Noc z 7 na 8 listopada 2013 r. Na olsztyńskim dworcu głównym grupka około stu osób. Czekają na przyjazd słynnego włoskiego pendolino, pociągu, który wkrótce zacznie jeździć w barwach PKP InterCity i od kilku dni objeżdża Polskę.
Stoją na peronie, by jak mieszkańcy innych polskich miast, choć przez chwilę zobaczyć legendarne wahadełko. Tak ze względu na umiejętność przechylania się na zakrętach bywa pieszczotliwie nazywane pendolino. Są ojcowie z małymi dziećmi, dziennikarze... Widać też kolejarzy. Nie ukrywają, że zazdroszczą kolegom, którzy będą pracować w nowych pociągach.
Jednak nie na wszystkich, którym kolej jest bliska, przyjazd pendolino zrobił duże wrażenie. Wśród oczekujących nie było Zbigniewa Kastraua, zastępcy naczelnika sekcji przewozów pasażerskich w Olsztynie. - Może i było to ciekawe wydarzenie, ale musiałbym poświęcić całą noc, żeby dojechać do Olsztyna - tłumaczy.
To było dokładnie 20 lat temu. W 1994 r. pełnił funkcję kierownika pociągu na stacji Iława, podlegającej Północnej Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych. Właśnie zaczynał urlop. - Pamiętam jak dziś, że był poniedziałek, kiedy ściągnął mnie z wolnego ówczesny naczelnik, pan Stanisław Rychlewski. Byłem zestresowany, bo myślałem, że może dostanę wypowiedzenie - opowiada w pociągu Przewozów Regionalnych, do którego, jak przystało na kolejarza, mnie zaprosił na rozmowę. To w tej kolejowej spółce obecnie pracuje.
Okazało się jednak, że zamiast zwolnienia będzie coś co będzie wspominał do końca swojej kariery zawodowej. Do Polski miał przyjechać na testy Pendolino z Włoch, a on zostanie kierownikiem tego testowego pociągu. ? W pierwszej chwili nie wiedziałem nawet o co chodzi i co to takiego to pendolino - przyznaje. - Ale kiedy już wszystkiego się dowiedziałem, zrozumiałem, że to zaszczyt dla mnie. Wyróżnienie, które spotkało mnie po wielu latach pracy, dawało dużą satysfakcję, ale były też obawy. W głowie kołatało się, że to są jednak testy. A jak coś pójdzie nie tak?
zdjęcie: Piotr Dowbor
Jednak ciekawość i tak zwyciężyła. I duma pewnie też. Pan Zbigniew zastanawiał się, jak pociąg będzie wyglądał w środku, jak takie testy w ogóle przebiegają. - Proszę zobaczyć, nawet ten ostatni przyjazd pendolino jesienią ubiegłego roku, to było w Polsce święto. A w tamtych czasach, 20 lat temu? To było coś z gatunku wydarzeń science fiction. Wcześniej takiego pociągu w Polsce jeszcze nie było - mówi.
Przyjazd do Polski zorganizowali Włosi. Decyzje zapadały na szczeblach ministerialnych. Jako że ówczesny model produkowany w zakładach Fiat Ferroviaria był dopiero prototypem, musiał przejść testy. Włochom szczególnie zależało na sprawdzeniu działania słynnego wychylnego nadwozia, w które skład był wyposażony. Pociąg trzeba było przetestować w jeździe po łukach, dlatego do prób wybrano trasę Warszawa - Gdańsk, a konkretnie odcinek pomiędzy Rybnem a Rakowicami, niedaleko Iławy. - W tych okolicach w zasadzie cała trasa to same łuki. Pamiętam tłumaczenia Włochów, że u nich nie ma po prostu naturalnych warunków do takich testów - mówi Kastrau.
Pendolino w drodze do Iławy miało jeszcze testy na Centralnej Magistrali Kolejowej, czyli trasie łączącej Śląsk z Mazowszem. To tam 11 maja 1994 r. pociąg Włochów ustanowił rekord prędkości na polskich torach. I nie tylko na polskich. Nigdy wcześniej żaden pociąg na trasach w Europie Środkowo-Wschodniej nie jechał tak szybko. Rekord od tego momentu wynosił 250,1 km na godz. W ubiegłym roku pobiło go dopiero nowe pendolino. Na tej samej trasie zdołało osiągnąć 293 km na godz.
Dopiero po ustanowieniu rekordu pociąg przyjechał do miejsca, gdzie miała być jego tymczasowa baza, czyli do lokomotywowni w Iławie, będącej wówczas w składzie Zakładu Taboru w Olsztynie. - Pendolino miało dwa wagony. Pierwsza część była napędowa. Nie różniła się od tych, które później Włosi używali w późniejszej eksploatacji. Drugi wagon był typowo doświadczalny. Wypełniony wszelaką aparaturą mierzącą prędkość, zachowanie wychylnego pudła i wszystkie inne parametry - opisuje.
Testy na torach koło Iławy wypadły pomyślnie. Rekordową prędkość w jeździe na łukach w Polsce -158 km na godz. - udało się osiągnąć między Rybnem a Montowem w powiecie nowomiejskim. - Wychylenie było praktycznie nieodczuwalne dla pasażerów. Przy tej prędkości siedziałem w wagonie i nie widziałem żadnej różnicy w stosunku do jazdy po prostym odcinku. Można było postawić szklankę z wodą i nie uroniłaby się ani kropla - wyjaśnia obrazowo.
zdjęcie: Piotr Dowbor
Zainteresowanie przyjazdem Pendolino było 20 lat temu nie mniejsze niż dziś. Po skończonych testach na Warmii i Mazurach, 19 maja pociąg pojechał do Warszawy. Tam na pokład wsiadła cała świta z przedstawicielami Ministerstwa Transportu na czele. Byli także dziennikarze. Zaproszeni goście mieli okazję przejechać w warunkach dotychczas w Polsce niespotykanych odcinek ze stolicy do Gdańska. Krótki postój zaplanowany był także w Iławie. - W pociągu spędziłem prawie dwa tygodnie. Tydzień trwały testy, później był ten pokazowy przejazd. Przez dzień pendolino stało też na dworcu w Warszawie, gdzie każdy mógł przyjść i obejrzeć skład. To była dla mnie jedyna okazja, by przejechać się tego typu pociągiem. Nigdy później nie jeździłem już niczym podobnym - opowiada Zbigniew Kastrau.
Wszystkie komentarze