Niemal 150 lat po przekopaniu Łyny niedaleko obecnej ul. Pieniężnego, znów pomysł poprawiania jej biegu zawitał do głów budowniczych. To już było w latach PRL, gdy Olsztyn przygotowywał się do przyjęcia partyjnych notabli z okazji centralnych dożynek w 1978 r.
To był pomysł ówczesnych władz kraju, żeby uroczystość odbywała się co roku w innym mieście. Dla każdego miasta decyzja o tym, że będzie gospodarzem dożynek, była jak wygrana w totolotka. Z przygotowaniami do święta plonów wiązały się ogromne państwowe dotacje przyznawane na odnowienie miast, gdzie uroczystości miały się odbywać. Olsztyn tę okazję też dostał. Dzięki tym pieniądzom w Olsztynie, na ostatnią chwilę i z wielkimi problemami, ale jednak, powstała zarówno Urania, czyli reprezentacyjna hala widowiskowo-sportowa, która przez kilkanaście lat była chlubą Olsztyna, jak i stadion piłkarski przy ówczesnej ul. Zwycięstwa, a obecnie Piłsudskiego, gdzie miały się odbyć centralne uroczystości.
Pełną parą budowano również nowe ulice. Pośrednio olsztynianie zawdzięczają tym obchodom także plażę piaskową nad jeziorem Skanda, gdzie wcześniej nie było tak dużo miejsca do leżakowania jak obecnie. Piasek potrzebny do budowy nowych ulic w mieście robotnicy wozili najpierw ze żwirowni w podolsztyńskiej Rusi. Ale że transport zabierał zbyt dużo czasu, a tego wciąż brakowało, budowlańcy zaczęli korzystać z nowych złóż, właśnie nad Skandą. To zdecydowanie skróciło dojazdy. Po wykopaniu wystarczającej ilości piachu powstała nowa, duża plaża, bardzo popularna odtąd wśród mieszkańców.
Przygotowania do dożynek spowodowały, że buldożery z dnia na dzień zniosły z powierzchni ziemi zabudowę Olsztyna z czasów przedwojennych. Doskonale pamięta to obecny olsztyński radny Marian Zdunek (na zdjęciu powyżej). Pod koniec lat 70. jako pracownik Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych odpowiadał za wykonanie nowej al. Niepodległości i ul. Pstrowskiego. - Wybór miasta na organizatora kolejnych krajowych dożynek zawsze następował po zakończeniu poprzedniej edycji tych uroczystości. Dla każdego miasta to było ogromne wyzwanie, bo na przygotowanie się był niespełna rok - mówi Marian Zdunek. - Liczył się każdy dzień.
Największą zagadką dla władz lokalnych, w tym wypadku Olsztyna, była zawsze droga, którą do miasta wjedzie rządowa delegacja z I sekretarzem partii na czele. W grę wchodziły dwa warianty. Pierwszy zakładał, że komunistyczni oficjele przylecą ze stolicy samolotem na lotnisko Szymany, a więc wjadą do Olsztyna drogą ze Szczytna. Drugi, że towarzysz Edward Gierek przyjedzie w kolumnie samochodów od strony Warszawy. Żeby nie dać się zaskoczyć, władze Olsztyna zdecydowały, że przygotują się na obie te ewentualności. Stąd decyzja o wybudowaniu al. Warszawskiej w obecnym kształcie oraz al. Niepodległości i ul. Pstrowskiego.
Nowe ulice miały być szerokie, po dwa pasy w każdym kierunku, bo to gwarantowało dobre wrażenie wśród przedstawicieli władz państwowych i miało być dowodem, że Olsztyn się rozwija, buduje i wykorzystał szansę związaną z dożynkami. Jednak była przeszkoda do realizacji tych planów drogowych. Kilkaset metrów od skrzyżowania z ul. Kościuszki, koło kaplicy Szpitala Miejskiego, gdzie wówczas kończył się Olsztyn, był niewielki stalowy most. - Ledwo co dwie bryczki mogły się na nim wyminąć - wspomina olsztyński radny. - Trudno, by przejeżdżał tędy I sekretarz PZPR.
Przy okazji budowy nowej ulicy trzeba więc było zbudować nowy most. - Najprostszą sprawą było oczywiście wybudowanie go w miejscu już istniejącego. Jednak bieg Łyny sprawiał, że na most trzeba by wjeżdżać pod ostrym kątem, co z inżynieryjnego punktu widzenia było niedopuszczalne - mówi Zdunek.
Wszystkie komentarze