Po jego ostatnim locie i katastrofie w Lakehurst Max Pruss przez rok wymagał opieki lekarskiej. Dopiero w październiku 1937 r. wrócił do Niemiec. Został komendantem lotniska we Frankfurcie nad Menem. Funkcję tę zachował również podczas II wojny światowej, jako pracownik sił powietrznych Luftwaffe. Zmarł 28 listopada 1960 r. we Frankfurcie.
ROLF W. KRAUSE. W zbiorach Urzędu Gminy Piecki
Choć hipotezy dotyczące przyczyn katastrofy przez dziesiątki lat pozostawały tylko hipotezami, Pruss do końca swoich dni żył ze świadomością, że jest obwiniany za jej spowodowanie. On sam bronił się, przekonując, że Hindenburg padł ofiarą sabotażu, za którym stał Ernst Lehmann. Pojawiły się spiskowe teorie, że uknuli go syjoniści, niechętni Hitlerowi. Mówiło się też, że do wypadku doprowadziło uderzenie pioruna, wady konstrukcyjne sterowca lub wyciek paliwa.
Dopiero badania przeprowadzone wiele lat po wypadku i po śmierci Prussa przyniosły dowody, że sabotażu nie było, a decyzje podejmowane przez kapitana nie pozostały bez wpływu na rozwój zdarzeń.
Najpierw analizujący katastrofę zwrócili uwagę, że poszycie sterowca było pokryte materiałem, który powodował gromadzenie na jego powierzchni ładunku elektrycznego. Na lecącym przy złej, pochmurnej pogodzie Hindenburgu, zebrał się ten ładunek. W czasie cumowania sterowca między częściami naelektryzowanymi a nienaelektryzowanymi poszycia, przeskoczyła iskra, co wywołało pożar.
Wikipedia commons
Ta wersja jednak została odrzucona. Ostatecznie badacze doszli do wniosku, że tak gwałtowny pożar mógł nastąpić tylko na skutek zapalenia się mieszanki wodoru i tlenu, używanych jako paliwo. Jak do tego doszło? Przed lądowaniem sterowca nastąpiła gwałtowna zmiana kierunku wiatru. Kapitan Pruss nakazał wykonanie ostrego skrętu w celu utrzymania właściwego kursu. Tak szybki manewr spowodował zerwanie jednej z wielu stalowych lin wzmacniających konstrukcję kadłuba. Lina uszkodziła zbiornik z wodorem w części ogonowej sterowca. W efekcie ogon Hindenburga zaczął opadać. Kapitan zarządził więc zrzut wody balastowej z ogona, by wyrównać lot. Gdy to nie pomogło, wysłał sześciu członków załogi na dziób, by w ten sposób - dzięki ich ciężarowi - wyrównać położenie sterowca. Katastrofa stała się nieodwracalna, gdy po zrzuceniu lin cumowniczych, które na deszczu szybko nasiąkły wodą, nastąpił przeskok iskry między naelektryzowanym poszyciem a metalową konstrukcją Hindenburga. To doprowadziło do wybuchu wodoru wydobywającego się z uszkodzonego zbiornika.
Procedury narzucone przez producenta sterowca zabraniały lądowania w warunkach atmosferycznych, jakie panowały w dniu katastrofy w rejonie Nowego Jorku. Było pochmurno, burzowo, a do tego wiał silny wiatr. Hindenburg miał jednak opóźnienie. Z tego prawdopodobnie powodu Max Pruss zdecydował się lądować. Nic dziwnego, że Hugo Eckener, ówczesny prezes Luftschiffbau Zeppelin GmbH, producent Hindenburga, obwiniał kapitana za katastrofę. Jego zdaniem Pruss świadomie złamał przepisy, co doprowadziło do tragedii.
ZEPPELIN-MUSEUM ZEPPELINHEIM , NEU-ISENBURG. W zbiorach Urzędu Gminy w Pieckach
Nie była to pierwsza katastrofa sterowca w dziejach. Ale właśnie ona zakończyła erę lotów turystycznych z pasażerami na pokładzie. Niestety, przyłożył do tego rękę człowiek urodzony na terenie Prus Wschodnich, a więc dzisiejszych Mazur.
Wszystkie komentarze