Wybrane imprezy i pokazy w Olsztynie w dniach 9-15 października.
REKLAMA
1 z 8
Hotel Transylwania 2 ****
USA 2015 Reż. Genndy Tartakovsky. Dubbing: Tomasz Borkowski, Agnieszka Mrozińska-Jaszczuk, Paweł Ciołkowsz, Tomasz Grochoczyński, Bruno Skalski
Sequel animacji o potworach, które nie potrafią być już straszne, za to skutecznie bawią.
Już z pierwszym "Hotelem Transylwania" było tak, że bardziej podobał się dzieciom niż dorosłym. I wbrew pozorom nawet całkiem młodych widzów nie przerażał: najwyraźniej dziecięca brać oswojona jest z różnej maści potworami dużo lepiej, niż mogłoby się wydawać. Inna sprawa, że film Genndy'ego Tartakovsky'ego (podobnie jak jego sequel) udowadnia najmłodszym, że wszystkie te obleśne lub przerażające stwory, magiczne sztuczki i horrory to tylko popkulturowy teatr, żart, gra. Tym razem całkiem udana.
Miłość potomkini Drakuli, czyli Mavis i jej "ludzkiego" wybranka Jonathana skończyć musiała się ich ślubem - od tego właśnie zaczyna się druga część "Hotelu Transylwania".
Młodej parze rodzi się potomek i dziadek Drakula przekonany jest, że upragniony wnuk będzie wampirem. Ale jak na złość wampirze kły nie chcą chłopcu rosnąć, z potworów najbardziej lubi milusińskiego przebierańca z telewizji, a nocą - zamiast się bawić - woli spać.
Mavis coraz chętniej myśli zresztą o opuszczeniu Hotelu Transylwania i przeprowadzce na Florydę, więc Drakula wymyśla plan awaryjny: wysyła córkę z mężem na wycieczkę tam, gdzie istnieją sklepy i tory do jazdy na bmx-ach, a sam chce w tym czasie obudzić we wnuku wampirzy instynkt.
Pomysł wyjściowy jest oczywiście już dobrze znany, choć jeszcze mocniej podkręcony - Mavis zachwyca się światem ludzi jak nastolatka, "ludzkie" dzieci ekscytują się hotelem pełnym potworów i obrzydliwości, na które dorośli patrzą z kolei z pomieszaniem zażenowania i lęku.
Zresztą świat horroru, co w sequelu najciekawsze (i najbardziej zabawne), też z upływem wieków złagodniał. Drakula próbuje (bez powodzenia) obudzić w swoich znajomych krwiożerczy zapał, ma staroświeckie metody wychowawcze, ale pozostaje samotny: dziś potwory kształcone są w "cywilizowany" sposób, od krwi wolą chipsy, a strach pozostaje tylko elementem świetnie oswojonej konwencji.
Sam finał nieco mnie rozczarował (współproducent, ale i współscenarzysta Adam Sandler nie mógł darować sobie dosłowności, a zarazem efektownej jatki na koniec), a jednak na "Hotel Transylwania 2" - jakby spokojniejszy niż część poprzednia - patrzę z sympatią.
Zwłaszcza po rozmowach z moją 10-letnią ekspertką, która kapitalnie odczytała w fabule przesłanie o akceptowaniu inności, a przy okazji świetnie się na seansie bawiła.
Helios, Multikino
2 z 8
Intruz ****
Polska, Szwecja, Francja 2015. Reż. Magnus von Horn. Aktorzy: Ulrik Munther, Mats Blomgren, Wiesław Komasa
Po wyjściu z poprawczaka nastolatek stara się wieść normalne życie, ale nikt nie zamierza dać bohaterowi drugiej szansy, choć wedle prawa odpokutował winę.
Pokazywany w Cannes "Intruz" wart jest uwagi. Nawet jeśli został przeceniony na festiwalu w Gdyni, skąd absolwent łódzkiej Filmówki Magnus von Horn - szwedzki debiutant związany z naszym krajem, wrócił z dubletem za reżyserię i scenariusz.
W Polsce ta historia nie mogłaby się wydarzyć - dlatego przyjęcie świata przedstawionego może stanowić dla widza pewną trudność. Jednak szwedzkie prawo traktuje nieletnich inaczej. John (w tej roli gwiazda pop Ulrik Munther) odsiedział wyrok za zbrodnię, która nie została zapomniana ani wybaczona przez lokalną społeczność. Dlatego jego powrót w rodzinne strony, do tej samej szkoły, ba - do tej samej klasy, uwiera, budzi w ludziach najgorsze instynkty, wyzwala agresję. Chłopak nie może liczyć na wsparcie małomównego i biernego ojca, szkoła jako instytucja z zadaniami wychowawczymi u podstaw okazuje się równie nieudolna.
O ile uwierzymy w motywacje głównego bohatera, jego upór, by na przekór wszystkiemu żyć, jak gdyby nic - zamiast spróbować w nowym miejscu, otrzymamy sugestywną, choć nieco przeciągniętą historię narastającego wyobcowania. Opowiedzianą z surowym dystansem poprzez wyprane z kolorów kadry. Von Horn wraz z Łukaszem Żalem (nominowany do Oscara za "Idę") stawiają na długie ujęcia i statyczną kamerę. Nie każdemu ten sposób opowiadania przypadnie do gustu.
"Intruz" intryguje jako portret społeczeństwa w gorsecie restrykcyjnych norm, których bezrefleksyjne przestrzeganie prowadzi do absurdu. Zyskuje szerszy kontekst w zderzeniu z perspektywą polskiego odbiorcy o zupełnie innej mentalności (jak "Obce niebo" Dariusza Gajewskiego - premiera za tydzień). Szwed zachowuje pozycję obserwatora, pozwala spojrzeć widzowi na bohatera bez uprzedzeń. Osobisty dramat Johna ma charakter uniwersalny. Karą jest dla niego naznaczenie popełnionym czynem, życie z piętnem mordercy. W tym sensie film traktuje o pułapce drugiej szansy, o jej pozorności, oraz o banalności zła, które von Horna interesowało już w szkolnych filmach. Według reżysera agresja otoczenia wobec sprawcy bierze się z pewnej bezsilności i podświadomej obawy, że sami bylibyśmy zdolni do popełnienia zbrodni. Wystarczą przecież silne emocje, by przekroczyć wydawałoby się nieprzekraczalną granicę.
Awangarda 2
3 z 8
Legend ****
Wielka Brytania, Francja 2015 Reż. Brian Helgeland. Aktorzy: Tom Hardy, Emily Browning, David Thewlis
O dwóch gangsterach, którzy trzęśli londyńskim East-Endem w latach 60., czyli bracia-bliźniacy Kray grani przez Toma Hardy?ego.
Pomysł, aby obydwu braciszków (wciąż będących w rodzimej Anglii przedmiotem swoistego kultu i fascynacji - p. tytuł) zagrał jeden aktor - i to nie byle jaki, z silną osobowością i po sukcesie "Mad Maxa" będący na fali - okazał się świetny. Hardy gra ich w sposób bardzo rozmaity - tak jak różne to były persony. Reggie jest urokliwy i uwodzicielski, opanowany, gładki w obyciu, postrzegający siebie jako kogoś w rodzaju biznesmena. Ronnie, zwalisty i w grubych okularach, ma rozpoznaną schizofrenię paranoidalną, jest gejem (do czego chętnie się przyznaje, a co w ówczesnej Anglii wystarczałoby, aby go zapuszkować), ma skłonność do agresji i robienia zamętu. Hardy gra go trochę karykaturalnie, na komediową nutę, co wydaje mi się pójściem na łatwiznę, a powoduje też pewną niespójność tonu: raz ma się wrażenie, że film jest robiony "pod Scorsese", a raz, że nakręcił go Guy Ritchie. Trzeba jednak przyznać, że to dzięki Ronniemu film jest momentami bardzo zabawny, że drugą połowę roli Hardy gra już bezbłędnie oraz, że sceny z równoczesnym udziałem obu braci (włącznie z bójką między nimi) są technicznie pierwszorzędne, zszyte bez szwów.
Jeśli chodzi o fabułę, to jest ona cokolwiek bezkształtna i penetruje terytorium raczej już znane. Bracia opanowali East End, a teraz wyciągają ręce po bardziej szykowny West-End, walczą z rywalizującym gangiem, tropi ich zawzięty, ale niezbyt bystry policjant, nawiązuje z nimi kontakt mafia amerykańska, dzięki seksualnym upodobaniom Ronniego zawierają pożyteczne polityczne znajomości itp. itd. Jedynym novum wydaje się to, że narratorką całej opowieści jest żona Reggiego, Frances (Browning), usiłująca sprowadzić go na dobrą drogę, ciągle rozdarta między uczuciem a pragnieniem normalnego życia. Ten pomysł z kolei wypada średnio.
Oczywiście, dobrze mieć w tym brutalnym świecie kogoś dzielącego nasz świat wartości, ale raz, że Frances jest słaba, nijaka (grana też bezbarwnie) i nie stanowi żadnej osobowościowej przeciwwagi dla tych dwóch buldogów, a dwa, że rozwiązanie jest nieco nielogicznie - przebywa na dalekim marginesie zdarzeń, więc jak może o nich mówić?
Poza tym film - opowiadający mniej o miłości, a więcej o braterskiej lojalności - jest jednak całkiem udany i atrakcyjny, Hardy dzieli i rządzi ekranem, i jeśli ktoś jest miłośnikiem gatunku, będzie miał z niego pociechę. Ja byłem nim w latach PRL-u, jednak po 1989 roku, gdy zjawiska związanie z istnieniem mafii przestały być odległe i abstrakcyjne, a stały się elementem codzienności, trochę mi przeszło.
Helios, Multikino
4 z 8
Panna Julia ***
Norwegia, Wielka Brytania 2014 (Miss Julie). Reż. Liv Ullmann. Aktorzy: Jessica Chastain, Colin Farrell, Samantha Morton
Liv Ullmann ekranizuje Strindberga.
Inaczej niż w oryginalnej sztuce Augusta Strindberga, którą adaptuje na duży ekran sama Liv Ullmann, rzecz dzieje się nie w Szwecji, tylko w Irlandii. Ale to wciąż noc świętojańska pod koniec XIX wieku, wciąż miejscem akcji jest zachowujący sztywne granice między przestrzenią "państwa" i "służby" dom barona, a bohaterami stają się tytułowa panna Julia, jej służący John oraz jego "narzeczona", czyli spędzająca czas głównie w kuchni Kathleen.
John (Farrell) od początku wydaje się jakby nazbyt pewny siebie, nieco wyniosły i wobec Kathleen (Morton), i wobec samej Julii (Chastain). Dumna arystokratka lubi z kolei ze służącym nieco się spoufalać, by za chwilę przypomnieć, że dzieląca ich, klasowa przepaść wciąż obowiązuje. Ona uwodzi jego, potem on ją - podobnie jak u Strindberga raz jedno występuje z pozycji władzy, raz drugie, w zmysłowo-egzystencjalnej potyczce to Julia łasi się o czułość, to znów John.
"Mam dosyć tej gry" - mówi w pewnym momencie John. Ale tak naprawdę grą okazują się nie miłosne "zapasy", nie pomysły na wspólną ucieczkę, ale społeczny układ, który od początku z góry rozdziela role. Tyle tylko, że w filmie Ullmann utyskiwanie na społeczne hierarchie okazuje się dziwnie papierowe, zawieszone w świecie z przeszłości, który przecież w pewnych kwestiach nie zmienił się do dziś. Tego jednak na ekranie nie widać.
Być może Ullmann okazała się zbyt wierna Stridbergowi. Być może nie sprawdziła się zamierzona świadomie kameralność. Bo chociaż można "Pannę Julię" doceniać (również za zdjęcia i ciekawe gry światłem), to wieje z niej sztucznością - jak z gry szarżującego chwilami bez umiaru Colina Farrella i równie niekontrolowanej Jessiki Chastain (broni się za to Samantha Morton). Film Ullmann to zatem film dla tych, którzy lubią kino zanurzone w teatrze, formalnie staroświeckie i operujące nadekspresją. Ja jednak oglądałem go na chłodno.
Awangarda 2
5 z 8
Pod elektrycznymi chmurami ***
Rosja, Ukraina, Polska 2015 (Pod elektriczeskimi obłakami). Reż. Aleksiej German Jr. Aktorzy: Louis Franck, Merab Ninidze, Viktoria Korotkowa, Konstantin Zeliger, Piotr Gąsowski
"Niebo nad miastem jest jakieś dziwne. Elektryczne" - mówi w filmie jeden z bohaterów.
Wszyscy spowici są tu zresztą we mgle, nieprzyjazna pogoda staje się naturalnym elementem rzeczywistości bez porządku i bez celu. W tę dziwną przestrzeń - odrealnione pustkowia, plac budowy nieskończonego wieżowca, stary pomnik Lenina i majaczące z oddali, nowoczesne wieżowce - Aleksiej German Jr. wrzuca swoją historię o "zwykłych ludziach, bez których nic się nie dzieje". Ubiera ją w siedem rozdziałów, przecina wątki, pozwala swoim bohaterom spotykać się w różnych konfiguracjach. Ale widzowi nie daje szansy, żeby naprawdę się do nich zbliżyć.
Jest tu rodzeństwo powracające po śmierci ojca z zagranicy, szykujące się na wielki spadek. Jest mężczyzna, który chodzi z zepsutym magnetofonem, nie umie wydobyć z siebie słowa, aż w końcu odkryje: "Ja mówić!". Są architekci i szykujący rozprawę naukową pracownicy muzeum, bogacze i narkomani.
Bohaterowie rozmawiają często o snach. Komuś śni się ciągle przeszłość, komuś innemu "stary pies". Wszyscy wydają się postaciami zaplątanymi w migotliwy sen. Jak dowiadujemy się na początku, mamy rok 2017, "sto lat po rewolucji rosyjskiej", kiedy "każdy czeka na wielką wojnę". Ale "Pod elektrycznymi chmurami" nie jest filmem o oczekiwaniu na katastrofę - ona już się zdarzyła. Oduczyła ludzi empatii, skazała na bezcelowe trwanie.
Szkoda tylko, że w rosyjsko-ukraińsko-polskiej koprodukcji Aleksieja Germana Jr. ciekawy koncept ubrany został w irytującą, pretensjonalną formę. Efektem jest zimne kino, ostentacyjnie nieprzejrzyste, pełne odwołań do kina i sztuki, a zarazem drażniące, manieryczne, układające się w dość powierzchowny lament nad duchowym upadkiem Rosji.
6 z 8
The Walk. Sięgając chmur ****
USA 2015 (The Walk) Reż. Robert Zemeckis. Aktorzy: Joseph Gordon-Levitt, Charlotte Le Bon, Ben Kingsley
400 metrów nad ziemią.
"Sięgając chmur" jest fabularyzowaną rekonstrukcją niezwykłego wyczynu francuskiego linoskoczka Philippe'a Petit, który w sierpniu 1974 roku kilkukrotnie przespacerował się po linie rozpiętej między wieżami Word Trade Center. Sprawa jest znana (była już tematem świetnego, "oskarowego" dokumentu "Spacer w chmurach"), wiemy, że zakończyła się szczęśliwie (proszę tego nie traktować jako "spoilera": jest to jasne od pierwszej sceny, w której Philippe (Gordon-Levitt) - cały i zdrowy - rozpoczyna swoją relację). A mimo to, wypełniającą końcowe pół godziny sekwencję podniebnej wędrówki ogląda się w wielkim napięciu - kino, gdy chce, potrafi być magią.
Jej sugestywność, wrażenie pełnej iluzji, niejaka "fizyczność" tego doświadczenia to rezultat m.in. umiejętnego wykorzystania technologii 3D: "Walk" jest jednym z nielicznych filmów, gdzie ma ona sens. Ale nie sposób nie wspomnieć tu o bardzo zręcznym montażu i świetnych, choć dyskretnych efektach specjalnych (Zemeckis, autor "Forresta Gumpa", potrafi nimi operować jak cyrkowiec). Są one wykorzystane tu trochę nietypowo: zwykle służą one kreowaniu świata fantazji, oderwaniu od rzeczywistości, tu odwrotnie - jej detalicznemu odtworzeniu (na początek "odbudowaniu" wież WTC, powalonych w ataku terrorystycznym we wrześniu 2001 roku).
Zanim jednak dojdziemy do tego wieńczącego dzieło końca, oglądamy - przydługi i najmniej ciekawy - wstęp, w którym poznajemy Philippe'a jako akrobatę i mima występującego na ulicach Paryża, a następnie przygotowania do jego życiowego numeru. "Le coup", jak go nazywał, był bowiem przedsięwzięciem skomplikowanym logistycznie, wymagającym pomocy ekipy entuzjastów (paryska ukochana (Le Bon), przyjaciele, miejscowi, nie zawsze pewni współpracownicy) i też, choć w inny sposób ryzykownym: gdyby naszego bohatera capnięto na tym etapie, byłby potraktowany jako pospolity przestępca. Ta część z kolei jest zrealizowana w konwencji "filmu włamaniowego" i też dostarcza swoją porcję emocji oraz humoru.
Tak, humoru - film jest lekki i niemal komediowy (wesoła dokudrama?), co wydaje mi się wyborem trafnym: w sytuacji, gdy finał jest znany, nie ma co się tak bardzo napinać. Swoją rolę mają tu do odegrania dwie wskrzeszone komputerowo wieże, wzbogacając tonację opowieści o trudną do uchwycenia, mniej pogodną nutę. Jeszcze kilka lat temu, gdy rana była zbyt świeża, powstanie tego filmu było zapewne niemożliwe, a za pół wieku będą zapewne symbolem - czegoś nietrwałego, choć wydawało się niezniszczalne, tak jak dziś "Titanic".
Helios, Multikino
7 z 8
Wydarzenia w Heliosie
WAMA Film Festival
Do 11 października. Hasło tegorocznego przeglądu brzmi "Jesteśmy inni!" i nawiązuje do wspólnego funkcjonowania na Warmii i Mazurach różnych grup etnicznych, społecznych i religijnych. Wielokulturowość jest bowiem kluczem doboru prezentowanych filmów.
Równolegle do seansów i konkursów filmowych zaplanowano pokazy sekcji dziecięcej w Olsztyńskim Teatrze Lalek.
Program na: www.wamafestival.pl
Filmowe Poranki ze Scooby Doo
11 października o godz. 10.30 seans filmu "Scooby-Doo! Cyber pościg". Oprócz pokazu na dzieci czekają także gry, zabawy i konkursy z animatorami.
Obce niebo i spotkanie z reżyserem
Na przedpremierowy seans i rozmowę z Dariuszem Gajewskim Helios zaprasza 13 października o godz. 19.30.
Basia (Agnieszka Grochowska) i Marek (Bartłomiej Topa) od dwóch lat mieszkają w Szwecji wraz z dziewięcioletnią Ulą. Na skutek niewinnego kłamstwa dziewczynki, jej losami zaczyna interesować się owładnięta obsesją perfekcyjności pracownica opieki społecznej Anita. Przekonana o słuszności szwedzkiego prawa pozornie robi wszystko dla dobra dziecka. Szwedzka opieka społeczna potajemnie przekazuje Ulę rodzicom zastępczym.
Polska matka i ojciec mogą spotykać się z córką wyłącznie w wyznaczonym miejscu pod okiem przedstawicieli opieki społecznej i nowych rodziców Harriet i Björna. Trzy kobiety: Basia, Harriet i Anita walczą o dziecko. Dziewczynka staje się ofiarą ich najlepszych intencji.
Pod mocnym aniołem
Seans obrazu w reż. Wojciecha Smarzowskiego w cyklu "Kultura dostępna". 15 października, godz. 18. Wstęp tylko 10 zł.
8 z 8
Wydarzenia w Multikinie
Pokaz przedpremierowy
12 października o godz. 19 z cyklu "Kocham kino" seans filmu "Obce niebo".
O ekstremalnych rowerzystach
Pokaz obrazu "unReal" (15 października, godz. 20) To pierwszy w historii film rowerowy nakręcony w technologii 4K.
Wszystkie komentarze