Prezentowane tytuły wchodzą na ekrany olsztyńskich (Heliosa i Multikina) kin 2 października. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków "Gazety Co Jest Grane".
REKLAMA
1 z 5
Chemia **
Polska 2015. Reż. Bartosz Prokopowicz. Aktorzy: Agnieszka Żulewska, Tomasz Schuchardt, Danuta Stenka
Love story, w której jak w kalejdoskopie miłość przeplata się ze śmiercią. Kiedy sięga się po taki temat, łzy wywołać łatwo.
Ale to nie wystarczy... Znany operator, autor teledysków i reklamówek opowiada historię inspirowaną związkiem z Magdaleną Prokopowicz, założycielką Fundacji Rak?n?roll. Lena rzuca pracę w korporacji i wpada na Benka - ponuraka o dobrym sercu. Szalona przygoda miała trwać kilka dni. Przerodziła się w miłość naznaczoną rakiem. Bartosz Prokopowicz ma oko do ładnych obrazków. Jedna konwencja i estetyka wideoklipu z czasem się wyczerpują. Intensywne emocje przejmują kontrolę nad kierownicą. Brak dystansu, zrozumiały gdy chodzi o rozliczenie z bolesnymi doświadczeniami, w parze z brawurą nie są najlepszymi doradcami. Zaburzenie proporcji pomiędzy tragizmem a komizmem, to pomieszanie tonów, nie wychodzi "Chemii" na dobre. Gdy wokalistka Natalia Grosiak w szpitalnej poczekalni zaczyna śpiewać wzorem antycznego chóru, mam ochotę parsknąć śmiechem. Szkoda, bo że to naprawdę wzruszająca historia, świadczą nieliczne fragmenty, w których reżyser zawierza ludziom, relacji pomiędzy nimi oraz parze zdolnych aktorów, co udowadniają, jeśli tylko dobrze się ich poprowadzi. Oczywiście łatwiej sięgnąć po klisze z nowotworowego elementarza. Poruszają, choć są formą emocjonalnego szantażu.
2 z 5
Marsjanin *****
USA 2015 (The Martian) Reż. Ridley Scott. Aktorzy: Matt Damon, Jessica Chestein, Michael Pena, Chiwetel Ejiofor, Jeff Daniels, Kristen Wiig, Sean Bean
Przygodowe science-fiction czyli Matt Damon usiłuje przeżyć na Marsie.
Damon gra Marka, jednego z członków ekipy astronautów prowadzących badania na Czerwonej Planecie, który zostaje ranny podczas potężnej burzy piaskowej, znika kolegom z oczu i zostaje przez nich uznany za zmarłego. Gdy odzyskuje świadomość, stwierdza, że jest zupełnie sam: statek kosmiczny z pozostałą załogą wraca już na Ziemię... ?Marsjanin? należy do podgatunku "kino przetrwania", a swoje powstanie zawdzięcza, przynajmniej po części, sukcesowi "Grawitacji". I tu i tu mamy samotną walkę o przeżycie w pozaziemskim otoczeniu. Tyle, że w "Grawitacji" (którą stawiam wyżej) była to lodowata przestrzeń kosmosu, tu jest planeta wykazująca pewne podobieństwa do naszej, a więc środowisko nieco bardziej "swojskie". Mark, mimo, że jego położenie wydaje się beznadziejne (ma zapasy jedzenia na miesiąc, a następna wyprawa zaplanowana jest za cztery lata), nie poddaje się: zaczyna uprawiać rośliny, pozyskuje wodę do ich podlewania itd. Jest Robinsonem Cruzoe na bezludnej planecie, bez Piętaszka, ale za to z porządnym i wszechstronnym naukowym wykształceniem. Pod tym względem film jest nietypowy: nauka ma w kinie ostatnio kiepską opinię, postrzegana jest głównie jako źródło zagrożenia. Tu odwrotnie: dostarcza narzędzi do rozwiązywania problemów. Film jest nie tylko pochwałą zaradności i pomysłowości, ale i podbudowanego wiedzą racjonalnego myślenia. Co jeszcze odróżnia "Marsjanina" od tego rodzaju międzyplanetarnych epopei - a także wcześniejszych filmów Scotta rozgrywających się w kosmosie ? jest lekkość tonu. Mark ma zabarwione na czarno poczucie humoru, zmysł autoironii i sarkastyczny dowcip, z którym komentuje do internetowych kamerek ("dla potomności") swoje poczynania. Czasem wydaje się aż nieprawdopodobne, aby w tych okolicznościach mógł zachować tak dobry nastrój. To, o czym piszę, to jednak zaledwie pierwsza godzina filmu (dla mnie najciekawsza). Potem komunikacja z Ziemią zostaje nawiązana i zaczynają się przygotowania do akcji ratunkowej. Tu robi się już hollywoodzko tj. spektakularnie, ale i daleko bardziej konwencjonalnie. Mamy tłum gwiazd, "dramatyczne" dylematy etyczne (o których z góry wiemy, jak zostaną rozstrzygnięte) i bardzo spektakularną a jeszcze bardziej ryzykowną operację w kosmosie, rozgrywającą się - jakżeby inaczej! - na oczach całego, zamarłego w napięciu świata. To już nie jest moje cup of tea, ale muszę przyznać, że w swojej konwencji "Marsjanin" pozostaje osiągnięciem nieprzeciętnym.
3 z 5
Panie Dulskie ****
Polska 2015. Reż. Filip Bajon. Aktorzy: Krystyna Janda, Katarzyna Figura, Maja Ostaszewska
Urocza i tylko odrobinę ramotowata wariacja na temat dalszych losów rodziny Dulskich: nakręcona z humorem, wyczuciem stylu Gabrieli Zapolskiej, a przede wszystkim - mentalności jej bohaterów.
Dla wszystkich, którym jeszcze śnią się po nocach "Śluby panieńskie", będzie to zapewne nie lada zaskoczenie. Z karkołomnego pomysłu dopisania kolejnych aktów do "Moralności Pani Dulskiej", Filipowi Bajonowi wyszedł film całkiem udany. Snując na ekranie bardzo prawdopodobną kontynuację dramatu, reżyser przednio się bawi, a wraz z nim widzowie. Bajon dość swobodnie miesza retrospekcje nasycone subiektywnością wspomnień. Układają się one w barwną mozaikę na tle historii kraju, w którą Dulscy nigdy się nie mieszali. Reżyser też się nie miesza, choć wydobywa smaczki każdej z epok. Przenosi nas na zmianę do początku XX wieku, które znamy z oryginału, do lat 50. i czasów bliższych współczesności. To właśnie wtedy, już w wolnej Polsce, reżyserka filmowa Melania (Maja Ostaszewska) zainspirowana odwiedzinami szwajcarskiego profesora poznanego na festiwalu, odkrywa tajemnice domu, w którym zawsze niepodzielnie rządziły kobiety - najpierw jej babka, trzymająca rodzinę razem sławetna pani Dulska (świetnie czująca konwencję Krystyna Janda), potem matka (Katarzyna Figura). Zresztą cały film należy do kobiet: na drugim planie także aferzystka Katarzyna Herman czy Sonia Bohosiewicz jako żona niewiernego ubeka. Wszystko zostało utrzymane w duchu ciepłej tragifarsy, jakby celowo zalatującej naftaliną, z elementami kryminału i zagadką zbrodni związaną z opisanym przez Zapolską mezaliansem. Choć chwilami "Paniom Dulskim" ciąży teatralny rodowód, a intryga ? mimo narracyjnych zabiegów - jest dość przewidywalna, seans upływa przyjemnie. W lekko przerysowane postaci można uwierzyć. W relacje pomiędzy nimi również. Opowieść o zakłamaniu, dbaniu o konwenanse i pozory jest nam przecież bliższa niż się wydaje. Świadczą o tym powtarzające się w kamienicy Dulskich przypadki. Pewnego dziedzictwa trudno się pozbyć. Bajon nie jest odkrywczy, dostrzegając uniwersalność obserwacji Zapolskiej: przeklęta dulszczyzna była w nas i będzie, niezależnie od zmieniających się systemów i obyczajów, do których Dulscy potrafią się zawsze zaskakująco dobrze przystosować - nie zmieniając przy tym siebie. Choć pewne zmiany jednak zachodzą, co twórca ironicznie komentuje poprzez podejście Melanii, przedstawicielki najmłodszego pokolenia gotowego dla kariery prać prywatne brudy poza własnym domem. Cóż, w końcu ekshibicjonizm i rozliczenia z przeszłością są dziś w cenie. Dulska pewnie przewraca się w grobie.
4 z 5
Praktykant ***
USA 2015 (The Intern) Reż. Nancy Meyers. Aktorzy: Robert De Niro, Anne Hathaway, Rene Russo
Owdowiały Ben (De Niro) nudzi się na emeryturze, więc gdy dowiaduje się, że internetowy sklep z odzieżą poszukuje do pracy seniorów nie waha się ani przez moment. Zostaje tam zatrudniony w dość nieokreślonej roli, bezpośrednio podlegając właścicielce tego e-interesu, Jules (Hathaway). Ta ma początkowo duże wątpliwości co do jego przydatności, ale... ...ale wiadomo chyba co będzie dalej. Ben okazuje się wprost niezastąpiony (to on sprząta biurko, czego nikt nie mógł zrobić od miesięcy!), ale także sprawdza się jako doradca w sprawach osobistych, powiernik, pocieszyciel itd. Górą starość! Cały ten proces swoistej rehabilitacji starości - pod postacią Bena oznacza ona doświadczenie, mądrość, a także oldskulową wytworność - jest jednak przeprowadzony bardzo naiwnie i schematycznie. Film ma także niewiele do zaoferowania w sensie fabularnym: Jules ma problemy w pracy, więc Ben pomaga je rozwiązać; są też kłopoty domowe (ciężko jest pogodzić zawodową karierę z rolą żony i matki), i tu również można na niego liczyć - i to, plus kilka sztucznie doklejonych epizodów, właściwie wszystko (a całość trwa bite dwie godziny). Odnosi się też wrażenie, że z wstępnego pomysłu (typu "ryba na piasku" - starszy pan trafia do młodzieżowego zespołu) dałoby się wycisnąć znacznie więcej komediowych efektów. Tu zabawne sytuacje, wynikające z konfrontacji tych dwóch światów, można policzyć na palcach jednej ręki. Tyle, że De Niro i Hathaway ładnie współpracują ze sobą, czuje się między nimi dobrą chemię, a ich relacja wypada sympatycznie. No i jest to chyba pierwsza komedia "o starości", w której nie ma głupkowatych dowcipów o viagrze. Nic więcej dobrego nie umiem powiedzieć.
5 z 5
Przedpremierowo: The Walk. Sięgając chmur
Robert Zemeckis, twórca "Forresta Gumpa" i "Cast Away: poza światem", zabiera nas w świat magii, przedstawiając historię Philippe?a Petita, francuskiego artysty-linoskoczka, który w 1974 r. w spektakularny sposób, bez jakichkolwiek zabezpieczeń, przeszedł po czterystumetrowej stalowej linie rozpostartej między nowojorskimi wieżami World Trade Center.
Podchmurny spacer trwał 45 minut. Drobna sylwetka ubranego na czarno mężczyzny stała się symbolem, a wyczyn przyniósł mu międzynarodowy rozgłos i zapewnił miejsce w historii (nikomu nie udało się tego powtórzyć). Współcześni ocenili dokonanie Petita jako romantyczny gest skierowany przeciw wyrachowanemu światu korporacji zajmujących biura World Trade Center. W filmie zobaczymy Josepha Gordona-Levitta ("Incepcja", "Sin City 2: Damulka warta grzechu") oraz nagrodzonego Oscarem ("Gandhi") Bena Kingsleya.
Pokazy w Multikinie w sobotę i niedzielę (3 i 4 października) o godz. 18.30.
Wszystkie komentarze