Fot. Tomasz Waszczuk / Agencja Wyborcza.pl
Rok 2010
Kortowiada wypadła miesiąc po katastrofie smoleńskiej, kilka miesięcy po otwarciu na Górce Kortowskiej Alei Ofiar Katyńskich z 26 dębami, po jednym dla każdego żołnierza zamordowanego przez NKWD w Katyniu, który był absolwentem szkoły wyższej, a jego rodzina jest związana z Olsztynem lub najbliższą okolicą. Jest tu też dąb, który posadził Lech Kaczyński, gdy przyjechał do Olsztyna na otwarcie alei.
Powstała obawa, czy aleja nie zostanie zniszczona przez studentów albo młodzież z miasta, która przyjdzie na Kortowiadę. Uczelnia wolała nie czekać, czy ten czarny scenariusz się sprawdzi. Władze uniwersytetu nakazały zabezpieczyć wszystkie dęby katyńskie - przy każdym stanęły dodatkowe słupki podpierające, które mają uchronić je przed wandalami, a głaz z tablicą i nazwiskami pomordowanych w Katyniu został przykryty drewnianą skrzynią wykonaną specjalnie w tym celu
Koncerty i zabawa na kortowskiej górce upłynęły w tym roku pod znakiem fatalnej pogody. Atmosfera przypominała słynny koncert w Woodstock, bo uczestnicy zabawy wracali do domów brudni, pochlapani błotem.
Policjanci uznali, że tamta Kortowiada była bezpieczna i spokojna. Naliczyli niemal 300 interwencji, z czego ponad 200 zakończyło się mandatami.
Wszystkie komentarze