Mniej więcej tam gdzie teraz stoi chluba miasta - basen olimpijski - na początku lat 90. rodził się polski kapitalizm. - Targowisko przy stadionie Stomilu to moje dzieło - przyznaje skromnie Andrzej Małyszko, z zawodu inżynier, który zarządzał też miejskimi targowiskami w Olsztynie. - Firma, w której pracowałem upadała i właśnie zacząłem szukać nowego zajęcia, gdy mój kolega zaproponował mi posadę szefa kompleksu olsztyńskich stadionów. Tylko trzeba było wymyślić jeszcze sposób, jak te wszystkie obiekty razem z klubem piłkarskim utrzymać.
A że były to czasy rozkwitu handlu obwoźnego, Andrzej Małyszko zdecydował się poświęcić jedno z bocznych boisk na targowisko i zamówił 30 drewnianych straganów. Jednak trzeba było się jeszcze postarać o sprzedających. - Wymyślałem różne sztuczki i promocje, zwolnienia z opłat, ale ciężko to szło, by ludzi przekonać - opowiada. - W końcu dałem mojemu znajomemu ulotki z mapką jak z przejścia granicznego w Bezledach dojechać do targowiska przy Stomilu w Olsztynie, a on załatwił, że były wręczane w autokarach jadących z Kaliningradu do Polski. I nagle pewnego dnia przyjechało do nas 14 autokarów z Rosjanami. Zastanawiałem się jak to wszystko opanować.
Żeby zaprowadzić porządek na bazarze straż miejska zorganizowała tam nawet tymczasowy posterunek. - Otworzyliśmy też prowizoryczny kantor wymiany walut, żeby nie było handlu nimi gdzieś po kątach - dodaje Andrzej Małyszko. - Na targowisku czasem działy się takie numery, że aż trudno uwierzyć. Łącznie z tym, że kiedyś jednemu Rosjaninowi życie ratowałem, zasłaniając go własnym ciałem, gdy chcieli go ugodzić nożem.
Na targowisku dobrze czuli się też oszuści, którzy grali w trzy kubki. Dzięki ten zabawie naiwni mogli stracić niemałe pieniądze. - Po pewnym czasie stali klienci zorientowali się, że ta zabawa nie ma szans skończyć się ich wygraną - opowiada Marta, rocznik '83. - Czasem oszuści zachowywali się wręcz agresywnie, przymuszając niektórych, aby wzięli udział w ich grze. Bywało niebezpiecznie.
Codziennym obrazkiem na targowisku był widok ludzi przymierzających ubrania na oczach innych. W większości budek nie było bowiem przymierzalni. Nikogo nie dziwił widok kobiet nakładających staniki na bluzki, żeby sprawdzić czy rozmiar pasuje.
Na targowisku można było też kupić pirackie kasety czy podróbki markowych ubrań, np. słynnych dresów Adidasa, które zamiast trzech miały... cztery paski. Mimo to młodzież tłumnie ustawiała się po nie w kolejkach.
Na Stomil przenieśli się też kupcy z pl. Pułaskiego i dobrze im się wiodło. Targowisko zaczęło podupadać pod koniec lat 90., ale handlowano tam jeszcze do maja 2009, czyli do rozpoczęcia budowy basenu.
Wszystkie komentarze