radia słowa Putina o tym, jak dobrze żyje się w Rosji, brzmią jak gorzki żart. Mimo brudu i nędzy, Polak dostrzega w tych ludziach piękno, a w ich oczach nadzieję, że tytułowe lepsze czasy jednak nadejdą.
Uwagę przykuwa 11-letnia Jula: widzimy, jak bawi się z rówieśnikami, farbuje włosy, zapala pierwszego papierosa, próbuje podłej wódki, wreszcie w wieku 16 lat zachodzi w ciążę. W trakcie kilkunastu lat powstawania dokumentu zmienia się z dziecka w dorosłego człowieka, ale to dojrzewanie okupione ogromnym kosztem. Może zastanawiać, dlaczego autorka na dłuższe chwile opuszcza główną bohaterkę, co wprowadza do opowieści pewien chaos. Jednak z czasem intencja rozbudowania tła wydaje się uzasadniona. Reżyserka uświadamia nam m.in. jak inni radzą sobie w tej samej sytuacji co Jula. Ów kontrast pozwala zrozumieć dramatyczną decyzję dziewczyny, a tym bardziej docenić wysiłek i determinację w realizacji marzenia o przyszłości z dala od Swałki.
Obsypany nagrodami film niesie przesłanie na przekór tematowi, który - wydawałoby się - trzeba by włożyć gdzieś między dramaty określane mianem "czernuchy".
Awangarda 2
6 z 8
Viktoria *****
Niemcy 2015. Reż. Sebastian Schipper Aktorzy: Laia Costa, Frederick Lau, Franz Rogowski
Operatorski majstersztyk czyli sensacyjny film nakręcony w jednym ujęciu.
Jest czwarta nad ranem. Victoria, młoda Hiszpanka pracująca w Berlinie jako kelnerka, poznaje pod klubem techno czterech podpitych mężczyzn i dołącza się do nich. Włóczą się po ulicach, wygłupiają, wjeżdżają na dach budynku, aby spalić trawkę, między jednym z nich, Sonne'm a Victorią coś zaczyna się zawiązywać. I wtedy pojawia się propozycja, aby dziewczyna towarzyszyła im w pewnym niebezpiecznym i zdecydowanie nielegalnym przedsięwzięciu...
Nie sama historia jest tu jednak najważniejsza, ale sposób, w jaki ją sfilmowano - cały, trwający 138 minut film został nakręcony w jednym ujęciu, bez żadnych cięć! Oczywiście, Schipper nie jest tu pierwszy, precedensy już się zdarzały, żeby wspomnieć stosunkowo niedawną "Rosyjską Arkę" (już nie mówiąc o filmach, które efekt jednego ujęcia pozorowały). Ale film Sokurowa był raczej statyczny, tu zaś mamy strzelaniny, ucieczki, pościgi itd. - stopień technicznej trudności jest nieporównywalny. A co może równie ważne: ten sposób filmowania tak dobrze przylega do opowiadanej historii, że po pewnym czasie przestajemy go zauważać - nie ma w sobie nic z jałowego popisywactwa.
Owa historia zaś - sensacyjna, z domieszką miłosnego zauroczenia i "bonnie-and-clyde'owych"klimatów - zdecydowanie na tym zyskuje: odbiera się ją bardziej bezpośrednio, namacalnie, jakbyśmy sami byli uczestnikami zdarzeń. Sama w sobie nie jest jakaś nadzwyczajna - ciekawsza jest bohaterka, znakomicie zagrana przez Laię Costę. Victoria w pierwszej chwili wydaje się albo bardzo naiwna albo skrajnie lekkomyślna - łazić po nocy w towarzystwie czterech nieznajomych, pijanych facetów, wyglądających na takich, co z prawem bywali na bakier... no, niezbyt rozsądny to pomysł. Jej postępowanie można uznać za wręcz nieprawdopodobne. Jest jednak w filmie scena, która doskonale tłumaczy jej ryzykanctwo czy nawet autodestrukcyjne zapędy.
Przy całej swojej technicznej wirtuozerii arcydzieło to nie jest. Film rozkręca się powoli, i zanim z chaosu improwizowanych rozmów wyłoni się właściwa akcja, bywa nudnawo (oczywiście, jest tu pewne napięcie wynikające z tego, że nie mamy zaufania do nowo poznanych kolegów bohaterki, ale nieporównywalne z tym, jakie pojawi się później). Nasi przestępcy też poczynają sobie bardzo nieracjonalnie - wiemy wprawdzie, że są amatorami, rozumiemy, że ani euforia, ani panika nie są dobrymi doradcami, ale chwilami robi się z nich już kompletnych bęcwałów. W samej intrydze kryminalnej są też luki i nieprawdopodobieństwa. Jednak brawura filmu i jego energia pozwalają przeskoczyć nad tymi wszystkimi niedoskonałościami.
Awangarda 2
7 z 8
Znam kogoś, kto cię szuka ****
Francja, Polska 2015 (Crache coeur) Reż. Julia Kowalski. Aktorzy: Andrzej Chyra, Liv Henneguier, Artur Steranko, Yoann Zimmer
Francusko-polski dramat o bolesnym wchodzeniu w dorosłość. Świetne role młodych. Wrażliwie, mocno, z pazurem.
Francuska prowincja, sympatyczny, kamienny domek. Ojciec, polski imigrant, jest łagodny i kochający, ale za mało uważny. Jego młodsza córka bawi się grzecznie lalkami, ale starsza wkroczyła już w fazę buntu. Niegdyś grzeczna flecistka w białej sukience, dziś Rose to młoda gniewna. Niewyartykułowana tęsknota za matką, kompleksy, budzące się seksualność i agresja. Zbyt wiele nowych impulsów dezorientuje, dziewczyna coraz bardziej gubi się w intensywnych emocjach.
Ojciec zatrudnia polskiego robotnika. Józef (Chyra) układa podłogę w rytm złotych szlagierów, trochę popija, ale przede wszystkim żałuje za przeszłe grzechy. Kiedyś spłodził we Francji syna, dziś chce go poznać. Odnalezienie Romana (Zimmer) stanie się dla Rose celem, przyniesie też pierwsze poważne życiowe próby. Samodzielna podróż do pogrążonej w zimowym śnie prowincjonalnej Polski będzie najlżejszą z nich.
Bardzo ciekawy jest rysowany przez Julię Kowalski świat: pełen przecięć i konfrontacji, małych niespełnień i po życiowemu urwanych wątków. "Znam..." - fabularny debiut polsko-francuskiej reżyserki - niesie drażniąca ścieżka dźwiękowa Daniela Kowalskiego. Dzięki wizualnej prostocie, wręcz chłodowi, film trzyma emocjonalną równowagę - w sercach i trzewiach bohaterów kotłuje się bowiem potężna nawałnica. Świetni są młodzi aktorzy, szczególnie Hennequier. Kiedy trzeba subtelna, za chwilę odpychająca szczeniara-manipuantka. Wszystkie te wcielenia są prawdziwe, bo "Znam..." mówi o potrzebie przekraczania granic i trudzie nauki życia, aktu niezbędnego - by żyć.
8 z 8
Wydarzenia specjalne w Heliosie
Intruz
Film z cyklu Kino konesera.
W Polsce ta historia nie mogłaby się wydarzyć - po osiągnięciu pełnoletniości za tego rodzaju zbrodnię trafia się do więzienia. Jednak szwedzkie prawo traktuje nieletnich inaczej: maksymalny wyrok to cztery lata, potem wychodzą na wolność. John (w tej roli gwiazda pop Ulrik Munther) odsiedział swoje. Jednak zbrodnia nie została zapomniana ani wybaczona przez lokalną społeczność. Dlatego jego powrót w rodzinne strony, do tej samej szkoły, ba - do tej samej klasy, uwiera, budzi w ludziach najgorsze instynkty, wyzwala agresję. Chłopak nie może liczyć na wsparcie małomównego i biernego ojca, szkoła jako instytucja z zadaniami wychowawczymi u podstaw jest równie nieudolna.
2 grudnia, gody. 17.30
Kino na temat: Makbet
To cykl imprez tematycznych dla uczniów szkół gimnazjalnych oraz ponadgimnazjalnych, dotyczących aktualnych tematów społecznych, takich jak: wykluczenie społeczne, bezrobocie młodych, życie na emigracji, tolerancja i innych, ważnych dla młodzieży w wieku dorastania, tematów. Dyskusja opierana jest na filmach z bieżącego repertuaru oraz na specjalnie sprowadzonych tytułach na potrzeby cyklu. Projekt otrzymał wsparcie ze Środków Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
3 grudnia o godz. 9 zaplanowano seans filmu "Makbet".
Body/Ciało
Podszyta ironią refleksja, jak wyzwolić się z niewoli tytułowego ciała, jest kluczem do nowego filmu Małgorzaty Szumowskiej. Najlepszego jak dotąd w dorobku reżyserki.
Małgorzata Szumowska przestała być wreszcie zbuntowaną Małgośką, co okazuje się zmianą niejako symboliczną. Mamy do czynienia z filmem dojrzalszym od poprzednich, także formalnie, wyreżyserowanym z precyzją, wyważonym, acz niepozbawionym emocji. A przecież tak łatwo było przesadzić. Historia zgorzkniałego prokuratora, po śmierci żony niepotrafiącego porozumieć się z córką anorektyczką, i pragnącej im pomóc terapeutki, która twierdzi, że nawiązała kontakt ze zmarłą, mogłaby być przy braku wyczucia szalenie pretensjonalna. Ale nie jest. W "Body/Ciało" powaga i rozważania nad duchowością zostały bowiem przełamane humorem. Po pokazie na festiwalu w Berlinie, skąd Szumowska wróciła ze Srebrnym Niedźwiedziem za reżyserię, zagraniczni recenzenci dostrzegli w filmie przewrotny dialog z kinem Krzysztofa Kieślowskiego, nazywając go wręcz czarną komedią.
Cykl "Kultura dostępna" promuje polskie filmy w przystępnych cenach.
Wszystkie komentarze