Prezentowane tytuły wchodzą na ekrany olsztyńskich kin 24 lipca 2015 r. Im więcej gwiazdek (od 1 do 6) przy tytule, tym wyższa ocena krytyków "Gazety Co Jest Grane".
REKLAMA
1 z 5
Klucz do wieczności **
USA 2015 (Self/less). Reż. Tarsem Singh. Aktorzy: Ryan Reynolds, Ben Kingsley, Matthew Goode, Natalie Martinez, Victor Garber.
Jeśli zestarzeje ci się ciało, możesz zmienić je na młodsze. Ale uwaga, są skutki uboczne - może obudzić się nagle poczucie moralności.
Trzeba przyznać, że Bena Kingsleya potraktowano dość okrutnie. Nie dość, że ten świetny przecież aktor manierycznie i groteskowo się zagrywa (gdzie reżyser?!), to jeszcze potworem musi być stuprocentowym. Wiadomo przecież, że jeśli Damian wybudował sporą część Nowego Jorku i jest nieprzyzwoicie bogaty, to musi być też samotny, podły (względnie głupi) wobec dorosłej córki i nawet nad grobem z satysfakcją niszczył będzie karierę młodszym. Wystarczy jednak, że jego umysł przeniesiony zostanie w młode ciało Ryana Reynoldsa, a w Damianie - kiedy tylko zazna już imprez i cielesnych rozkoszy (co wieczór z inną) - obudzi się człowiek. Bohater nawet, który nagle życie ryzykuje dla obcych sobie ludzi, świetnie używa broni i mięśni, ale przede wszystkim ma mola, co go gryzie. Bo "czy to moralne"? Niekoniecznie chodzi w filmie o nieśmiertelność (względnie wieczność) - raczej o specyficzny zabieg transplantowania świadomości. Szczegóły tej kosztownej (250 milionów dolarów) zabawy pozostają jednak tajemnicze, podobnie jak wiele innych spraw. Dlaczego czasem po "operacji" dochodzić trzeba do siebie tygodniami, a czasem wystarczy krótka chwila? Czemu "Latynoska", jak o niej mówią, w ogóle nie przejmuje się faktem, że trup się wokół niej ściele gęsto (a kobieta ma obok siebie kilkuletnią dziewczynkę)? Scenariuszowych absurdów jest tu znacznie więcej, ale prawdziwą kulą u nogi Tarsema Singha okazują się... wybujałe ambicje. Niech już panowie strzelają sobie i ścigają się na drodze, niech dzieją się z mózgiem fantastyczne rzeczy. Tylko po co ten moralizatorski smrodek, cudowne nawrócenia, filozoficzne zapędy godne sztambucha szóstoklasisty? Beztroskie, rozrywkowe kino ma często sporo wdzięku. Zwłaszcza wtedy, gdy nie udaje, że jest mądrzejsze niż... jest. Paweł T. Felis
Helios, Multikino
2 z 5
Koko Smoko ***
Niemcy 2014 (Der Kleine Drache Kokosnuss). Reż. Nina Wels, Hubert Weiland. Dubbing: Katarzyna Łaska, Filip Rogowski, Maja Kongel, Stanisław Brudny, Radosław Pazura Mały smok ratuje całą swoją krainę. Dorosłych też, choć film - dla najmłodszych.
Bajki lubią prawdy oczywiste, choć niekoniecznie oryginalne. Jak ta, że niełatwo być innym. Przekonuje się o tym mały Kokos, bohater przeniesionej na ekran, niemieckiej serii książek dla najmłodszych: rozwija się wolniej niż inni, nie umie latać, a przez rodziców traktowany jest jak dzieciak. Inny jest też jego przyjaciel Oskar, którego rodzice - należący do gromady smoków skonfliktowanych z Koko Smoko - zmuszają do zjedzenia... ukochanej krówki. I co z tego, że Oskar uważa się za wegetarianina? Dojrzałość trzeba udowodnić: Kokos najpierw dostanie misję od dziadka (ma pilnować ognistej trawy, dzięki której mieszkańcy Koko Smoko potrafią zionąć ogniem i są odporni na poparzenia), a gdy i tu poniesie klęskę i ognistą trawę straci, postanowi na własną rękę ją odzyskać. Inność z kolei - morał drugi - należy zaakceptować. Bo na szczęście jesteśmy różni, inne rzeczy jadamy na stole, w innych kuchniach przygotowujemy posiłki i inaczej spędzamy czas. Film Niny Wels i Huberta Weilanda ma tę dobrą cechę, że zna swoje miejsce w szeregu. Prosta jest tu animacja, przesłanie oczywiste, a fabuła pozbawiona zbyt mocnych komplikacji (choć pomysł gotowania bohaterów w wielkim garze wydał mi się dość ryzykowny). Wiadomo, to kino dla najmłodszych, zrealizowane tanio, trochę nawet pospiesznie. Frajdę jednak dzieciakom daje (sprawdzone!), krzywdy nie robi, paroma pomysłami rozbawia (najciekawszy jest tu bohater pachnący intensywnie, choć - delikatnie mówiąc - niezbyt przyjemnie). Uwaga jednak: co drugi dorosły na seansie przedpremierowym... podchrapywał. Młodsza część widowni na szczęście nie. Paweł T. Felis
Helios, Multikino
3 z 5
Piksele
USA 2015 (Pixels). Reż. Chris Columbus. Aktorzy: Adam Sandler, Kevin James, Michelle Monaghan, Peter Dinklage Kosmici atakują, ale nietypowo: w komedii Chrisa Columbusa chcą zniszczyć Ziemię m.in. z pomocą gigantycznego Pac-Mana.
W roku 1982 roku NASA wysłało w kosmos kapsułę czasu: przedmioty z codziennego życia Ziemian miały być przyjacielskim znakiem dla innych cywilizacji. Znak odebrano, tyle że specyficznie - kosmici postanowili bowiem zaatakować naszą planetę, ale zamiast gigantycznych statków w ludzi zaczęli wymierzać gigantycznych rozmiarów bohaterów gier. Nawet prezydent USA (James) wie, że do pokonania wrogów nie wystarczy największa armia: trzeba zapalonych miłośników grania, którzy wiedzą, jak sobie poradzić z Pac-Manem czy Donkey Kongiem. To rola w sam dla prezydenckich przyjaciół z młodości na czele z Brennerem granym przez Adama Sandlera. Tyle że nie o efektowne bitwy tu chodzi, ale o rozśmieszenie widzów. Za kamerą stanął sam Chris Columbus, twórca takich hitów, jak "Kevin sam w domu", "Pani Doubtfire" czy "Harry Potter i Kamień Filozoficzny". Film kosztował ponoć ponad 100 milionów dolarów, co nie dziwi, skoro obrazy z Sandlerem zarobiły - jak wyliczono - ponad 3 miliardy dochodu. W Polsce "Piksele" mają premierę dwa dni po USA i trafiają do naszych kin bez pokazu prasowego. Paweł T. Felis
Helios, Multikino
4 z 5
Taśmy Watykanu
USA 2015 (The Vatican Tapes). Reż. Mark Neveldine. Aktorzy: Olivia Taylor Dudley, Michael Pena, Djimon Hounsou, Peter Andersson Opętaną ratuje egzorcysta z Watykanu. A przynajmniej próbuje.
Do z pozoru niewinnej Angeli Holme (Dudley) lepiej się nie zbliżać: nawet jeśli tego nie chce, sieje wokół siebie śmierć i cierpienie. To wina - orientuje się miejscowy ksiądz (Pena) - sił nieczystych, z którymi poradzić sobie może tylko Stolica Apostolska. A dokładniej przysłany z Watykanu egzorcysta, czyli kardynał Bruun (Andersson) i towarzyszący mu wikariusz Imani (Hounsou). Demon jednak nie zamierza się poddać. Producenci przyznają, że pomysł na scenariusz wziął się z legendy, jakoby Watykan trzymał w tajnych archiwach zapiski dotyczące wszystkich opętań od początku kościoła katolickiego. Film wchodzi do polskich kin bez pokazu prasowego. Paweł T. Felis
Helios, Multikino
5 z 5
W rytmie marzeń ***
Niemcy, Francja 2014 (Als wir träumten) Reż. Andreas Dresen. Aktorzy: Merlin Rose, Joel Basman, Julius Nitschkoff Chłopcy z Lipska.
Film opowiada o piątce przyjaciół, których dzieciństwo przypadło jeszcze na końcówkę NRD, ale młodość - durna i chmurna - już na czasy wolności. Chłopcy korzystają z niej, tak jak często młodzi ludzie zwykli czynić: ostro piją, sięgają po narkotyki, rozbijają się "pożyczonymi" samochodami, czasem coś zdemolują itp. (stosunkowo mało miejsca w ich życiu - co uderzające - zajmują dziewczyny; w filmie widzimy tylko jedną, i to w roli trzecioplanowej). Żyją z dnia na dzień: upragniona wolność nie okazuje się wcale taka kolorowa, nastroje są depresyjne (Lipsk po wyjściu z komunizmu wygląda jak bokser po nokaucie), a przyszłość niepewna. A gdy uruchomią dyskotekę (z koszmarnym techno) zaraz popadną w konflikt z bandą miejscowych skinów, pełniących tu podobną rolę jak u nas "żołnierze mafii". Bardziej jest to portret pokolenia niż opowieść - film właściwie nie ma fabuły, składa się z opatrzonych tytułami (i niespecjalnie ciekawych) epizodów. Obraz wydaje się generalnie prawdziwy, ale powierzchowny i mocno statyczny. Ciężko jest w ogóle zrobić film o ludziach, którzy żyją bez celu - wbrew tytułowi nasi bohaterowie nie mają żadnych marzeń (oprócz jednego, który chce być bokserem). Od pierwszej sceny wiemy też, że cała ta zabawa, przynajmniej dla jednego z nich, źle się skończy, ale trudno byłoby "W rytmie marzeń" nazwać gorzkim rozrachunkiem. Bo z czym? Z młodością? Z latami 90.? Z łamiącym charaktery NRD, który oglądamy w "szkolnych" retrospekcjach? Na pewno jednak niejeden widz się w filmie odnajdzie i obejrzy jak w przybrudzonym lusterku. Paweł Mossakowski
Wszystkie komentarze