Fot. materiały promocyjne
WSZYSTKIE ODLOTY CHEYENNE?A
Tytułowy Cheyenne (brawurowa rola Penna) jest byłym rockmanem, który odłożył gitarę ponad 20 lat temu, ale nadal nosi się w tym samym, nieco gotyckim enturage'u. Czarna skóra, długie czarne włosy (w których łatwo zgadnąć perukę), makijaż, uszminkowane usta. Do tego Cheyenne chodzi powoli jak staruszeczka, z wiecznie zbolałą miną, mówi rozwlekle, jednostajnie i nieco piskliwie - grający go Penn, aktor zdecydowanie męski, jest samoistnym źródłem komizmu filmu i - jak łatwo się domyślić - nie jest to komizm zbyt wyszukany. Czasami też szarżuje już przesadnie. Cheyenne mieszka w wielkiej willi w Dublinie z sympatyczną, mocno stąpającą po ziemi żoną, strażakiem (strażaczką?) z zawodu (bezbłędna McDormand). Gra z sukcesem na giełdzie i prawdę mówiąc, bardzo się nudzi. Więc gdy pewnego dnia dowiaduje się, że mieszkający w Ameryce ojciec, z którym dawno zerwał kontakty, jest umierający, bez chwili wahania wsiada na statek do Nowego Jorku. Na miejscu zaś odkrywa, że zmarły już ojciec przez całe swoje życie usiłował znaleźć oficera SS, który go prześladował w Oświęcimiu - i teraz sam rusza na jego poszukiwania...
Włochy, Irlandia, Francja 2010 (This Must be the Place). Reż. Paolo Sorrentino. Aktorzy: Sean Penn, Frances McDormand
Helios, codziennie, godz. 10:15; 14; 18:45; 21.
Wszystkie komentarze